Przedstawiam Wam bardzo krótki, acz wart zastanowienia artykuł autorstwa Pani Anny Dziewit-Meller - link. Dodam, że obie wspomniane w tekście strony facebookowe mam w ulubionych i przyznam uczciwie - z przyjemnością często je czytam, a mimo to uważam, że tekst jest wart zastanowienia.
Zresztą, nie mniej warte uwagi są komentarze. Znowu oceniamy co kto czyta, szeregujemy czytelników po tym z jaką literaturą spędzają wieczór, bo „ja wiem lepiej czym jest wartościowa literatura i nie jest nią...". Kiedy my wreszcie przestaniemy robić jakieś sztuczne rozdziały i podziały? Dlaczego nie możemy czytać tego co lubimy? Na czarną listę literatury bezwartościowej trafiły kryminały, romanse, erotyki, horrory, "czytadła" i lektury. Zapewne fantastyka i książki typu Young Adult także trafiłyby na tę listę gdyby autorom komentarzy przyszły do głowy. Co zatem zostaje?
Jestem zmęczona po dniu pracy/studiów/szkoły, chcę się odprężyć przed snem. Zamiast skakać po kanałach wybieram książkę, dla przyjemności i rozrywki. Czy to niewłaściwe? Dlaczego książka nie może być jak film? Możesz oglądać komedie romantyczne, 50 twarzy Greya albo Piłę i jakoś wszyscy się nad tym śmieją i rozumieją, że czasami ktoś ma chęć się rozerwać, "odmóżdżyć". Ale książka to dziedzictwo kulturowe i nie ma być przyjemne, ma edukować w sposób odgórnie narzucony. Odgórnie narzucony, ponieważ uważam, że 99% książek poszerza słownictwo, przypomina o zasadach ortografii i interpunkcji, fantastyka poszerza horyzonty wyobraźni, romanse często poprawiają samopoczucie i samoocenę, a kryminały często zmuszają jednak do pytania „ale kto mógł to zrobić", do kombinowania, logicznego łączenia faktów.