Tytuł: Kot w stanie czystym
Autor: Terry Pratchett, Grey Jolliffe
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2005
Liczba stron: 116
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Kategoria: Satyra
Ocena: 7+/10
Terry Pratchett jest
znany z cyklu o Świecie Dysku, ale także ze swojej miłości
do kotów, którą doskonale wkładał w usta m.in. Śmierci. Warto
więc wiedzieć, że popełnił (we współpracy!) i o nich książkę,
króciutką, ale bardzo wesołą, która od dawna była u mnie na
liście do przeczytania, ale zawsze brakowało okazji. Na szczęście
okazja przyszła do mnie sama w postaci jedego z Bookathonowych
wyzwań! ;)
Koty mają sposoby
by być tu od zawsze, nawet jeśli dopiero co się pojawiły.
Poruszają się we własnym, osobistym rytmie czasu. Zachowują się
tak, jak gdyby ludzki świat był tym, w którym się przypadkiem
zatrzymały w drodze do czegoś, być może o wiele ciekawszego...
Kot w stanie czystym
to nic innego jak poszukiwanie idei, esencji prawdziwego kota w
zabawnych słowach i ciekawych, niezwykle trafnych, przemyśleniach,
choć oficjalnie jest to poradnik dla obecnych i przyszłych
służących temu gatunkowi. :D Opis brzmi interesująco, prawda?
Zdradzę Wam więc, że jeśli zdecydujecie się na tą niedługą
przyjemność to możecie liczyć na satyrę na poziomie, są
igraszki językowe i sarkastyczny humor Pratchetta będącego podczas
pisania tej książki zdecydowanie w formie. Dodatkowo książka jest okraszona bardzo przyjemnymi dla oka ilustracjami!
Sądzicie, że kot
posłusznie zjawia się punktualnie o dziesiątej wieczorem pod
kuchennymi drzwiami na kolację. Z kociego punktu widzenia kleks na
nogach został wyszkolony, żeby co wieczór wyciągać puszkę z
lodówki.
Nie powiem, że jest to
najlepsza książka Pratchetta jaką czytałam. Subiektywnie –
bardzo mi się podobała wnikliwa analiza i ciekawe spostrzeżenia.
Bardzo często myślałam „Dokładnie tak! Dokładnie jak moja
bestyjka!” i ja osobiście naprawdę szczerze się uśmiałam. Ta
książka to prawdziwa skarbnica dowcipów o kotach i zabawnych
cytatów! Jednak obiektywnie podchodząc do tematu – nie było to
arcydzieło, nie miałam histerycznych ataków śmiechu. Było po
prostu bardzo przyjemnie, sarkastyczno-ironicznie i wesoło. No i
krótko, bo Kot w stanie czystym ma zaledwie 116 stron.
Zresztą w czasach kiedy wszyscy zobaczyliśmy i usłyszeliśmy już
chyba najmniej milion żartów o kotach na memach, filmikach,
zdjęciach, grafikach i rycinach, trudno już o coś szokującego,
tym bardziej, że część tekstu książki brzmiała mi znajomo.
Zdaje się, że najpierw podał mi ją Internet, a potem dopiero
sięgnęłam do źródła tychże mądrości. :)
Mimo to książka
sprawiła mi ogromną radość, przepadam za Pratchettem i jego
poczuciem humoru (oraz naukowymi wtrętami tak cudownie zabawnymi, a
jednocześnie prawdziwymi i strawnymi) podobnie zresztą jak za
kotami, więc naprawdę spędziłam z nią cudowny, przyjemny czas.
Prawdziwe koty słyszą otwieranie
drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej.
Książka najbardziej
podpasuje osobom kotolubnym i fanom charakterystycznego poczucia
humoru, bo to właśnie jest esencja Kota w stanie czystym –
kot podany w Pratchettowskim sosie. ;)
PS. Kot Schrodingera to
prawdziwa historia – jest to jeden z paradoksów uznawanych za
podstawy mechaniki kwantowej! ;)