wtorek, 17 stycznia 2023

Nas ktoś już ostrzegł czyli „Powiedzieli, żebym przyszła sama. Za linią dżihadu" Souad Mekhennet



Tytuł: Powiedzieli, żebym przyszła sama. Za linią dżihadu
 

Autor: Souad Mekhennet

Wydawnictwo: Poznańskie
Data wydania: 2019
Liczba stron: 584
Tłumacz: Mateusz Gądek
Kategoria: Reportaż, literatura faktu
Ocena: 9/10



Ta książka przykuła moją uwagę od pierwszego wejrzenia. Gdy przeczytałam opis, to bez wahania dodałam ją na swoją listę i tylko czekałam na odpowiedni moment, aby nabyć ebooka w korzystnej cenie. Kto jest ze mną dłużej, ten wie, że tematyka islamu oraz terroryzmu żywo mnie interesuje. To jeden z tych tematów, który polaryzuje każdą rozmowę, zawsze wywołuje emocje i co najważniejsze - niemal każdy uważa się w nim za specjalistę. Dawno temu uznałam, że jeśli nic na dany temat nie wiem to się nie wypowiadam, ewentualnie szukam źródeł, które czegoś by mnie nauczyły. Tak było i tym razem - regularnie spotykałam się z osobami o ustalonych poglądach na te tematy, które jednak dosyć chętnie zarzucały mnie informacjami do których nie byłam w stanie się ustosunkować. Temat mnie zaintrygował i tak każdego roku udaje mi się przeczytać coś, dzięki czemu czuję się choć trochę lepiej z tematem obeznana. Tak było z Heretyczką Ayaan Hirsi Ali, z Uległością Michela Houellbecqa, Wyniosłych wieżach Lawrenca Wrighta i każdą z tych książek polecam. Od razu napiszę, żeby nie było nieporozumień, Powiedzieli, żebym przyszła sama. Za linią dżihadu Souad Mekhennet także będę z całego serca polecać.

Pamiętam część opisanych tu wydarzeń. Pamiętam zamachy z 11 września, ale pamiętam też zamachy w Nicei. Zamachy w Paryżu pamiętam jakby wydarzyły się wczoraj. Wracałam z imprezy 13 listopada 2015 - to był piątek (tak, piątek trzynastego), byłam z przyjaciółką na urodzinach kolegi, ale wracałyśmy osobno. Gdy tylko zeszłam na stację metra wiedziałam, że stało się coś złego. Dzwoniąc ze stacji metra w piątkowy wieczór zwykle musiałam mówić znacznie głośniej by mój rozmówca w ogóle mnie usłyszał przez harmider rozmów, śmiechów, wygłupów. Tego wieczora była cisza i to cisza pełna nerwowych spojrzeń. Pamiętam smsy od mojej mamy czy może wracam już do domu, a jeśli tak to gdzie jestem. Czy może chciałabym, aby mnie odebrała? Pospieszne sprawdzanie wiadomości w internecie, powtarzane w cichych rozmowach słowo "Bataclan". Najpierw niedowierzanie, a potem już tylko ciężka niepewność, wszechogarniający smutek i wielki żal, jak zwykle gdy światu przydarza się wielka tragedia, na szczęście dla Ciebie nieosobista. Tego dnia i ja byłam "na mieście", bawiłam się, mogłam być w kawiarni, mogłam być w klubie, mogłyśmy z przyjaciółką siedzieć przy stoliku przy szybie albo na zewnątrz w kawiarnianym ogródku, zwłaszcza, że zimno nie było.
Tak, doskonale to pamiętam i pewnie nie ja jedna. Jednak czy oprócz nagłówków w wiadomościach, dowiadujemy się czegoś więcej? Czy zadajemy sobie i innym pytanie co dokładnie się wydarzyło i dlaczego? W co Ci ludzie wierzą? Czego szukają? A może czego nie znaleźli? Souad Mekhennet w swoich wspomnieniach pozwala nam zajrzeć pod podszewkę niektórych z tych wydarzeń, kim są i co kieruje tymi ludźmi. Co więcej, dzięki niej dowiadujemy się znacznie więcej o tym co kształtowało kilkadziesiąt lat islamu, zwłaszcza ostatnie 30. Czytamy o wojnie w Jugosławii, o wydarzeniach w Afganistanie, Iranie, Iraku, Turcji, Syrii, Libanie, dowiadujemy się więcej o problemie rozłamu wiary, możemy przyjrzeć się arabskiej wiośnie, posłuchać jak i trochę dlaczego młodzi wybierają taką straszliwą drogę. To co pokazuje autorka to walka o prawdę o tym o czym tak wielu bezmyślnie i bez zastanowienia opowiada, choć istnieją rzetelne źródła informacji. Souad Mekhennet to doskonałe źródło, które tę historię, w bardzo istotnej części, współtworzyło. Dlatego jeżeli szukamy wiedzy z pierwszej ręki, to bardzo proszę - Powiedzieli, żebym przyszła sama. Za linią dżihadu, jak również artykuły autorki, są dostępne i pełne informacji, od których niejednokrotnie włos jeży się na głowie.

Świat jest pełen ludzi, którzy w trudnych czasach proponują łatwe rozwiązania. Wiedzą, jak wyzyskać strach i poczucie beznadziei osób zepchniętych na margines. Paradoksalnie wszyscy ci, którzy nawołują do nienawiści przeciwko pokojowemu współistnieniu z innymi, odnoszą wzajemną korzyść ze swojej działalności. 

Pierwsze pytanie, które czytelnik może sobie zadać to dlaczego młoda muzułmanka, której rodzice są imigrantami przybyłymi do Niemiec, decyduje się na skrajnie niebezpieczne dziennikarskie śledztwa na taki właśnie temat? W pierwszych rozdziałach książki pani Mekhennet opowiada nam pokrótce swoje życie, wskazując na kluczowe punkty czy to otrzymanego wsparcia, czy to spotkanej przykrości. Ma rację, że dla tego tematu to wszystko ma znaczenie, a po latach, podczas rozmów z różnymi osobami zaangażowanymi w sprawy terroryzmu i radykalizacji, niejednokrotnie powracają do niej wspomnienia. Punktem zwrotnym w jej życiu okazuje się 11 września. Mimo, że mieszka w Niemczech, ta historia zmienia jej spojrzenie na niektóre sprawy. Kluczowe dla jej kariery okazują się słowa wypowiedziane przez Maureen Fanning, byłej żony zmarłego w WTC strażaka. "- Nikt nas nie ostrzegł, że gdzieś na świecie są ludzie, którzy tak mocno nas nienawidzą - oznajmiła. - Dlaczego nic o tym nie wiedzieliśmy? Politycy nam tego nie powiedzieli. Jesteście dziennikarzami, ale też o tym nie mówiliście.
Pani Mekhennet nie potrafi tej myśli od siebie odsunąć, uświadamia sobie, że te słowa dotykają pewnego bardzo istotnego problemu. Podąża tym tropem, a to co nam tak odważnie opisuje ma moc zmieniania również naszych poglądów.

Jeśli czegokolwiek nauczyłam się przez te wszystkie lata, to tego, że płacz matki nad ciałem zabitego dziecka wszędzie brzmi tak samo, bez względu na to, czy matka jest czarna, brązowa czy biała; czy jest muzułmanką, żydówką czy chrześcijanką; czy jest szyitką czy sunnitką.
Wszyscy w końcu spoczniemy w tej samej ziemi.

Czytałam opinie, że im dalej tym książka staje się trudniejsza, bardziej męcząca i nużąca. No cóż, mam zupełnie inne wspomnienie z tej lektury. Z każdym kolejnym rozdziałem było mi coraz trudniej się oderwać, wręcz musiałam sobie tłumaczyć, że jest już bardzo późno i naprawdę czas spać. Na "szczęście" faktem jest też, że to co czytamy to rzeczywistość, która potrafi być bolesna i brutalna, przez co momentami czytelnik po prostu potrzebuje wziąć głęboki wdech. Moim zdaniem pani Mekhennet posługuje się lekkim, a przy tym plastycznym językiem, dzięki czemu to co powinniśmy sobie wyobrazić jesteśmy w stanie. Jednocześnie, przez niemal całą książkę, autorce udaje się omijać opisy zamachów terrorystycznych - tę lekturę mogą czytać nawet wrażliwsze osoby. Owszem, jest o ścinaniu głów czy zabijaniu niewiernych, ale nie otrzymujemy emocjonalnych opisów dramatycznych sytuacji czy to w Afganistanie, czy w Nicei. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś miał takie wrażenia z tej lektury - zmęczenia, znużenia - to prawdopodobnie albo temat nie do końca taką osobę interesował, albo nie był to dobry czas na czytanie takiej książki.

Moim zdaniem autorka ma moc niezwykłego przekazywania historii, ale ma też moc bezstronności. Souad Mekhennet  pisze tak neutralnie jak to możliwe, na co mogła sobie pozwolić ponieważ to co ma do powiedzenia de facto komentarza nie potrzebuje. To informacje wypełniają wszystkie strony, a w niektórych, bardzo rzadkich momentach, autorka opisuje swoje uczucia takie jak strach, niepokój, świadomość podejmowanego ryzyka. Ale opowiada także np. o nietypowym zagadnieniu jakim jest jej stan cywilny, który budzi zainteresowanie nie tylko jej samej czy rodziny, ale również jej rozmówców, co prowadzi do wielu przedziwnych czy kłopotliwych sytuacji. 

To nie religia radykalizuje ludzi, lecz ludzie radykalizują religię. 

Zadajemy sobie pytanie - czy terroryzm wciąż nam zagraża? Czy to jest globalny problem, czy może jednak lokalny, który czasami po prostu publicznie demonstruje swoje okrutne oblicze? Souad Mekhennet nie pozostawia nam złudzeń opowiadając nam o dramatycznym rozłamie, wielkiej nienawiści i ogromnych i wciąż narastających pretensjach. Kiedy w ostatnich rozdziałach opisuje nowe pokolenie "wojowników" czytelnik czuje jak jego serce zwalnia. Wystarczy przez ułamek sekundy pomyśleć, że to moje dziecko mogłoby się tak zradykalizować, moje, sąsiada, przyjaciela. Widać, że w wielu przypadkach okoliczności przez lata wykuwały człowieka gotowego do takiego kroku. Ale to nie jest zasada, a jak widać radykalizm jest kuszący dla pełnych emocji młodych ludzi, którzy często nie mają jeszcze umiejętności rozróżniania pewnych zachowań czy weryfikowania informacji, za to potrafią już podejmować szybkie decyzje. 

To co napisała Souad Mekhennet  jest dziennikarstwem, o którym wszyscy marzymy. Dziennikarstwem, które ma nas informować, pokazywać fakty, prezentować różne strony i spojrzenia na jedną sprawę i nie uciekać przed prawdą, nawet jeśli jest ona trudna i bolesna. Swoją postawą autorka naraża się nie tylko służbom niektórych krajów arabskich, ale również amerykańskim czy niemieckim. O tym też pani Mekhennet opowiada i są to historie dla mnie nieco zaskakujące, emocjonujące, ale i smucące.

Jeśli macie odwagę zmierzyć się ze światem islamu, terroru, nadużyć, kłamstw, niejednoznaczności, przemocy i strachu opowiedzianym z pierwszej ręki, to koniecznie czytajcie Powiedzieli, żebym przyszła sama. Za linią dżihadu. To jest wybitna książka, której szybko nie zapomnicie, a jeszcze poszerzycie swoją wiedzę!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...