Tytuł: Projekt Riese
Muszę uczciwie przyznać, że byłam pewna, że Remigiusz Mróz nie przepuści pandemii i da nam książkę z nią powiązaną, chociaż jego najnowsza powieść mocno mnie zaskoczyła. Przede wszystkim gatunkiem - wiedziałam, że autorowi zdarzały się już książki fantastyczne, ale żadnej jeszcze nie czytałam. Aż do teraz!
Gdybym miała opisać Projekt Riese jednym zdaniem to byłoby to "książka dziwna i szalona". Przygodę rozpoczynamy w samym kompleksie Riese, który naprawdę istnieje i znajduje się w Górach Sowich (część Sudetów, woj. dolnośląskie). Miejsce to jest niedokończoną realizacją nazistowskiego projektu budowlano-górniczego. Sam kompleks jest całkiem spory, składa się z kilku obiektów, hal, sztolni itd., które dzisiaj stanowią turystyczną atrakcję i swego rodzaju miejsce pamięci (przy budowie Riese pracowali więźniowie obozów). Do dziś cele tego projektu są owiane nutą tajemnicy, część dokumentów jest ponoć utajniona, a sama budowla budzi sporo emocji i wiele pytań bez odpowiedzi. To tu spotykają się główni bohaterowie książki pana Mroza. Kiedy po pewnych perturbacjach udaje im się opuścić niezbyt gościnne korytarze kompleksu, odkrywają, że świat, który zostawiali wchodząc do Riese nie jest tym samym, który zastali po wyjściu...
Z pewnością nie wybrano jej [nazwy] przypadkowo. Cokolwiek tu tworzono, musiało być gigantycznym przedsięwzięciem.
Przekonują mnie zostawione nam okruszki, które sprawiają, że fabularnie Projekt Riese się spina - zagłębiając się w tę powieść szybko przekonałam się, że akurat to może być w niej największym wyzwaniem. Ale o dziwo, autor naprawdę zręcznie zamknął tę historię (co dziwi tym bardziej po przeczytaniu posłowia). Pana Mroza jego zakończenie satysfakcjonowało, większość jego czytelników niekoniecznie, ale ja przychylam się do opinii autora. Jest to zakończenie (nie tylko ostatnie zdanie!) zupełnie inne od tego, którego się spodziewaliśmy, intrygujące i do chwili namysłu. Prawdę mówiąc, z tego powodu mam nadzieję, że nie będzie kolejnych części.
Ponadto szanuję pana Mroza za wątek chorobowy. :) Nie chcę tutaj spoilerować, więc powiem tylko, że moim zdaniem jest on bardzo dobrze, z rozmysłem, rozegrany, a jego "symulacja" jest nad wyraz sugestywna.
Ostatecznie w Projekcie Riese najbardziej rozczarowały mnie postacie. Był tu wielki potencjał, który gdzieś w trakcie pisania przeciekł autorowi między palcami, mimo, że początek był naprawdę obiecujący. Spośród wszystkich bohaterów najlepiej poznajemy Parkera i Natalię, a pozostali chociaż zapowiadali się ciekawie to zostali nam przedstawieni niezwykle pobieżnie. Szymka, Radka i Bronię, poznajemy w niewielkim stopniu na początku historii, by z czasem zniknęli gdzieś w natłoku wydarzeń. I niby Parker i Natalia ciągną ich za sobą, ale to jest mocno wymuszone.
Sięgając po Projekt Riese (bez czytania opisów czy recenzji) kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Mgliście pamiętając czym jest kompleks Riese, stawiałam na kryminał w stylu historycznym, coś klimatem podobnego do Parabellum. Tymczasem Remigiusz Mróz kolejny raz mnie zaskoczył i w ten oto sposób przeczytałam pierwszy kryminał fantastyczny jego pióra. Książka nie jest arcydziełem, trochę jej zabrakło i to tego, co u pana Mroza zwykle śpiewa i tańczy, więc przyznaję, że poczułam lekki zawód. Ale fabularnie... Doceniam. Mam szacunek do pisarzy, którzy podejmują się tematów pouczających, wymagających sporych badań, a jednocześnie będących nieco obok głównego nurtu ich twórczości. Przy tym muszę przyznać, że momentami było naprawdę zabawnie. :D Projekt Riese to naprawdę szalona książka z niezwykle intrygującym zakończeniem.
PS Autor jak zwykle kilka razy nawiązuje do kilku innych swoich książek (a nawet do serialu!). :)
Choć kompletnie się tego nie spodziewałam to książka dołącza do wyzwania #polskafantastykafajnajest