Dla rozluźnienia przeczytałam ostatnio coś z czego
zaśmiewałam się do bólu kiedy byłam młodsza. Przygoda czytelnicza z tą książką
ominęła mnie kiedy miałam te siedemnaście lat, a później nigdy mnie nie
ciągnęło, bo niechcący obejrzałam film, na szczęście po hiszpańsku, co
skutecznie mnie zniechęciło. Wybitnie nie podobała mi się gra głównych aktorów,
nawet kiedy nie do końca rozumiałam słowa.
Jednak jednym z moich postanowień noworocznych (obok zakupu
jednorożca oraz pokoju na świecie) było przeczytanie kilku książek, za które
nigdy bym się nie wzięła, z dowolnych powodów. Niedawno mignęła mi informacja o
dziesięcioleciu zmierzchu, w związku z czym odpowiedź na to co przeczytam
najpierw nasunęła się sama.
Saga Zmierzch.
Pewnego wieczora po bardzo bardzo ciężkim dniu pomyślałam,
że potrzebuję bezwysiłkowej lektury, która oderwie mnie od niemiłych myśli.
Zerknęłam na kilka stosików na biurku i z dna wyjęłam pierwszą część sagi.
Całkiem tłusta książka, powinna mnie na trochę zająć, a to wszystko czego mi
trzeba – pomyślałam.
Tego samego dnia (czy też raczej nocy) skończyłam czytać
pierwszą część książki. Z rana zadzwoniłam do przyjaciółki i powiedziałam, że
bardzo potrzebuję kolejnych tomów. Przyjaciółka mnie nie zawiodła i następnego
dnia tomiszcza były już w moich skromnych progach. Tego samego dnia skończyłam
część drugą, a następnego trzecią. Po czwartą musiałam polecieć do biblioteki.
Nieśmiało wyciągnęłam rękę z książką, co bibliotekarka skwitowała rozbawionym
uśmiechem. Taka duża i takie romantyczne bajania.
Skończyłam czytać i oglądać dziś rano.
Głęboko wstrząśnięta muszę powiedzieć, że po pierwsze Saga
Zmierzch wcale nie jest tak słaba jak ją rysują. Muszę oddać autorce
sprawiedliwość – fabuła nie jest zła. Słownictwo jest ubogie jak modrzew w igły
grudniową porą, ale niestety na to lekarstwa nie ma. Ratować próbowała to Pani
Joanna Urban, ale nie oszukujmy się. Nawet gdyby była wyborną tłumaczką i
korektorką, to drastycznie wzbogacić tej książki się zwyczajnie nie da.
Zatem wracając do
atutów książki –
fabuła jest niezła i do tego całkiem wciągająca. Tym bardziej kiedy przypomnimy sobie, że od wydania
pierwszej części sagi minęło 10 lat. To szmat czasu, który przypomina, że to
właśnie Pani Meyer rozpoczęła kolejną modę na zmiennokształtnych i wampiriady.
Autorka puszcza wodze fantazji i nie przestaje wymyślać nowych upodobań tak
wampirzych jak i wilkołaczych. Główna bohaterka jest mniej idealna niż zwykle w
podobnych sagach co mnie raduje, bo mam dość wyidealizowanych niby szarych
myszek z idealną talią osy, błyskotliwym umysłem, wybitnie utalentowanych,
lubianych i oczywiście zupełnie nieświadomych swojej perfekcji. Mówię już takim
stanowcze nie. Na szczęście Isabella potyka się o własne nogi, ubiera się byle
jak, uczy się przeciętnie, a do jej talentów należy umiejętność prowadzenia
auta i gotowania. Zatem nie można powiedzieć aby była przejaskrawieniem
przeciętnej nastolatki. Punkt dla autorki – każdy lepiej się utożsamia z
bohaterem bliższym rzeczywistości.
Jeśli chodzi o Edwarda i Jacoba.. Tutaj jest ciekawie. Nie
jest to bliskie rzeczywistości, ale powiedzmy, że takie się wydaje. Nie, nie
dołączyłam do fanklubów obu bohaterów, acz przyznaję, że obie postacie są
przedstawione w sposób wzbudzający zainteresowanie.
Co ze słabymi stronami
sagi?
Po pierwsze bardzo ubogie słownictwo, książka
wydaje się wręcz być pod tym kątem nudna. Po drugie wszechogarniający patetyzm,
ogromna fala cukierkowych rozwiązań i cudownych ocaleń, wielokrotne
powtórzenia. Ciągłe zachwyty Belli nad Edwardem zaczęły mnie frustrować już w
trzecim tomie, w czwartym były już nie do zniesienia, więc cudownie, że trwały
one tylko przez pewną jej część. Pewne rzeczy w książce są też makabrycznie
infantylne i nie wiem skąd takie pomysły w głowie dorosłej kobiety. W
większości autorce o dziwo udaje się zachować spójność. W czwartej części,
która naprawdę nieźle się rozkręcała byłam rozżalona zakończeniem. Liczyłam na
dobrą akcję, ale nic takiego się nie wydarzyło – autorka niemiłosiernie
przywiązała się do swoich bohaterów i za nic nie pozwoliła ich skrzywdzić. W filmie nieco to odbiega od książki, ale nie dajmy się oszukać - tęczowe jednorożce i tak w końcu nadchodzą.
Nie lubię spoilerować, ale kiedy czytam pożegnanie nieprzepadających dotychczas za sobą Edwarda i Jacoba (powiedzmy, że na tym etapie już tylko za sobą nie przepadali):
- Żegnaj, Jacobie. Mój bracie... mój synu.
(..)
- Czy nie ma już dla nas żadnej nadziei?
To lekko rzecz ujmując.. robiło mi się nieco mdło.
Bella bywa irytująca, Edward zbyt doskonały, Jacob.. hmmm.. Masochistyczny? Podobała mi się kreacja ojca Belli, za to jej mama której podobno non stop Bella musiała matkować.. Mam wrażenie, że w książce nie zobaczyliśmy ani jednej sceny, która dowodziłaby takiego przebiegu zdarzeń. To Bella według mnie podejmuje "kontrowersyjne" decyzje i nie zauważyłam, aby takie tendencje miała jej Bogu ducha winna matka. Rodzina Edwarda, podobnie jak rodzina Jacoba, miała lepsze i gorsze chwile, ale patrząc na ogół powiedziałabym, że przypadła mi do gustu.
Najsłabsza część wg mnie - Księżyc w nowiu
Najlepsza część wg mnie - Zaćmienie
Zatem podsumowując - nie jest to lektura najwyższych lotów, ale i bądźmy uczciwi, chyba nikt się tego nie spodziewał prawda? Ja jestem mile zaskoczona, spodziewałam się tragedii rozwleczonej na cztery opasłe tomy, każdy po ponad czterysta stron. Tymczasem książki okazały się naprawdę niezłą odskocznią.
Bella bywa irytująca, Edward zbyt doskonały, Jacob.. hmmm.. Masochistyczny? Podobała mi się kreacja ojca Belli, za to jej mama której podobno non stop Bella musiała matkować.. Mam wrażenie, że w książce nie zobaczyliśmy ani jednej sceny, która dowodziłaby takiego przebiegu zdarzeń. To Bella według mnie podejmuje "kontrowersyjne" decyzje i nie zauważyłam, aby takie tendencje miała jej Bogu ducha winna matka. Rodzina Edwarda, podobnie jak rodzina Jacoba, miała lepsze i gorsze chwile, ale patrząc na ogół powiedziałabym, że przypadła mi do gustu.
Najsłabsza część wg mnie - Księżyc w nowiu
Najlepsza część wg mnie - Zaćmienie
Zatem podsumowując - nie jest to lektura najwyższych lotów, ale i bądźmy uczciwi, chyba nikt się tego nie spodziewał prawda? Ja jestem mile zaskoczona, spodziewałam się tragedii rozwleczonej na cztery opasłe tomy, każdy po ponad czterysta stron. Tymczasem książki okazały się naprawdę niezłą odskocznią.
Dwa zdania o filmach - jak dla mnie filmy są porażką i wyrządziły ogromną szkodę książce. Główni bohaterowie byli zwyczajnie sztywni i miałam chęć wydrapać ekran telewizoru tyle w nich było sztuczności, najmocniejsza strona filmów to sceny dynamiczne - walki, mecz, szybkie wydarzenia.
Jedno słowo o niedawno wydanej części Życie i śmierć.
Pomyłka.
Saga: Zmierzch
Tytuły: Zmierzch, Księżyc w nowiu, Zaćmienie, Przed świtem
Autor: Stephenie Meyer
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: tom pierwszy - 2005
Liczba stron: 416, 488, 560, 719
Tłumacz: Joanna Urban
Kategoria: ciekawe - zgodnie z informacjami na portalu lubimy czytać - literatura obyczajowa i romans, ale uczciwie dodałabym fantasy
Ocena: nie tym razem :)