wtorek, 8 kwietnia 2025

KPC czyli pierwsze Kwartalne Podsumowanie Czytelnicze w 2025

Pamiętam przejście z 1999 w 2000 lepiej niż sama bym się spodziewała. Dzieci nie zapominają witania nowego roku pod Pałacem Kultury. Od tego dnia minęło 25 lat (sic!) i przenigdy nie spodziewałam się, że będę w miejscu, w którym jestem dzisiaj. Szmat czasu, w którym zmieniło się absolutnie wszystko, ale równocześnie tak niewiele, bo jednak wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej można dostrzec, że historia kołem się toczy. Co zabawne te 25 lat to także początki mojej samodzielnej przygody z książkami - to dla mnie symboliczne, bo na "liczniku" mam 977 książek, a zatem wygląda na to, że z okazji 25lecia czytania zaserwuję sobie 1000 lekturę. Jednak to pieśń przyszłości, a tu i teraz podsumowanie pierwszego kwartału!

W ciągu ostatnich 3 miesięcy po raz pierwszy przeczytałam 16 książek, a 9 czytałam powtórnie. Miałam moment zastoju, potrzebowałam relaksu i powróciłam do lektur mi znanych, lekkich i lubianych. Także był to bardzo zaczytany kwartał. Obejrzałam sześć filmów, a dwa mogę polecić - Pokój nauczycielski oraz Brexit. Oba potężnie dają do myślenia, a trawiłam je ponad miesiąc. Jeśli chodzi o seriale to tylko dwa zasługują na wspomnienie - Diuna: Proroctwo znacznie lepsza niż się spodziewałam oraz Dojrzewanie, pozostałe to były mniejsze lub większe porażki. Chociaż warto wspomnieć, że dwa oglądam co tydzień po jednym odcinku i mam głębokie przekonanie, że to są naprawdę dobre produkcje. Pierwsza to Daredevil: Odrodzenie, nie miałam w planach oglądać go w najbliższym czasie, a jednak przyjaciel mnie zachęcił i ku mojemu zdumieniu to jest naprawdę intrygujący serial, który choć pozostaje w tematyce superbohaterów, to dotyka go z zupełnie innej, dosyć nieoczekiwanej dla mnie strony, a w dodatku robi to w zaskakująco pogłębiony sposób. Drugim jest Koło czasu - wielbiciele cyklu Roberta Jordana dokończonego przez Brandona Sandersona pomstują na odstępstwa fabularne, ale mnie ten serial przekonuje. Lubię go, uważam, że to kawał dobrej i ciekawej fantastyki.

Wracając jednak do książek - o ile czytało mi się świetnie, o tyle pisało mi się znacznie ciężej. Bez wątpienia mocno odbiły się na mnie wydarzenia kończące tamten rok, znacznie bardziej niż początkowo sądziłam. Nie mogłam odnaleźć siebie, brakowało mi słów, a kreatywność spała. Na szczęście druga połowa marca w końcu przyniosła przełamanie i jest znacznie lepiej!





Styczeń - Przeczytam klasyczną powieść

Zabawne jest to, że w planach mam kilka klasycznych powieści, na półce czeka na mnie w tym momencie Latarnik w nowym wydaniu Powergraph z komentarzem Baby od polskiego czyli Anety Korycińskiej, a w tej chwili kończę Bitwę pod Maldon. Powrót Beorhtnotha J.R.R. Tolkiena. Wydaje się więc, że bez trudu to wyzwanie zrealizuję, po prostu nie w tym kwartale. ;)

Luty - Przeczytam książkę nominowaną w Plebiscycie Książka Roku 2024

To jest jedna z tych kategorii, które powtarzają się każdego roku, a jednak w mojej rzeczywistości nic się nie zmienia - nie czytałam zdecydowanej większości książek nominowanych w tym plebiscycie, niektóre dopisuję do listy do przeczytania, ale znowu - początek roku pełen był wspaniałych książek, ale w większości były to nowości. To co nie było nowością z nieznanych mi przyczyn nie było nominowane w Plebiscycie np. obłędny Sierpień Pawła Sołtysa albo niezwykle inspirująca Cześć pracy. O kulturze zap***dolu Zofii Smełki-Leszczyńskiej. Ostatecznie przeczytałam wyłącznie Bogobójczynię Hannah Kaner i to tak rzutem na taśmę. W tym roku w większości kategorii zainteresowała mnie jedna książka, wyjątkiem są romantasy/fantasy/science fiction oraz literatura faktu. Niestety kolejny rok z rzędu rozczarowujące są dla mnie nominacje w kategoriach literatura piękna oraz literatura młodzieżowa, bardzo przeciętnie jest również w kryminale-sensacji-thrillerze gdzie dominują książki z głównego nurtu. Ale cóż, muszę przestać się oszukiwać w kwestii plebiscytów, również książkowych - to konkurs piękności i popularności, więc wygrywa reklama i liczba czytelników, a niekoniecznie jakość.

Marzec - Przeczytam polską książkę wydaną w latach 1945–1989

W tym kwartale udało mi się przeczytać jedną książkę wydaną w latach 1945–1989 - Pana Błyska Tolkiena i nie jest ona polska. Wygląda na to, że w najbliższym czasie nie mam takowych w planach. Na ten moment czytam lektury starsze niż '45 lub z tego okresu, ale niepolskie. Zobaczymy jak pójdzie mi w tym kolejnym kwartale, a może wręcz w całym roku, przynajmniej tak to wygląda na ten moment.








W tym roku nieoficjalnie kontynuuję wyzwanie #polskafantastykafajnajest. Faktem jest, że jest fajna i to bardzo. W tym kwartale wpadła Kaori Marty Sobieckiej, która przeniosła mnie do Japonii przyszłości, w której technika i sztuczna inteligencja są znacznie bardziej integralną częścią rzeczywistości, Kłopoty Wyraju Michała Jankowskiego czyli dobre słowiańskie fantasy z leszym w roli detektywa szukającego mordercy oraz Instytut Absurdu Justyny Sosnowskiej, który miał w sobie spory potencjał. Mijają lata od kiedy niezastąpiona Sylwia z Unserious ogłosiła to wyzwanie, a ja cały czas żałuję tylko jednego - że nie czytam jeszcze więcej polskiej fantastyki. Jest to dla mnie nieustające źródło zaskoczeń i ogromnej czytelniczej satysfakcji, a każdego roku powstają nowe perełki.

Wyzwanie przeczytam 52 książki w roku

Kolejne coroczne wyzwanie, żeby zwinnie balansować pomiędzy ilością, a jakością. Na ten moment jestem ze swojego wyniku bardzo zadowolona. Liczę wyłącznie książki, które czytam po raz pierwszy, a zatem mam "na liczniku" książek 16. Biorąc pod uwagę to jak trudny psychicznie był to dla mnie początek, co działo się w drugiej połowie zeszłego roku i co wydarza się teraz, uważam że poszło mi wybornie. Zwłaszcza, że było różnorodnie. :)



Inne wyzwania

Póki co odpuściłam sobie kończenie książek, na które w tym momencie weny nie mam. Większość z nich i tak będę chciała przeczytać od początku, więc nie ma sensu mieć wyrzutów sumienia. Po prostu nie był to dobry czas, bywa i tak. 

Siedem spośród przeczytanych książek było polskich autorów, a siedem autorstwa kobiet (Szafirowy płomień odejmuję od obu grup jako, że został napisany przez parę). Co ciekawe, śmiało mogę powiedzieć, że jest to u mnie bardzo męski kwartał! Zwykle przewaga autorek nad autorami jest niepodważalna, więc to całkiem interesująca odmiana. :) Jednak patrząc na moje lektury na kolejne tygodnie, powątpiewam aby ten trend miał się utrzymać. ;)

Nie było w tym kwartale ani poezji, ani klasyki. Jestem w połowie nagrodzonego Nike Raptularza Urszuli Kozioł, podejrzewam, że w tym miesiącu go skończę, więc zapowiada się, że w przyszłym kwartale będzie o czym pisać. ;)

W pozostałych kategoriach same sukcesy - były debiuty i wielkie finały. Poznałam wielu nowych autorów, a do spotkań z niektórymi z przyjemnością spotkałam się ponownie. Był ogromny miszmasz tematyczny - fantastyka i literatura młodzieżowa to u mnie stały punkt programu, ale był i kryminał, i literatura piękna, i zbiór wywiadów, i książka z dziedziny nauk humanistycznych. Dużo różnorodności i już widzę, że będzie się działo jeszcze więcej, bo przede mną poezja, literatura obyczajowa, literatura faktu, fantastyka, literatura młodzieżowa, ale i klasyka, a wręcz nieprzeczytana z czasów szkolnych lektura. :)

Z żalem pożegnałam Lockwood&CO. Jonathna Strouda, ta pentalogia ma w sobie to coś i sprawiła mi nieskończoną radość. Dylogię Spellbreaker Charlie N. Holmberg była interesująca, ale ostatecznie jak dla mnie z Papierowym Magiem równać się nie mogła.

Najlepsza książka - to chyba najlepsza część tego podsumowania, bo przeczytałam aż sześć książek, które oceniłam 8/10. Obiektywnie najlepsze to Łazikanty J.R.R. Tolkiena oraz Sierpień Pawła Sołtysa. Jednak subiektywnie oprócz nich (bo i one dotknęły mojego serca!!) nie mogę nie wymienić także finału cyklu Lockwood&CO czyli Pustego grobu Jonathana Strouda oraz niezwykłych Pasterzy smoków Karoliny Lewestam.

Największe zaskoczenie - i tu mam aż trzech zwycięzców, bo Kaori Marty Sobieckiej, Śmierć w Morning House Maureen Johnson oraz Zwierzoksiąg. Na tropie zaginionych wspomnień Mickaëla Brun-Arnauda. Pierwsza książka zaskoczyła mnie rozmachem i poruszonymi tematami. Druga to niespodzianka zupełnie innego rodzaju, bo bardzo lubię Maureen Johnson, ale w życiu się nie spodziewałam, że po nie najlepszej passie kryminałów dla dorosłych, to ten skierowany do młodzieży faktycznie mnie zaskoczy. Trzecia książka to nieoczekiwany dla mnie kierunek historii kreta z zapominalią, która dotknęła we mnie czułych miejsc.

Największe rozczarowanie - tutaj akurat zwycięzca może być tylko jeden i jest to wspomniany Instytut Absurdu, który rozczarował mnie po całości - po szumnych zapowiedziach i wielu ciepłych recenzjach spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Zwłaszcza, że miało być zabawnie, bardzo lubię to w książkach, a naprawdę nie było, bo trzy uśmiechy przez 400 stron to wynik, który uzyskuje połowa czytanych przeze mnie książek. 


Na kolejny kwartał życzę sobie tylko jednego - więcej zapału do pisania. Przeczytałam wiele świetnych książek, a niektóre wciąż czekają na godne recenzje. Jest to rozczarowujące szczególnie w kontekście dwóch książek, które zrobiły na mnie duże wrażenie czyli Cześć pracy oraz Pasterzy smoków - to są rewelacyjne lektury i koniecznie muszę Wam o nich opowiedzieć!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...