Tytuł: Magia zabija, Magia wskrzesza
Autor: Ilona Andrews
Cykl: Kate Daniels
Tom: 5, 6Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 2018
Liczba stron: 430, 432Tłumacz: Marek Najter, Kaja Makowska
Kategoria: Fantastyka, urban fantasy
Ocena: 7/10 (V - 6/10, VI - 8/10)
Ponieważ nie służy mi przerwa od urban fantasy, to w końcu przyszedł czas na lekturę dwóch kolejnych części cyklu o Kate Daniels. Gorsze samopoczucie sprawiło, że odstawiłam inne lektury na bok i dałam się porwać do postprzesunięciowej Atlanty pełnej magii, zmiennokształtnych i Panów Umarłych.
Magia uderza, a wszczególności Magia krwawi dosyć mocno przeczołgały bohaterów i wymusiły wiele zmian w ich życiu. W Magia zabija postacie muszą stawić czoła temu co się wydarzyło i spróbować pewne rzeczy poukładać na nowo. Dla Kate nowy rozdział w życiu to z jednej strony nowe możliwości, ale z drugiej stare skłonności i umiejętności. Postawiona pod ścianą przyjmuje zlecenie, które od samego początku niespecjalnie jej się podoba. Wraz z przyjaciółmi rozpoczyna metodyczne dochodzenie, które prowadzi ją do dawno zapomnianych miejsc i niechcący odkrywa przed nią sekrety zupełnie niezwiązane ze sprawą. Nieoczekiwanie sprawy błyskawicznie eskalują - sprawy zawodowe z impetem zderzają się z życiem prywatnym i nagle okazuje się, że nie dość, że ktoś chce wyeliminować magię, to śmierć postanowiła upomnieć się o kogoś bliskiego Kate. Magia wskrzesza zabiera nas w nieoczekiwaną podróż do Europy, w którą część Gromady wyrusza na specjalne zaproszenie. Ich celem jest ochrona pewnej ciężarnej zmiennokształtnej, a przy okazji zdobycie bezcennego panaceum. Niestety na miejscu wszystko się komplikuje - Kate spotyka jedną z bardzo niewielu osób, których miała nadzieję już nigdy w życiu nie spotkać, ochraniana okazuje się niewdzięcznym obiektem ochrony, a osoby, które powinny być jej bliskie to banda okrutnych ludzi, dla których ciężarna jest wyłącznie niewdzięcznym problemem. W dodatku wokół ukochanego Kate zaczyna się kręcić piękna i młoda zmiennokształtna księżniczka, bez dramatycznej przeszłości i niezbyt obiecującej przyszłości. To wpływa na Kate mocniej niż chciałaby przyznać, a wyjazd do Europy okazuje się jazdą bez trzymanki. Niestety nie każdy z niego powróci, a rany niektórych już nigdy się nie zagoją...
(..) Widzisz, rozgniewanym ludziom nie chodzi o sprawiedliwość.
Szukają oni jedynie wymówki, by dać upust własnemu gniewowi.
Po Magia uderza i Magia krwawi czułam się syta - to były smakowite kąski, w których u Kate dużo się działo, zarówno na polu prywatnym, jak i zawodowym. Jednocześnie Magia krwawi okazała się pewnego rodzaju nowym początkiem w życiu najemniczki, dlatego tym bardziej z niecierpliwością oczekiwałam na kolejną część jej przygód. Tymczasem Magia zabija nieco mnie zawiodła. Nadal było dowcipnie i lekko, nadal klimat historii był doskonały. Świetny był wątek osobisty - nieco więcej dowiadujemy się o przeszłości Kate, a zwłaszcza o jej matce, szerszy będzie wątek Julie, rozwinie się zarówno relacja Kate z Curranem, jak i z całą gromadą, a sama bohaterka wejdzie na nowy poziom jeśli chodzi o jej... Ujmijmy to tak - rozwój osobisty. Jednak wątek sensacyjny zupełnie się nie umywał do tych, których poznaliśmy podczas lektury poprzednich książek takich jak Magia krwawi, Magia uderza czy nawet Magia parzy. Idea wydawała mi się naprawdę ciekawa, ale samo wykonanie, tajemnicza machina... Kompletnie nie. Szczególną niechęć wyzwoliła we mnie postać Adama Kamena, który z wielu powodów zupełnie mi nie pasował do roli jaką od autorów otrzymał. Miałam wrażenie, że sami autorzy niespecjalnie w niego uwierzyli, a przez to wydawał się tak bezosobowy jak to tylko możliwe. U małżeństwa Gordonów tak przezroczyste postacie praktycznie się nie zdarzają. Podobnie zresztą Latarnicy. Przez dłuższą część książki miałam wrażenie jakby w fabułę wkradały się jakieś niestworzone teorie spiskowe, a finał, no cóż. Był szybki i pełen walki. Tym razem pod względem przygodowym nie byłam zaskoczona właściwie ani przez chwilę, więc czegoś mi w tej części zabrakło.
Dużo lepiej zaprezentowała się kolejna książka czyli Magia wskrzesza. Tutaj co prawda niekiedy chaos oszałamiał, zwłaszcza chaos opisów kto i gdzie w zamku - momentami odnosiłam wrażenie, że bohaterowie nie robią nic innego tylko szarpią się od komnaty do komnaty nieustannie biegając po długich korytarzach - ale poza tym w końcu historia zaproponowała mi coś co było odświeżające i zaskakujące. Zarówno wątki sensacyjne, jak i prywatne, zaprzątały sporo uwagi czytelnika, a przy tym nowe miejsce, nowe mityczne stwory, nowe towarzystwo, tylko niebezpieczeństwo śmierci już tak znajome. Dużo ożywienia do fabuły wprowadza pewien bohater, który był już wcześniej wspomniany, ale dopiero teraz dochodzi do skrzyżowania mieczy pomiędzy nim, a Kate. Zakończenie tego tomu pokazuje zresztą, że to jeszcze nie koniec, a i on, i Kate, są spragnieni krwi i zemsty. Nie da się też ukryć, że w końcu pojawiła się jakakolwiek rysa na idealnym wizerunku Currana, której chyba już wszyscy wyczekiwaliśmy jak dżdżownica dżdżu. Magia wskrzesza kończy się w taki sposób, że po raz kolejny czuję się jednocześnie nasycona i spragniona.
Mimo moich zastrzeżeń do piątego tomu, za każdym razem kiedy zaczynam czytać ten cykl, w zasadzie nie ma znaczenia czy od początku, czy od środka, czuję że wypoczywam. Z tego powodu przepadam za czytaniem Kate Daniels podczas choroby. Nie da się jednak ukryć, że jest to fantastyka typowo amerykańska. Ma w sobie coś z literatury fastfoodowej, niewymagającej, układającej historię w taki sposób, żeby wszystko było jasne. Wszelkie dwuznaczności czy niepewności są raczej dosyć szybko rozwiewane, dlatego moim zdaniem cykl o Kate Daniels jest wyborny do relaksu. W porównaniu do polskiego urban fantasy, które często balansuje na dozie mroku, niedopowiedzeń i napięciu, tutaj mamy zdecydowanie więcej zwykłej walki o przetrwanie w lekkiej i wesołej formie. To przygoda, która sama w sobie ma wciągać, są miecze, są kły i pazury, są odcięte członki i noże wbite w oczodoły. Nie zmienia to jednak faktu, że historia jest zbudowana tak żeby czytelnik ani przez chwilę się nie nudził, kawalkada bohaterów nie pozwala mu się do niczego przyzwyczaić, a różnorodność wątków fantastycznych, które zostały tu pomieszane (od słowiańskiej magii czy słów mocy, przez mityczne czy biblijne stworzenia, postaci z piekła rodem, po zmiennokształtność, wampiry i magię krwi) naprawdę nie daje czasu do namysłu.
Pierwszy tom cyklu nie był najlepiej przetłumaczony, kolejne trzy prezentowały się znacznie lepiej, ale przy tych dwóch moim zdaniem nieco zawodziła korekta albo jednak kolejna zmiana tłumacza (już trzeciego i czwartego (!)). Tym razem wyłapałam brakujące literki, błędne formatowania, niewłaściwe końcówki i chociaż nie było tego wiele, to biorąc pod uwagę to jak wielkie znaczenie dla tego cyklu ma dynamika i lekkość, stanowiły one niepotrzebne potknięcia, które spowalniały podczas lektury.
Gorący szkarłat barwił kamienie wieży. Jego zapach otulił mnie, a magia przyciągała i ponaglała jak głodny pieszczot kot. Co miałam do stracenia?
Wyciągnęłam rękę i odpowiedziałam na zew krwi.
Pomimo tego, że tym razem sporo nie poszło tak jak tego oczekiwałam, to czerpię przyjemność z tego, że czytanie kolejnych książek z cyklu o Kate Daniels wciąż daje mi tyle rozrywki i relaksu. Uwielbiam bohaterów, a Magia wskrzesza nie pozostawia złudzeń - zbliżamy się do wydarzeń, które zmuszą Kate do stawienia czoła największemu wrogowi, co przyniesie sporo emocji. Nie mogę się doczekać kolejnej przygody spod pióra małżeństwa Gordonów!
| Magia zabija | Magia wskrzesza | Magia niszczy | Magia zmienia |
| Magia łączy | Magia triumfuje |