Tytuł: Marzycielki
Autor: Jessie Burton
Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 2019
Liczba stron: 160
Tłumacz: Łukasz Małecki
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Ocena: 8/10
Moje ostatnie tygodnie, pod względem czytelniczym, to sporo wyczekiwanych spotkań po latach oczekiwań. Jessie Burton to autorka, którą chciałam poznać bliżej od lat. Opinie o Miniaturzystce i Muzie były więcej niż entuzjastyczne, a przy tym wskazywały panią Burton jako pisarkę z niezwykłą wyobraźnią i piszącą ciekawym, barwnym, ale przy tym bardzo precyzyjnym językiem. Miniaturzystka i Muza trafiły na mój czytnik, ale ciągle coś nam przeszkadzało. Nie tak dawno dostałam Marzycielki i postanowiłam, że nie będę tego spotkania odkładać ani chwili dłużej!
Była to świetna decyzja. Książka jest świetnie napisana, intrygująca, z przesłaniem, z pazurem, a w dodatku pięknie wydana. Ideał prawda?
Głównymi bohaterkami książki jest 12 królewskich córek, które łączy wielka siostrzana miłość. Gdy umiera ich matka, ojciec, król Albert, pogrąża się w nieprzemijającej żałobie, która zaburza mu osąd. Nadmiernie przeczulony na tle bezpieczeństwa córek, nieprzyzwyczajony do opieki nad nimi, którą dotychczas sprawowała królowa, coraz intensywniej wpływa na ich życie. Ogranicza im dostęp do edukacji i możliwości rozwijania ich pasji, a w końcu także wolność osobistą. Jednak dziewczęta nie zamierzają się poddać. Mając do dyspozycji potęgę własnej wyobraźni uciekają spod ojcowskiej kurateli.
Wszystko jedno, jak dobrze dana dziewczyna grała na trąbce, jak piękne słoneczniki potrafiła wyhodować, jak poruszające wiersze pisała i jak trudne równania kwadratowe rozwiązywała - nie miało to żadnego znaczenia. Najlepsze, na co mogła liczyć, to ślub z zamożnym mężczyzną, który nie był nudziarzem i umiał czerpać radość z życia. Na dobrą sprawę owa dziewczyna sama mogłaby być trąbką czy słonecznikiem, tak niewiele znaczyły jej uczucia.
W pewnym sensie otrzymujemy odświeżoną wersję baśni - dawniej wieża, dzisiaj pokój bez okien, ojciec, który chce córki chronić, konkurs, w którym nagrodą jest królestwo i ręka księżniczki. Niech Was jednak bajkowy klimat nie zmyli, bo Jessie Burton nie zamierza podążać utartym szlakiem ani poddawać się społecznym oczekiwaniom. Zwykle księżniczka-córka ulega woli ojca podczas gdy w Marzycielkach sytuacja jest odwrotna. Córki się buntują i odważnie próbują robić co mogą, aby odzyskać swoje życie, swoją przestrzeń i spełniać swoje marzenia.
Marzycielki to opowieść o wolności, równości i walce o swoje prawa. Bohaterki są silne i charakterne, a ich siostrzana więź była przepięknie opisana. Jednak jest to książka dosyć dziewczyńska.
Mimo to Marzycielki nie są kolejną bezbarwną bajką dla dziewczynek co jest wielkim atutem tej książki, ale jednocześnie w książce pojawiają się dwa momenty, które wprawiały mnie w lekką konsternację. Pierwszym był ojciec księżniczek i jego relacja z najstarszą córką Fridą, a drugim to jak księżniczki potraktowały poszukiwaczy odpowiedzi. Oba wątki są napisane w nieco ostrzejszym tonie niż spodziewałabym się po "bajce dla dzieci".
To przeczucie, choć czasem przeczucia bywają równie prawdziwe jak fakty.
Mam też pewne wątpliwości jeśli chodzi o sugerowany wiek czytelnika. Powiedziałabym, że o ile przekaz będzie inspirujący od najmłodszych lat to część scen jest według mnie dla nieco starszego czytelnika (powiedzmy 10-14 lat). Jednocześnie, każda dziewczynka znajdzie tu coś dla siebie i nieważne czy kocha matematykę, czy zwierzęta, czy woli śpiewać, czy pisać, w Marzycielkach dla każdej jest miejsce. Natomiast my, starsi czytelnicy, w książce znajdziemy się bez problemu. Co prawda z dużym prawdopodobieństwem domyślimy się zakończenia, ale wartościowy ponadczasowy przekaz to rekompensuje.
Jessie Burton pisze z pazurem co sprawia, że na pewno będę chciała przeczytać pozostałe jej książki, a i samej autorce będę się bacznie przyglądać, bo takich książek jak Marzycielki wiele nie powstaje. Doskonale napisana, inspirująca i pouczająca, a do tego pięknie wydana - więc czego chcieć więcej od książki? ;)