wtorek, 23 kwietnia 2024

Niemałe nadzieje, zawiedzione zaufanie czyli „Ania, karabela i Drzewo Poznania" Batłomieja Baranowskiego



Tytuł: Ania, karabela i Drzewo Poznania

Autor: Bartłomiej Baranowski


Wydawnictwo: Empik Go
Data wydania: 2024
Liczba stron: 260
Kategoria: Literatura dla młodzieży, fantastyka
Ocena: 7-/10






Od mojej lektury pierwszej części cyklu - Ani, klechd i Wielomroku minął dokładnie rok. Co do dnia, w co aż trudno uwierzyć. Debiutancka książka pana Baranowskiego przypadła mi do gustu, jednak widziałam w niej zarówno blaski, jak i cienie. Polubiłam tę historię, magię, wątek Wielomroku, ale miałam też sporo wątpliwości. Z tego powodu z ogromną niecierpliwością czekałam na drugi tom przygód Ani Kowalskiej - byłam zainteresowana nie tylko tym jaką drogę obierze autor pod względem fabularnym, ale przede wszystkim tym jakościowym, bo najwięcej problemów dostrzegałam właśnie w tej warstwie. To sprawiło, że chociaż książka należy raczej do tych krótszych, to czytałam ją naprawdę długo! Jakby tego było mało, choć swojego ebooka przeczytałam już chwilę temu, to wyjątkowo dużo czasu poświęciłam przemyśleniom co ja o tym wszystkim myślę. Muszę przyznać, że od dawna żadna książka i żaden autor nie zabili mi takiego ćwieka.

Minęła już chwila od czasu gdy Ania trafiła do magicznej części świata, po czym wraz z Michałem stawiła czoła Wielomrokowi i w dodatku oboje to przeżyli. Ten sukces, połączony ze złamaniem prawa, poskutkował wieloma konsekwencjami. Ale najważniejsze jest to, że przeżyli, kara została zawieszona, a Michałowi pozwolono pozostać wśród dwuświatowców. Co prawda Ania stała się amuletem, którego kawałka ochronnej mocy chciałby każdy, ale jakoś udaje się zachować w tym wszystkim rozsądek i równowagę. Równocześnie rośnie liczba hipotez o tym czym jest Wielomrok i jak go pokonać, jego oraz rosnących w siłę Mrocznych. Młodzież z jednej strony chciałaby być częścią czegoś ważnego i dużego, co sprawia, że angażują się w te rozważania, ale z drugiej to całe bycie w centrum uwagi bywa dla Ani bardzo męczące. Podobnie zresztą dla zamkniętego w zamku Franka. Szybko się jednak okazuje, że trudno jest się nie mieszać kiedy wydarzenia dosłownie zbijają ich momentami z nóg. Czy słynna karabela pokona Wielomrok, czym jest drzewo poznania, kim jest Seth, czy Ania dowie się czegokolwiek o swoich korzeniach, a zaginiona pamięć powróci do właścicielki? Tego wszystkiego dowiecie się tylko sięgając po Anię, karabelę i Drzewo Poznania. ;)

(...) - Że moc magiczna najczęściej objawia się wśród ludzi złamanych. Których serce musi być tak strasznie poste, że zaczyna się wypełniać Wszechmocą. Czasami to puste naczynia w naszej duszy. Innym razem serce jest pęknięte i nie potrafi utrzymać żadnego uczucia. Każdy z nas jest w jakimś sensie obarczony tragedią i właśnie dlatego tu trafił.

Chociaż drugi tom z definicji nie jest już debiutem, to debiutancki sznyt wciąż tu się pojawia. Szczególnie ciężki był dla mnie początek, kiedy w dosyć długim wprowadzeniu, znowu sporo miejsca poświęcono opisom, a wśród nich np. temu kto jak jest ubrany, mimo że nie wnosiło to niczego do fabuły, powróciły też powtórzenia Swoimi zielonymi źrenicami patrzyła gdzieś ponad ostro zakończone szczyty świerków, które otaczały skoszone pola dookoła nich, a dwie strony dalej Cisy otoczone były sadami i polami zbóż, które teraz miały już ścięte kłosy. Dookoła pól rosły świerkowe lasy, ciągnące się w różnych kierunkach. Biorąc pod uwagę, że sama informacja jest raczej z tych marginalnie istotnych, to ten pierwszy rozdział jakościowo jest w mojej opinii dosyć debiutancki. Z drugiej strony doceniam fakt, że pan Baranowski przypomniał nam wydarzenia z poprzedniej części. To coraz częstszy zabieg, szczególnie w fantastyce, bardzo praktyczny dla czytelnika, a i dla autora mocno osadzający w historii, którą stworzył i nie inaczej było tutaj.

Jednakże im dalej w świerki, tym było lepiej. Około 40% lektury, poczułam wiatr w żaglach, w końcu faktycznie wskoczyliśmy w historię, autor też dobrze przemyślał sprawę dokąd chciałby z fabułą podążyć. To wrażenie utrzymałam do ostatniej strony - pan Baranowski zaplanował kto, co i jak, dzięki czemu całość nabrała rytmu i okazała się naprawdę spójna. Powiem więcej - kiedy powróciłam raz jeszcze do tego nieszczęsnego początku książki, to dostrzegłam smaczek, który nabiera nieco innego wyrazu, kiedy zna się zakończenie Ani, karabeli i Drzewa Poznania. Swoją drogą tytuł książki też mnie zaciekawił i zastanawiałam się czy będzie to Drzewo Poznania od miasta Poznania, czy od rozpoznania, ale tę tajemnicę można rozwiązać tylko podczas lektury. ;)
Wspominałam o tym już podczas czytania pierwszej części, w drugiej jest lepiej, ale wciąż momentami lądowałam w miejscu, w którym nie miałam pojęcia jak się znalazłam. Wydaje mi się, że warto byłoby poświęcić nieco więcej uwagi wyszlifowaniu ciągów przyczynowo-skutkowych, bo przynajmniej ja chwilami się w nich gubiłam, za to pewnej redukcji można byłoby dokonać na opisach, które w mojej opinii były czasami nieco niepotrzebnie rozciągnięte.

Od samego początku dla Ani wielkie znaczenie miały relacje, których tak jej brakowało w okresie kiedy mieszkała w domu dziecka w Nysie. Osamotniona dziewczyna pragnęła przede wszystkim przygód i zmiany, ale zawsze szczególnie istotni byli dla niej ludzie. Dlatego tak ważne są dla niej zawiązane więzi z jej opiekunem Tadeuszem i z przyjaciółmi - Moniką, Piotrkiem, Franciszkiem oraz oczywiście Michałem. W poprzedniej części miałam pewne wątpliwości co do sposobu w jaki przedstawiono relacje Ani z przyjaciółmi. W drugiej części uważam, że jest znacznie lepiej, bardziej jak w paczce przyjaciół i bardziej jak w młodzieżowej przygodówce, którą widzę w tym cyklu coraz wyraźniej. Równocześnie Ania wciąż pozostaje dziewczynką z domu dziecka - pełną obaw i braku doświadczenia w budowaniu i utrzymywaniu relacji, niepewną jak radzić sobie z popełnionymi błędami, przerażoną, że może krzywdzić swoich bliskich. Mam wrażenie, że Bartłomiej Baranowski bardzo głęboko wszedł w ten element osobowości Ani, co sprawia, że jest on poprowadzony bardzo wiarygodnie. 

Także od strony technicznej Ania, karabela i Drzewo Poznania są znacznie lepsze od swojej poprzedniczki. Poza początkiem, widać, że autor włożył dużo energii w to zagadnienie, dzięki czemu język stał się płynniejszy, a całość czytało się znacznie przyjemniej. Wygładzono i opisy, i dialogi, które w pierwszej części budziły we mnie wątpliwości. Wciąż jest pole do pracy, ale poprawę widać gołym okiem i jako czytelniczka ogromnie to doceniam.

Historia Ani robi się coraz ciekawsza, a autor wybiera interesujące rozwiązania (jak np. przy sprawie z obrazem - nic więcej nie napiszę, bo nie chcę spoilerować, ale kto przeczyta, będzie wiedział co mam na myśli). Pojawiło się także więcej magii, jej opisów i tego z czym się wiąże i chociaż mnie jest wciąż mało, to i tak bardzo się z tego ucieszyłam. Książka jest typowo młodzieżowa, więc choć nie wszystko mnie przekonuje, to zamykam na to oczy, wszak jestem znacznie starsza od docelowego odbiorcy. Jest jednak jeden element, którego wyraźnie mi zabrakło, a mianowicie emocje. Nie mam tu na myśli zaskakujących zwrotów akcji, bo te się pojawiły, jak najbardziej. Chodzi mi o przywiązanie do bohaterów, do Cisów, do historii, emocjonowanie się tym co i jak się wydarza. Tymczasem chociaż zasiadłam do lektury z przeogromnym postanowieniem, że dam się porwać Ani w przygodę, to nie mam wrażenia, żeby książka dotknęła we mnie czułych miejsc, spokojnie przerywałam lekturę, nie przeżywałam dramatycznych momentów, których przecież kilka w tej opowieści było. Nie ukrywam, że brakowało mi tego - w przygodówkach, czy to tych młodzieżowych, czy tych dla dorosłych, jest to dla mnie ważne i w mojej opinii mocno wpływa na odbiór książki przez czytelnika. Najbliżej takiego współodczuwania, złapania kontaktu z bohaterką, byłam kiedy poszukiwała swoich korzeni. Patrząc na pewną część historii podejrzewam, że ten wątek będzie jeszcze powracał, więc nie tracę nadziei, że te związki poczuję.

Dawno nie miałam tylu wątpliwości jak ocenić książkę. Dobrze życzę panu Baranowskiemu, cieszę się, że wciąż są w Polsce debiutanci, zainteresowani fantastyką dla młodzieży i pracą nad swoją literaturą. Ania, karabela i Drzewo Poznania to duży postęp w stosunku do poprzedniej części i odczuwam spory wzrost w mojej przyjemności z lektury. Doceniam też, że autorowi udało się mnie zaskoczyć, co wcale nie jest takie proste, bo z fantastyką i przeróżnymi zwrotami akcji mam spore doświadczenie. Jednak w mojej opinii jest tu jeszcze kilka kwestii, które warto byłoby przepracować, tak aby kolejny tom faktycznie wbił czytelników w fotel. Bardzo kibicuję autorowi i mam nadzieję, że trzeci tom pobije poprzednie!

PS Naprawdę uważam, że liczbę odniesień do dekoltu Moniki i do alkoholu można byłoby obciąć o połowę, albo nawet o 3/4, bez najmniejszej szkody na fabule. Od pewnego momentu było to po prostu męczące.

Za możliwość lektury w ramach współpracy barterowej bardzo dziękuję Autorowi
 
Książka dołącza również do wyzwania #polskafantastykafajnajest

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...