Autor: Olga Rudnicka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2016
Liczba stron: 336
Kategoria: Kryminał
Ocena: 8/10
JEŚLI ZDECYDUJECIE SIĘ NA LEKTURĘ TEJ KSIĄŻKI TO KONIECZNIE POSTARAJCIE SIĘ NIE CZYTAĆ BLURBA. Zdradza za dużo. Niestety.
Po raz kolejny, poszukując poczucia humoru w literaturze sięgam po książkę Olgi Rudnickiej. Tym razem muszę powiedzieć uczciwie, że chyba była to jedna z lepszych jej autorstwa!
Jednak od początku...
Główną bohaterką książki jest Emilia Przecinek - nieomal czterdziestoletnia pisarka powieści romantycznych, matka dwójki nastolatków, żona. Do tego kobieta niewysoka, z paroma kilogramami nadwagi. Każdy z nas miewa gorsze dni, takie kiedy myślimy sobie "no i co jeszcze się dzisiaj wydarzy?! NO CO?!" i nagle wydarza się jeszcze kilka rzeczy w najlepszym razie komplikujących nam życie. Emilię poznajemy w takim dniu i zapewniam Was, że od pierwszej chwili serdecznie ją polubicie, a jednocześnie przejmie Was szczere współczucie. Dzieci, mama, teściowa, mąż, agentka - wszystkie te osoby będą cudownie ubarwiać życie bohaterki, a najbardziej będzie je sobie ubarwiać ona sama, bo przecież pisarka jest w pracy 24/7! :D
Zdesperowana kobieta zdolna jest do czynów równie wielkich,
co nieprzemyślanych...
Wszyscy boohaterowie są ciekawi i wyraziści (bardziej się obawiam, że niektórzy są aż nazbyt wyraziści), doskonale zbudowani. Dotyczy to zwłaszcza obu babć, które są rozegrane po mistrzowsku oraz samej Emilii, której postać według mnie, autorka świetnie przemyślała. Językowo książka jest na przyjemnym poziomie słownictwa dnia codziennego. Fabuła jest skonstruowana naprawdę dobrze, bez luk logicznych, nawet zaskakiwała (o ile ktoś nie czytał blurba...) i bawiła. To chyba jest największa zaleta - niewymuszone poczucie humoru i bardzo lekkie pióro autorki.
Wszystko jest pełne zbiegów okoliczności, absurdów, ale przede wszystkim jednak codziennego życia. Nie łatwo jest być pisarką literatury obyczajowej w doczesnym świecie. :)
Czasem człowiek sądzi, że ujrzał dno ludzkiej głupoty,
ale spotyka kogoś, dzięki komu dowiaduje się, że ta studnia nie ma jednak dna.
Jednocześnie bardzo się cieszę, że autorka stawia na własny styl. Pamiętam lektury, w których w widoczny sposób inspirowała się królową polskiej komedii kryminalnej Joannie Chmielewskiej i nie zawsze to naśladownictwo wychodziło korzystnie. Paradoksalnie czasami w książkach Olgi Rudnickiej brakowało mi pióra Olgi Rudnickiej. Granat poproszę! to 100% pani Rudnickiej i chyba dlatego rzecz wyszła tak dobrze.
Właściwie nie mam się do czego przyczepić. :) Nie jest to bardzo ambitna literatura, ale tak fantastycznie leczy deszczowe smuteczki czy pracowe zmęczenie, że szczerze polecam. Dla mnie to było doskonałe lekarstwo! :)