Cyrk polski jest książką o tematyce politycznej, jednak nie aż tak tendencyjną jak wielu podejrzewa biorąc pod uwagę miejsce zatrudnienia autora. Dawid Krawczyk wyrusza w pogoń za jedną z najdziwniejszych kampanii wyborczych w politycznej historii Polski. Przedstawia nam po kolei, acz w telegraficznym skrócie, wybory do Parlamentu Europejskiego, do Sejmu i Senatu, a kończąc wyborami prezydenckimi z 2020 roku, które zapewne większość z nas wciąż ma jeszcze w pamięci. Mnie wciąż trudno o tym zapomnieć, bo to był prawdziwy kalejdoskop bardzo różnorodnych wydarzeń. Obraz, który się z tego wszystkiego wyłaniał był raczej niezbyt optymistyczny, ale rzeczywiście dosyć jarmarczny, a niekiedy również cyrkowy. Autor doskonale to rozumie, wie, że ta jarmarczność nie dotyczy tylko kiełbasy i śpiewu koła gospodyń domowych, ale również cynicznych zagrań i czczych obietnic polityków. Cyrk polega też na tym, że ludzie wiele rzeczy rozumieją, widzą i znają, wiedzą jak kampanie przebiegają, a i tak dają się wciągać w tę wyborczą grę.
Warto wiedzieć, że autor naprawdę chętnie oddaje głos zwykłym ludziom, chociaż nie stroni także od dosyć osobistych i niekiedy bezwzględnych (choć ciężko odmówić im trafności) ocen. Nie jest to mój ulubiony typ reportażu bezstronnego, bo autor dopuszcza również siebie do głosu, ale trudno odmówić mu racji, trudno też nie poczuć, że ten materiał bez pewnej puenty (niekoniecznie w postaci podanej wprost opinii) mógłby być trudny w odbiorze.
To wszystko to jednak tylko dodatki do najważniejszego hasła: ZABIORĄ! Kto? Oni. Co zabiorą? „To co myśmy dali".
Żebyśmy jednak mieli jasność - w książce przeczytamy co nieco o wszystkich ugrupowaniach.
Na szczególną uwagę zasługuje język tej publikacji. Przez większość książki język jest towarzyski, mocno nieformalny żeby nie powiedzieć kolokwialny, a jednak od czasu do czasu pojawia się czy wtrącenie po śląsku (ważny temat w sumie), czy słownictwo mocno archaiczne. Muszę przyznać, że to dla mnie ubarwiało lekturę i z mojego punktu widzenia jest dodatkową wartością Cyrku polskiego, chociaż wolałabym żeby było mniej wulgaryzmów (wydaje mi się, że większość z nich nic nie wnosi do fabuły). Osobiście mam też uczulenie na określenie „Kaczyński", „Morawiecki" czy „Tusk". Wybitnie przeszkadza mi takie przywoływanie po nazwisku, wydaje mi się, że kultura wymaga od nas nieco więcej, szczególnie w artykułach na portalach informacyjnych oraz właśnie w książkach. Być może to tylko mój problem, ale po prostu tego nie lubię.
- Bo wie pan, kolejka to jest jednak ważna rzecz - słyszę od starszej pani w garsonce, tuż za moimi plecami.
Cyrk polski jest ciekawą, dobrze napisaną książką, która jednak moim zdaniem niewiele wnosi do tematu, a przynajmniej nie dzisiaj. Może za 20 lat, kiedy dzisiejsze dzieciaki będą chciały zrozumieć co wtedy się widziało, to Cyrk polski przyjdzie im z pomocą, ale też nie jestem tego pewna, bo do takiej roli społecznej potrzebne jest nieco szersze wprowadzenie do opisywanych realiów, którego tutaj brakuje. W tej chwili jednak, jeżeli ktoś był jakkolwiek zaangażowany w wyborcze szaleństwo od wyborów do europarlamentu rozpoczynając na wyborach prezydenckich kończąc, to ta książka naprawdę niewiele wniesie do jego życia. Ot, czyta się dobrze (choć niezbyt wesoło), gładko i szybko. Wydaje mi się też, że autor się nie rozpisał, choć być może taki był zamiar. Wiele historii poznajemy po łebkach i w dosyć dużym skrócie, brakuje mi takiego choć trochę pogłębionego obrazu. Szkoda też trochę, że autor wspominając o niezwykłej pandemicznej kampanii nie wspomniał o unikatowych wywiadach z czołowymi kandydatami na urząd prezydenta na kanale Imponderabilia. Wydaje mi się, że to był jeden z większych symboli obecnych czasów (mam tutaj na myśli zarówno pandemiczne czasy jak i po prostu postęp XXI wieku), kampania na YouTube w nowej odsłonie.
Podczas lektury miałam też jednak refleksję nad własną depresją polityczną. Znałam większość tych historii, zwrotów akcji i wydarzeń, a kiedy one się działy miałam gigantyczne niekiedy emocje. Teraz czytając o tym myślałam „no i co, to już przecież wiemy". Wydaje mi się, że to też jest nie bez znaczenia dla mojego dosyć surowego odbioru tej książki. Od czasu wyborów wiele się wydarzyło, ale ani polaryzacja społeczna się nie zmieniła, ani pandemia nie minęła, ani moja ocena działań polityków.
- Czego pan żałuje? - pytam zaciekawiony
-
No, że nie byłem w partii. Żałuję, bo wie pan, może bym i wyżej
zaszedł. Pewnie tak. Jednego się w życiu nauczyłem: w partii lepiej być,
niż nie być.
Jeżeli jednak są osoby, którym ostatnie lata z politycznego punktu widzenia uciekły, jeżeli ktoś zadaje sobie pytanie kiedy to wszystko się wydarzyło, dlaczego niektóre historie obrały taki obrót (społeczne podziały, ostre walki o pojęcie rodziny zarówno w kontekście LGBT jak i programu nauczania w szkole) to Cyrk polski ogromnie polecam. Nadal nie rozumiem dlaczego niektóre sytuacje tak bardzo wymknęły się spod naszej, ludzi, kontroli, ale ta książka bardzo obrazowo nakreśla obraz sprzed wyborów, w trakcie i po. Autor nie pozostawia nam złudzeń, perspektywy nie były optymistyczne nawet wtedy, a my czytelnicy już wiemy, mądrzejsi o czas, który od wyborów minął, ile złego się wydarzyło. Czytałam wczoraj zdanie o „pandemii w odwrocie" jednym uchem słuchając przemówienia obecnego Ministra Zdrowia, który opowiadał o trzeciej fali gorszej niż drugiej, bo o pierwszej nikt już nawet nie mówi. Jest tu jeszcze kilka takich smaczków, które wywołują gorzki uśmiech i potężne zmęczenie emocjonalne. Polityczna karuzela w naszym polskim cyrku, chłodna i cyniczna kalkulacja własnych zysków, a w tym wszystkim my - zwykli ludzie, którym świat poprzestawiała pandemia, którzy boją się o zdrowie i życie bliskich, a wśród nas wycieńczeni przedstawiciele zawodów powiązanych z walką pandemią oraz Ci, którzy przez wielomiesięczne zamknięcia nie mają już nawet sił liczyć strat. Kampania się skończyła, ale cyrk polski niestety wciąż trwa.