Autor: Albert Jawłowski
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2016
Liczba stron: 296
Kategoria: Literatura faktu
Ocena: 3/10
Kultury i religie
interesują mnie odkąd pamiętam. Z ciekawością poznaję i
pochłania hinduizm, szamanizm, protestantyzm, katolicyzm, buddyzm,
islam, prawosławie, mitologie i pradawne wierzenia. Mam nadzieję,
że nikt się takim zestawieniem nie obraził, jest to zdanie złożone
z czysto naukowych pobudek. Religii jest wiele i wszystkie są
niezwykle ciekawe, mają niemały wpływ na kultury i społeczeństwa.
XII Pandito Chambo Lama
Itigełow to niezwykle ciekawa osobistość zarówno z punktu
widzenia religijnego jak i naukowego. Mało kto bowiem wie, że w
Buriacji, jednym z obszarów Rosji w okolicy Bajkału i Ułan Ude,
jest obszar, na którym króluje buddyzm. Gdybyśmy mieli być
szczerzy – w Rosji w ogóle buddyzm ma się świetnie, w dodatku
buddyzm wielu dróg. Jednak Buriacja to wyjątkowe miejsce, w którym
buddyzm linii Gelug ewoluował i dziś jest to miejsce jedyne w swoim
rodzaju. I właśnie w tym miejscu, w 1927 roku XII Pandito Chambo
Lama Itigełow zapadł w swoją ostatnią medytację. Został
pochowany, a kiedy wiele lat później go wykopano, okazało się, że
trwa w pozycji medytacyjnej po dziś dzień. Jego ciało jest
świetnie zachowane, nie zostało zmumifikowane ponieważ nie jest
sztywne, skóra pozostaje elastyczna. Po wyciągnięciu go z ziemii mówiono,
że nie ma mowy, procesy gnilne zaczną się już za chwilę. Minął
tydzień. Zmniejszyła się nieco waga ciała, mięśnie usztywniły
i... nic więcej. Badania naukowe przyniosły zaskakujące rezultaty -
pobrane próbki były identyczne jak u żyjących. Minęły lata, a
lama wciąż siedzi i medytuje. Ten temat autor porusza jednak
dopiero na 200 stronie, wcześniej opowiadając historię buddyzmu w
Buriacji, którą definitywnie uważa za grubymi nićmi szytą, pełną
niegodziwości, oszustw, niecnych uczynków, bo lamowie są ludźmi, którzy jak ludzie się zachowują.
Naprawdę liczyłam na
ciekawą książkę. Świetne wydawnictwo, doskonały, fascynujący
temat, którego w polskiej literaturze raczej nie uświadczysz.
Prosiło się o wspaniałą lekturę, polowałam na nią kilka
miesięcy, żeby trafić na nią w dobrej cenie, zacierałam rączki.
Dostałam... No właśnie,
co ja właściwie dostałam?
Na pewno nie jest to
bezstronna opinia. Autor swój punkt widzenia bardzo wyraźnie wyraża
wartościującymi określeniami i bardzo widoczną niechęcią. Na
kartach książki dowiadujemy się co nieco o przyczynach tejże
niechęci, ale nie jestem w
stanie zrozumieć jak autor może tworzyć książkę o tak ciekawym
i niezwykłym zjawisku, nie zachowując ani grama powagi, ani nawet szacunku. W
wielu momentach książki jest zaznaczone, że buddyzm nie znosi brzydkich/niewłaściwych
historii, a ja nie mogę pozbyć się wrażenia, że autor po prostu
szukał problemów. Wątpię aby rozmawiał na ten temat z
buddyjskimi dostojnikami, nic w napisanej przez niego książce na to
nie wskazuje, a jednak postanawia szerzyć niesprawdzone informacje o
ich reakcjach na różne zdarzenia. Prawdę mówiąc, wbrew
temu co mówi autor, buddyści linii Gelug może i bywają
świętoszkowaci, ale na pewno nie boją się tego, że ktoś w
młodości mógł z biedy i głodu podkradać jedzenie sąsiadom,
nawet jeśli był to młody przyszły lama.
Dostałam dużą ilość
faktów. Rzeczywiście, jest ich bardzo dużo, w niezłym wydaniu, bo
czyta się je prosto. Brakuje mi wiedzy do ich weryfikacji, ufam
jednak, że są prawdziwe. Jednakże autor wiele z tych buddyjskich
zagadnień podaje tak, że stają mi one kością w gardle. Dławią
swoją suchością, niezrozumieniem jak to działa, posługują się
przekazem książkowym i informacjami od osób buddyzmu niewyznających. Brakuje
elementu kulturalnego buddyzmu. Gdy poznałam buddystów to co rzuca
się w oczy jako pierwsze to ich lśniące oczy, zaangażowanie,
radość i uśmiech mniej lub bardziej stonowane. Życzliwość i
dobroduszność. Autor chyba jednak nie oddał książce swojego
serca, nie zaangażował się, a przynajmniej ja zupełnie tego
emocjonalnego zaangażowania nie czułam. Nawet jego negatywne emocje
wydawały mi się negatywne z czysto literackiego punku widzenia,
uprzedzenie do faktów, a nie wydarzeń. Niechęć do buddyzmu,
niechęć do Buriacji, niechęć do tego, że wielcy mistrzowie nie
zawsze byli idealni? Niechęć do tego, że od niektórych osób nie
pobiera się opłat, a od dziennikarzy pobiera się wielką? Och, nie
bądźmy małostkowi, każdy musi z czegoś żyć. Poza tym myśl, że
to koniecznie jest buddyjskie też jest smutna, a może to wpływ
czynników społecznych, może politycznych? Nikt tu nie wszedł
głębiej, autor pozostawił nas na etapie własnego niezrozumienia,
niechęci i zjadliwości.
Zatem postawmy sprawę
jasno – dostałam wielkie rozczarowanie. Punkt widzenia autora,
który zamiast rozszerzać moje perspektywy od samego początku daje
mi do zrozumienia, że to co opisuje to zwykłe targowisko, cyrk i
bazarek. A ja głupia liczyłam na to, że autor podobnie jak ja,
będzie się kierował merytoryczną dyskusją, ciekawostkami,
ewentualnie przeplatanymi swoim refleksjami.
Według mnie dobry
reportaż (Milczący lama należy do serii REPORTAŻ) nie pozwala
sobie oceniać sytuacji. Tak było w większości moich spotkań z tą
kategorią literatury. Autor przedstawiał fakty, dyskutował, ale
nie wartościował. Pozwalał na poznanie tematu, ciekawił, czasem
bulwersował, innym razem fascynował, ale absolutnie nie podkreślał
na każdym kroku swojej opinii. Czytelnik miał możliwość samodzielnego wyrobienia zdania na dany temat.
Podsumowując,
Książka porusza
ekstremalnie ciekawy temat, mamy bowiem buddyjskiego lamę, którego
ciało pozostaje w pozycji medytacyjnej, w bardzo dobrym stanie od
90-ciu lat. Niewątpliwie, fascynuje to z powodów buddyjskich, ale i
naukowych. Nie była to skądinąd mumifikacja ani żadna inna znana
metoda służąca przechowywaniu ciała w tak dobrym stanie. Ot sól
i modrzewiowa trumna. Opis historii, buddyzmu buriackiego, który tak
silnie wpływa na kulturę, przy boku szamanizm i prawosławia, no i
sama Rosja – to naprawdę fascynująca mieszanka, która mogłaby
przynieść niesamowicie wciągającą historię, bo to zwyczajnie
jest niesamowicie wciągająca historia.
Tymczasem to co
otrzymaliśmy to garść faktów, poprzetykanych niechęcią autora i
powierzchownością jego wiedzy. To prześmiewcze, pozbawione
szacunku do innej religii, wyznanie o tym, że tak naprawdę XII
Pandito Chambo Lama Itigełow jest próbą przyciągania ludzi do
straganów pełnych błyskotek.
Obawiam się, że XII
Pandito Chambo Lama Itigełow siedzi i milczy tylko kiedy widzi
Autora książki. Do innych przemawia na wiele sposobów i mogę
zapewnić, że nie chodzi tylko o wyznawców buddyzmu.