Autor: Victor Dixen
Cykl: Fobos
Tom: 1
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2016
Liczba stron: 456
Tłumacz: Eliza Kasprzak-Kozikowska
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Ocena: 7/10
Wobec
książki Fobos Victora Dixena miałam niewielkie oczekiwania.
Wydawało mi się, że było o niej wystarczająco głośno, by
przyjąć zasadę „dużo szumu, słaba literatura”, nie
wspominając o tym, że masowy napad autorów na kategorie
fantastyczne w wersji young adult spowodował wypływ naprawdę
schematycznego wodospadu nudy. Jednak, w końcu kosmiczna przygoda
mnie skusiła i postanowiłam ulec.
Jesteśmy
świadkami tworzenia się historii. Dwunastu starannie wybranych
kandydatów wylatuje z Ziemi do stacji kosmicznej Cupido, po to by
podczas trwających kilkanaście tygodni spotkań wybrać partnera.
Po tym czasie zostaną wysłani na Marsa, gdzie czekają na nich
przygotowane kapsuły – domy, w których założą rodziny i spędzą
resztę życia. Wszystko to będzie się odbywać pod okiem
wszechobecnych kamer, które będą śledzić absolutnie każdy ruch
uczestników. Jednak nawet to kosmiczne show będące elementem
programu Genesis rządzi się swoimi prawami. Dziewczęta i chłopcy
pozostają oddzieleni, zarówno podczas wielomiesięcznych
przygotowań i treningów do wylotu jak i w Cupido, gdzie w ciągu
jednego dnia mogą się spotkać tylko dwie wybrane osoby i to
dokładnie na 6 minut w specjalnej kuli spotkań. Wszystko to,
obserwowane przez oko kamery, jest przesyłane prosto na Ziemię
gdzie widzowie mogą to oglądać, analizować czy wpłacać datki
prosto ze swoich przytulnych i bezpiecznych domów. Oczywiście nic
nie jest takie proste – uczestnicy programu mają swoje sekrety, a
tajemnice tych którzy pozostali na Ziemi mogą zmrozić krew w
żyłach. Brzmi przyjemnie, ciekawie, ale dosyć przewidywalnie
prawda?
Przyznam
uczciwie – nie do końca wiem jak ocenić Fobosa. Z jednej
strony Victor Dixen pióro ma lekkie, pomysły świetne, ciekawe
wtrącenia pseudonaukowe i rozwiązania. Świetnie poprowadzona
zmienna narracja pozwala nam lepiej zrozumieć nie tylko zaplątaną
niekiedy fabułę, ale także bohaterów. Za dużą zaletę książki
uważam także ograniczenie opisów obiektów do interesujących
rzeczy – zamieszczone rysunki o wiele lepiej i szybciej wyrażają
to samo.
Jak wiadomo, nic
nie sprzedaje się tak dobrze, jak zdjęcie twarzy wykrzywionej
cierpieniem.
Książka
jest wciągająca, niebanalny pomysł naprawdę bardzo mi się
podoba, wywołał we mnie dłuższą chwilę zastanowienia nad tym
dokąd pędzi ten świat, czy to jest już możliwe, czy jeszcze nie.
Ponieważ częściej zastanawiam się nad
biologiczno-chemiczno-fizycznym „czy można?”, astronomia jest
dla mnie kolejnym ciekawym przystankiem na drodze rozważań rozwój
– bezpieczeństwo czy też rozwój – moralność. Do myślenia
dał mi także mój własny, dosyć mroczny w tym kontekście wniosek
– ta historia brzmi faktycznie realnie. Jakkolwiek przerażająco
to brzmi, patrząc na to jak wygląda nasza rzeczywistość myślę,
że to by się sprzedało i to wcale nie tanio. Być może byłoby
nawet sukcesem finansowym i i cieszyłoby się popularnością, na
miarę tego co jest opisane w książce. Nie chcę zdradzać więcej,
ale muszę Wam powiedzieć, że im dłużej tę książkę czytałam,
tym bardziej umacniała się we mnie myśl, że cały opisany w
książce scenariusz jest bardzo.. ludzki. Przerażająco
prawdopodobny i łudząco podobny do tego co na razie ma miejsce na
Ziemi, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego w przyszłości
nie mogłoby się wydarzyć ot, chociażby na Marsie.
Marcus:
Kochać to nie znaczy akceptować wszystko bez pytań i
wątpliwości... Kochać to walczyć o to, co uważamy za najlepsze
dla tego, kogo kochamy... nawet jeśli ta osoba o tym nie wie.
Mam
jednak wątpliwości czy autor uniósł narzucony sobie ciężar.
Najwięcej zastrzeżeń budzą we mnie bohaterowie. O ile Ci na Ziemi
zdają się dosyć realni, o tyle uczestnicy programu Genesis którzy
wylecieli w kosmos.. Mam wrażenie, że są nieco zbyt podkolorowani,
wyidealizowani i niekonsekwentni. Mają tajemnice, każdy swoje, są
specjalistami, są sponsorowani przez firmy żądne sławy i
pieniędzy, są młodzi, piękni, przebojowi i bardzo
nieprzewidywalni. I to właśnie ta nieprzewidywalność jest dla
mnie trochę niespójna, zwłaszcza w wykonaniu głównej bohaterki.
Muszę też przyznać, że jestem bardzo niezadowolona z pomysłu
opisanego w książce trójkątu miłosnego. To istna nuda i
schematyczność, a akurat Fobosowi takie zabiegi potrzebne
nie były. Jednak chyba najbardziej żałuję, że w tym tomie nie
poznałam bliżej grupy chłopców. Bardzo liczę na to, że w
następnym tomie (po który bez wątpienia sięgnę) Victor Dixen to
zmieni.
Jest
jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spokoju, cała ta książka
dąży do pewnego wydarzenia. Niestety muszę też powiedzieć, że
do pewnego momentu daje się wyczuć napięcie, które świetnie
udziela się czytelnikowi, ale niestety im bliżej kluczowej sceny
tym nasze podekscytowanie staje się.. Coraz słabsze. Rozczarowało
mnie to, że finalna scena książki, która jestem pewna miała
utrzymać moje zainteresowanie cyklem tak abym sięgnęła po kolejny
tom, okazała się, według mnie, dosyć słabo rozegrana. Choć
rzeczywiście zastanawia mnie co się teraz wydarzy, to mam uczucie,
że jest to dużo bardziej związane z ogólnie ciekawym pomysłem na
fabułę, a nie z de facto jedną z najważniejszych scen w książce.
Nie
da się także przeoczyć zapożyczenia pewnego rozwiązania
fabularnego z Igrzysk Śmierci Suzanne Collins, jednak wydaje
mi się, że autor tak dużo rozwiązań zaadaptował na swoje
potrzeby, że to jedno rzeczywiście widoczne daje się przełknąć.
Snuj
marzenia tak, jakbyś miał żyć wiecznie; żyj tak, jakbyś miał
umrzeć dziś.
Jednak
pomimo wymienionych przeze mnie mankamentów oddaję sprawiedliwość
autorowi w jednym punkcie – niezależnie od sposobu w jaki mnie
zaintrygował i nie bacząc na pewne niedoskonałości książki,
sięgnę po drugi tom cyklu Fobos.
Zalety, zwłaszcza świetny pomysł, zaintrygowały mnie tak bardzo,
że nie odpuszczę dopóki nie poznam ostatniej strony tej historii,
tym bardziej, że mam już pewną koncepcję i jestem niezwykle
ciekawa czy przewidziałam dalszy ciąg czy też zupełnie nie
trafiłam.