Tytuł: Siedemnaście zwierząt
Autor: Robert Pucek
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2017
Liczba stron: 160
Kategoria: Literatura współczesna
Ocena: 10/10
Wiele ostatnio dzieje się
na rynku wydawniczym dla biologii. Popularyzowana w piękny literacki
sposób, ozdabiana cudownymi ilustracjami i zdjęciami – można
stracić dla niej głowę, nie sądzicie? Jednak w gąszczu tych
niezwykłych książek trudno wyłapać wszystkie najcenniejsze
pozycje. Dzisiaj wskażę Wam książkę wyjątkową, która umknęła
by wielu z Was. Jest mała, krótka i w miękkiej oprawie, nie ma
nawet pięknych rysunków (oprócz okładkowego wieloryba). Jest
niepozorna. Ale to złudzenie, bo Siedemnaście zwierząt
kryje niezwykle piękną zawartość.
Pan Robert Pucek mieszka
w lesie i na co dzień obcuje z naturą. Opowiada nam o tym na
kartach tej książki. Każdy rozdział jest poświęcony jednemu
zwierzęciu i opowieści o konotacjach biologicznych, literackich,
filozoficznych. Nie są to jednak spostrzeżenia bagatelne, nie
obawia się nawiązywać zarówno do arcydzieł jak i pisarzy mniej
znanych, sięga do wszystkiego od porównań mitycznych, przez
pisarzy powszechnie każdemu z nas znanych jak Nabokov, Umberto Eco,
są nawiązania religijne jak np. do lamy Drukpy Kunley'a, są nawet
nawiązania do naukowców takich jak Darwin, Kepler czy Polska
Akademia Nauk. Są i wspomniani poeci na przykład Edgar Allan Poe,
ale również Herbert czy Petrarka. A uwierzcie mi na słowo, że to
tylko kropla w morzu nazwisk.
To niesamowite, ale nawet
jeśli Pan Robert siedzi w lesie i jak sam o sobie mówi „jest
outsiderem” to czytanie Jego książki jest jak niesamowita
przygoda, podczas której poznamy chyba wszystkie zakamarki świata,
zakamarki pisarskie, poetyckie, biologiczne, kulturowe, religijne
czego dowodzą chociażby gładkie nawiązania autora do wymienionych
przeze mnie powyżej autorytetów. Zresztą, jeśli mi nie
dowierzacie to na końcowych stronach możecie znaleźć niektóre
cytowane książki. Kiedy po przeczytaniu Siedemnastu zwierząt,
wypełniona doznaniami lektury, głęboką radością, podziwem i
rozkoszą płynącą z rozciągania umysłu, zaczęłam przeglądać
te pozycje... Wiedziałam, czułam podczas lektury, że było ich
wiele, ale jakoś nie uświadamiałam sobie jak wiele. A było to
zaledwie 160 stron!
Jest w ślimaku
zapisany pewien paradoks. Choć wciąż gdzieś podąża, nie sposób
nazwać go nomadą, albowiem w pewnym sensie nigdy nie opuszcza
swojego domu. Równie trudno jednak nazwać go domatorem, bo przecież
nieustannie wędruje, taszcząc ze sobą ów dom niczym Mongoł
jurtę. Na domiar komplikacji jest to dom, do którego nie może
nikogo zaprosić, wskutek czego opowieść o ślimaku jest również
opowieścią o samotności doskonałej.
Książki takie jak
Sekretne życie zwierząt, Inteligencja kwiatów czy Duchowe
życie zwierząt to flirt absolutnie fascynujących nauk z
literacką ogładą, wnikliwością, dowcipem i antropomorfizacją
tworzący pewną kulturę roślin lub zwierząt. Siedemnaście
zwierząt idzie o krok dalej i daje nam nie tylko humanistyczne
spojrzenie i poruszające wyjaśnienia, ale wręcz połączenie
biologii ze znaną nam kulturą człowieka. Dzięki Panu Robertowi
możemy na chwilę oddać się rozważaniom o ślimakach, wiewiórkach
czy... ćmach, w metaforycznym, alegorycznym czy mitologicznym
ujęciu, ale bez nadmiernej egzaltacji, przydługich opisów,
wielkich lekcji. A trzeba oddać biologii, że człowiek od tysięcy
lat czerpał z niej natchnienie, zatem jest ona inspiracją, częścią
czy tematem setek publikacji, jest więc w czym wybierać.
To jedna z najlepszych
uczt czytelniczych ostatnich miesięcy. Wysoki język, pełno
alegorii, metafor i porównań, obfito tu w nazwiska, z którym od
lat styczności miałam mało i za którymi bardzo tęskniłam.
Cudowna przygoda. Mój umysł promienieje, czuje nasycenie z radości
z powodu intelektualnej rozkoszy jaką zaserwował mi autor. Nie mogę
nie polecić Wam tej książki. Jest ambitna i pełno w niej
nawiązań, ale przysięgam Wam, że dawno nie czytałam tak
przyjemnej książki. Było cudownie. Jestem szczęśliwa, że mogłam
zrecenzować papierową wersję tej książki, dzięki czemu ta
niepozorna, nieduża, niedługa książeczka zamieszka na mojej
półce, bym za kilka lat ponownie mogła do niej sięgnąć. Chyba,
że po drodze zwiedzi kilka domów, aby i inni mogli poznać smak tej
pysznej zabawy, ale wtedy chyba będę musiała wziąć coś w zastaw
by na pewno do mnie wróciła! :)
PS. Jest nawet nawiązanie do...
Pratchetta. :D
Za
możliwość recenzji dziękuję wydawnictwu Czarnemu oraz portalowi
Sztukater.