sobota, 25 stycznia 2025

Zderzenie światów czyli „Faebound. Więzy magii" Saary El-Arifi



Tytuł: Faebound. Więzy magii

Autor: Saara El-Arifi

Wydawnictwo: Literackie
Data wydania: 2024
Liczba stron: 464
Tłumacz: Łukasz Małecki
Kategoria: Fantastyka
Ocena: 6/10



Faebound. Więzy magii zaintrygowały mnie od pierwszego wejrzenia. Opis książki wydawał się nieco podobny do cyklu Okrutnego księcia Holly Black, którego uwielbiam. Dwie siostry, tak inne od siebie, rzucone w nieżyczliwy im świat. Różne spojrzenia na rzeczywistość, różne doświadczenia, choć obie mają przekonanie, że znalazły swoją drogę i spełniają swoje marzenia. W książce Saary El-Arifi jeden błąd pułkowniczki Yeeran, zmienia wszystko to, czego jeszcze chwilę temu były pewne. Jednak kiedy jedna siostra zostaje wygnana, druga jej nie porzuca. W wyniku splotów wydarzeń obie siostry wraz z pewnym kapitanem, lądują w mieście mitycznych fae, o których sądzono, że od tysięcy lat nie stąpają po tej ziemi. Tymczasem ten rzekomo elfi świat, okazuje się zupełnie inny niż cała trójka sądziła…

Faebound. Więzy magii okazało się dla mnie prawdziwym recenzenckim wyzwaniem!

Z jednej strony jako czytelniczka otrzymałam wszystko to co w fantastyce najlepsze. Po pierwsze naprawdę interesujący i niepokojący, ale przede wszystkim naprawdę dobrze wykreowany świat. Pośrednie motywy możemy kojarzyć z innych pozycji, ale takiej mieszanki nie czytałam już od bardzo dawna. Jest tu świeżość, wyjątkowy klimat, intrygujący układ sił. Drugim atutem lektury jest rys postaci. Bohaterowie opisani przez Saarę El-Arifi są ciekawi, bardzo różni i pełni sprzeczności. Mają swoje preferencje, mają też blizny i doświadczenia. Popełniają błędy i ponoszą tego konsekwencje – to jedna z rzeczy, których często w fantastyce mi brakuje, jak gdyby fantastycznym postaciom niemal wszystko uchodziło w ten czy inny sposób na sucho, a przecież to pozbawiona sensu koncepcja. Tutaj bohaterowie nawet jeśli nie ponoszą odpowiedzialności formalnie, to cena ich decyzji pozostaje z nimi na dłużej. Ogromnie podobały mi się również niektóre ich refleksje oraz przedstawienie różnych spojrzeń na te same sprawy. Po trzecie mamy magię opisaną w naprawdę interesujący sposób. Systemy magiczne to dosyć poważne wyzwanie dla każdego autora fantastyki. Jest w tym też wyzwanie związane z powtarzalnością, bo nie oszukujmy się, takich systemów wymyślono już wiele (niektórzy uważają wręcz, że wszystkie możliwe), co sprawia, że dosyć łatwo jest porównywać podobne pod tym względem pozycje. Nie powiem, że Saara El-Arifi mnie w tej materii zaskoczyła, ale w mojej opinii wykonała naprawdę porządną pracę, żeby magia jej świata została opisana w interesujący i przekonujący sposób. Element magiczny w książkach poruszających tematy elfów i fae często jest zaledwie poszlakowy albo wydaje się dosyć dziurawy. W Faebound. Więzach krwi jest pod tym względem znacznie lepiej. Kolejną zaletą tej książki jest to, że niekiedy zmusza czytelnika do pewnych przemyśleń. Nie jest to pusta pozycja, w której fabuła opiera się tylko o namiętności (choć oczywiście są zakochania, walki, zemsty, żale i strachy z przeszłości), jest tu przestrzeń na krytyczne myślenie o sobie, a nawet o swoich bliskich. To właśnie jest dla mnie pewnym rozróżnieniem pomiędzy fantastyką dla młodzieży, a tą dla dorosłych – ta skierowana do starszego czytelnika nie pozwala się prześlizgnąć przez strony bez chociażby chwili zastanowienia.

Jednak książka Saary El-Arifi miała w mojej opinii także dwie wady. Pierwsza bardzo mnie zasmuciła, bo przy tak interesującym świecie byłam pewna, że tajemnic i zwrotów akcji będzie w tej książce bardzo wiele. Tymczasem w trakcie lektury przewidziałam 90% historii i to na dosyć wczesnym etapie. Tam gdzie zaskakiwał mnie świat, bębnostrzały czy wróżenie z obi, było wspaniale. Jednak kiedy przechodziliśmy do głównej osi fabuły... Wszystko było dla mnie zbyt jasne. Nie powiem, że zniechęciło mnie to do dalszej lektury, nadal byłam jej ciekawa, ale nie da się ukryć, że kiedy wiesz co przyniesie historia, to taką książkę czyta się jednak inaczej.

Drugim problemem tej książki były moim zdaniem relacje. Poznając fantastykę młodzieżową odkryłam, że relacje między bohaterami mogą być napisane w taki sposób, że czytelnik dosłownie nie może się od nich oderwać. Kolejne zmiany w tych stosunkach wzbudzają szybsze bicie serca i nie musi to dotyczyć tylko relacji romantycznych, bo np. we wspomnianym wcześniej Okrutnym księciu także ewolucja relacji siostrzanej wzbudzała emocje. I akurat więź pomiędzy Yeeran i Lettle bardzo mi pasowała. Doskonale pokazano, jak mogą się różnić siostry - nie tylko ze względu na różnych ojców, ale także z powodu tego co spotkało je w życiu, jakie podejmowały decyzje, co nimi kierowało. Jednak relacje romantyczne w Faebound. Więzy krwi wydały mi się tego pozbawione. Nie czułam napięcia i miałam wrażenia, że kolejne etapy znajomości bohaterów są po prostu sztuczne. Jakby wszystkie relacje miłosne były od pierwszego wejrzenia, ot pojawiły się i nic z tym nie można było zrobić. Może kilkadziesiąt książek temu takie romantyczne układy by mnie usatysfakcjonowały, ale obecnie, świadoma, że niekiedy książka właśnie przez te relacje jest absolutnie nieodkładalna, było mi za mało. Oczywiście doceniam dojrzałość niektórych wypowiedzi postaci itd., ale zabrakło mi chemii między bohaterami. Mam wrażenie, że wiele spośród opisanych relacji wyskoczyło znikąd.

Dlatego mam zgryz z tą książką. Z jednej strony była dla mnie bardzo dobra - ciekawie wykreowany świat, pomysł na historię, bohaterowie. Podobało mi się wróżenie, w pewnym sensie baśniowy czy mityczny klimat, opowieści o bogach… Bardzo klimatyczna fantastyka. Z drugiej całkowicie przewidywalna i pełna nieprzekonujących relacji romantycznych. Dlatego myślę, że warto samemu sprawdzić czy książka spełni oczekiwania, ja natomiast użyję swojego ulubionego wskaźnika – czy chcę czytać kolejny tom? Tak. Zatem mimo wad, zalety przeważają!

Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu Literackiemu oraz portalowi Sztukater.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...