Tytuł: Arystokratka na królewskim dworze
Cykl: Arystokratka
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Tłumacz: Mirosław Śmigielski
Po zdecydowanie mniej udanej przygodzie z czwartym tomem przygód arystokratki, naprawdę wyczekiwałam kolejnego spotkania Evženem Bočkiem. Miałam wielką nadzieję na powrót do klimatu znanego mi z pierwszych trzech części, bo już przyzwyczaiłam się, że Arystokratka sprawia mi mnóstwo radości - chciałam znowu zanosić się chichotem i ocierać łzy ze śmiechu!
W piątej części historii arystokraci z Kostki otrzymują zaproszenie na królewskie przyjęcie, co wynika bezpośrednio z wydarzeń z poprzedniego tomu. Po męczących i pełnych wrażeń tygodniach Maria zaczyna czuć, że jeśli natychmiast czegoś nie zrobi to wszystko się posypie (a przy tym jest urażona), co sprawia, że decyduje się z zaproszenia skorzystać. Ten szalony pomysł wkrótce przysporzy jej niemałych zmartwień - kto ma z nią pojechać, w co delegacja miałaby się ubrać, jak dolecieć na miejsce, jakim cudem wszyscy to mają przeżyć bez szkód dla siebie oraz królewskiego dworu, i najważniejsze, czyli z czego to wszystko opłacić!? Maria jest jednak zdeterminowana, a niespodziewanym wsparciem okazuje się cioteczka Nora! Czy taka wizyta naszych jakże wyjątkowym bohaterów na prawdziwym królewskim zamku może się udać bez szkód w mieniu i ludzkiej psychice? Przekonajcie się sami!
- Bez wątpienia. Ukrywa się tam zdrowy rozsądek.
Dobrze mi tak!
Za to pierwszy raz poczułam delikatne ukłucie smutku, a stało się to za sprawą wątku Deniski i jej rodziców. Coś jest mocno nie tak w tej relacji jeśli rzeczy zaszły aż tak daleko jak jest to zasugerowane. Pewną nowością jest także to, że od pewnego momentu w fabule pozostaje tylko kilkoro bohaterów, którzy wyjeżdżają na wspomniany królewski dwór, podczas gdy pozostała część zostaje na Kostce. Początkowo obawiałam się, że taka zmiana odmieni humor książki, ale całkowicie się myliłam. Taki zabieg po prostu odświeżył zarówno historię jak i postacie, a ja do samego końca śledziłam fabułę z wypiekami na twarzy.
Niezmiennie na wielką pochwałę zasługuje tłumacz - nieustannie zaśmiewałam się z żartów sytuacyjnych i językowych co jest najlepszym dowodem jego kunsztu! To naprawdę niełatwa rzecz, a kolejny raz wykonana na najwyższym poziomie! Tym razem redakcja również stanęła na wysokości zadania, bo znalazłam zaledwie jedną literówkę, co jest dużą poprawą w stosunku do Arystokratki na koniu.
Podobnie jak trzech pierwszych tomach największą wadą Arystokratki na królewskim dworze jest jej długość, bo 200 stron przeczytałam w mniej niż 2 godziny, a przyznam uczciwie, że sporo bym dała, żeby te chwile śmiechu przedłużyć!
Według mnie to jedna z lepszych części Arystokratki, uśmiałam się fantastycznie, a mój tydzień od razu stał się lepszy! Ewidentnie czeski humor doskonale do mnie trafia, a mnie nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejną część, która zapowiada się bardzo emocjonalnie!