Tytuł:
Niezgodna
Autor:
Veronica Roth
Cykl:
Niezgodna
Tom:
1
Wydawnictwo:
Amber
Data
wydania: 2014
Liczba
stron: 352
Tłumacz:
Daniel Zych
Kategoria:
Fantastyka, Fantasy
Ocena:
6/10
Po Niezgodną
sięgnęłam dla rozluźnienia. Była to niedługa wciągająca podróż w nieznane. Ale
czy faktycznie tak dobra aby robić
filmową adaptację?
Jesteśmy w USA nowej generacji, w której aby uniknąć Wojny
mieszkańcy zostali podzieleni na pięć frakcji – Altruizm, Erudycję,
Serdeczność, Prawość i Nieustraszoność. Ach no i bezfrakcyjność. Każda frakcja
ceni sobie inne umiejętności i dąży do innych celów, ale wszystkie dają swój
wkład dla Dobra Wspólnego. Tak przynajmniej jest w teorii. Nie wiem jak Wam,
ale mnie w tym momencie przypomniał się trochę Dawca.
Ludzki rozum może usprawiedliwić każde zło; dlatego jest
takie ważne, że nie polegamy na nim.
Główną bohaterką książki jest szesnastoletnia Beatrice Prior
i to z jej perspektywy poznajemy nową rzeczywistość. Beatrice urodziła się w
Altruizmie, ale za chwilę będzie podejmować świadomą życiową decyzję o tym,
która frakcja stanie się dla niej nowym domem i rodziną. Dziewczyna decyduje
się na szalone rozwiązanie i już za chwile skacze z dachu jako Tris. Co dalej
oczywiście nie zdradzę, natomiast mogę zapewnić, że nie jest to ostatni skok
bohaterki.
W tej książce wiele mi się nie podobało przede wszystkim pod
względem fabuły. Koleje losu bohaterów dla mnie były naprawdę boleśnie
przewidywalne. Odnoszę wrażenie, że autorka miała świetne pomysły, ale je po
drodze pogubiła. Tyle dobrych wątków i prawie żaden, jak na mój gust, nie
został poprowadzony satysfakcjonująco.
Szalone wyzwania, które stają przed Tris początkowo wydają
się ciekawe, ale w gruncie rzeczy wraz z kolejnymi stronami stają się
absurdalne. Nie czuję nawet sensowności tej frakcji. Sam pomysł podziału na
frakcję był świetny – ostatnio nieco oklepany, ale w tej wersji całkiem żywy.
Niestety wydaje mi się, że po tym zapał autorki osłabł. Wydarzenia z książki
nie zrobiły na mnie wrażenia. Wszystko działo się dokładnie tak jak sądziłam,
dodając do tego chochlę patetycznego tonu. Do tego wyczuwam trochę
nieścisłości. Zabrakło mi rozwinięcia tematu frakcji i bezfrakcyjności.
Zabrakło mi informacji czym właściwie zajmują się frakcje – nie kupiłam
krótkiej informacji o tym, że Nieustraszoność pilnuje muru, Serdeczność zajmuje
się rolą, Erudycja tworzeniem nowych wynalazków dla wspólnego dobra, a Prawość
analizami prawnymi. Zaś w obrębie frakcji dzielone są sprawy zawodowe. Dla mnie
to społeczeństwo stało się niekompletne i to na sposób, który budzi moje
zaskoczenie, ale i niepewność. Czy skoro istnieje serum sprawdzające decyzje
czy przywołujące największe strachy, to dlaczego brakuje prostszych rzeczy? Czy
lekarze powinni być w każdej frakcji osobno (czy wtedy osoby z Serdeczności
posiadają odpowiednie predyspozycje?), czy to Erudyci powinni się tym zajmować?
Jak wobec tego rozumieć, że rząd jest w rękach jednej frakcji? Nie do końca to
do mnie trafia.
Chwilami wyczułam też przekombinowanie. Nie jestem pewna ile
razy, ale doliczyłam się wielu wydarzeń przedstawionych w sposób, jak dla mnie,
naprawdę mocno wymyślny. Chyba zbyt mocno ubarwiony i patetyczny, żebym to
kupiła.
To co było zaletą tej książki to bohaterowie. Podobała mi
się Tris, podobał mi się Cztery, polubiłam nieidealnych przyjaciół bohaterki.
To były dobrze napisane postacie, miały skomplikowane, ale bardzo ludzkie
przemyślenia, brzmiały dosyć realnie (pomijając nierealną rzeczywistość rzecz
jasna). Mdły okazał się za to brat bohaterki (mimo początkowo genialnego
pomysłu).
Książkę pomimo wad czyta się szybko i dosyć przyjemnie,
nawet jeśli chwilami brwi podjeżdżają do góry ze zdumienia nad tym po jak
bardzo oklepany motyw sięgnęła autorka lub jak podniośle przedstawiła daną
scenę.
Polecam ją fanom YA i poszukiwaczom lekkiej lektury, choć w
obu przypadkach chyba muszę przyznać, że czytałam lepsze, np. Niezwyciężoną, Mroczne umysły czy Szklany tron.