Ranking tygodnika Wprost narobił w książkosferze niesamowitego zamętu. Byłam pewna, że tego typu listy nie są dla nikogo zaskoczeniem i nie ma już o co kruszyć kopii. Wszyscy chyba już wiemy, że etykieta bestseller nie musi być równoznaczna z książkowym arcydziełem i bardzo wiele książek tego dowiodło... Bardzo często kiedy rozmawiam z innymi blogerami jesteśmy zgodni w tym, że naklejka bestseller wcale nie zachęca nas do lektury. A jednak artykuł wywołał potężne emocje, przeczytałam bardzo wiele opinii pełnych oburzenia, co sprawiło, że postanowiłam zakupić własny egzemplarz Wprost i sprawdzić o co w zasadzie jest tyle szumu.
Zatem słowem wstępu co znajdziecie w wyżej wymienionym tygodniku. Otóż mamy wywiad z Katarzyną Bondą i odrębny wywiad z Remigiuszem Mrozem. Oprócz tego ranking najlepiej zarabiających polskich pisarzy z mocno niedoszacowanymi zyskami oraz listę najlepiej sprzedających się w Polsce książek. Poza tym w tekście znajdziemy rozważania o wydawaniu książek w Polsce, jak powinna wyglądać książka, która stanie się sprzedażowym hitem, kilka przemyśleń o sprzedaży książek noblistów czy nierozrywkowych, a także pytanie czy mamy szansę na polskiego Stephena Kinga/J.K. Rowling itd.
Czy jest w tych tekstach cokolwiek szokującego? Niespecjalnie. Być może najbardziej intrygujące jest to w jaki sposób firma analityczna Nielsen bada ten nasz polski rynek książki. Z artykułu wiele się nie dowiemy. Nie wiemy na przykład czy wliczone są w to ebooki i audiobooki. Z opisu metodologii dowiadujemy się o czasie prowadzonych badań i miejscu, ale możemy też przeczytać, że "agencja pokrywa na razie od 10 do 15 proc. rynku księgarskiego w kraju". Nietrudno zauważyć brak Empiku czy kilku znanych polskich tanich księgarni, które mogłyby w istotny sposób zmienić wyniki rankingu. Możemy też przeczytać, że "średnia cena za książkę została oszacowana przez Nielsena" czyli nie wiemy też w jaki sposób cenę książki przeliczono.
Co pozytywnego widzę w tym rankingu?
Ten artykuł to dobitny dowód na to, że w Polsce się jednak czyta! Chociaż mam co do tego niewielkie wątpliwości biorąc pod uwagę ilu jest w tym rankingu autorów literatury dziecięcej, ale przyjmijmy pozytywny wniosek, że u nas po prostu czytanie młodymi stoi, a rodzice i nauczyciele dbają o listę dziecięcych lektur. :)
W rankingu polskich pisarzy możemy zobaczyć naprawdę sporą różnorodność gatunkową, więc nie jest na rynku nudno! :)
Skąd taki problem w zaakceptowaniu artykułu napisanego pod osobę nieczytającą i rankingu, w którym większość lokat zajmują autorzy literatury tzw. rozrywkowej?
Po drugie, najpierw dzieliliśmy ludzi na tych, którzy czytają i są znacznie lepsi od grupy drugiej czyli nieczytających. Teraz znowu dzielimy czytających na tych, którzy sięgają po "lepsze" książki i na tych, którzy wybierają "gorsze" książki. O tym czy warto czytać 365 dni Blanki Lipińskiej możemy podyskutować, bo i ja mam co najmniej mieszane uczucia względem tej książki. Jednak nadal nie widzę powodu by zmieszać z błotem tych autorów, których książki fantastycznie się sprzedają choć nie należą ani do literatury faktu, ani do literatury pięknej.
To naprawdę nie powinno być dla nas problemem, jeśli szczerze wierzymy w to, że ludzie powinni czytać. Jeśli chcemy czytanie odczarować i przekonać Polaków, że książka nie jest czymś "dla nerdów" to musimy wychodzić do nich z takimi pozycjami, które będą w stanie przyciągnąć ich uwagę. Po to tworzymy blogi, na których można znaleźć sporo różnorodnych pozycji. Po to są rozpisywane rankingi, po to nalegamy na zmiany na listach lektur, po to chcieliśmy by podatek na książki elektroniczne był niższy! Żeby książka nie była towarem luksusowym, a czytelnik dinozaurem w towarzystwie.
Podsumowując
Wyciągnijmy ten kij spomiędzy pośladków i przestańmy się dzielić na lepszych i gorszych. ;) Cieszmy się, że literatura dostała okładkę tygodnika, że wywołała dyskusję, a analizy przeczytał nie tylko ten, kto czytać książki lubi.
Co pozytywnego widzę w tym rankingu?
Ten artykuł to dobitny dowód na to, że w Polsce się jednak czyta! Chociaż mam co do tego niewielkie wątpliwości biorąc pod uwagę ilu jest w tym rankingu autorów literatury dziecięcej, ale przyjmijmy pozytywny wniosek, że u nas po prostu czytanie młodymi stoi, a rodzice i nauczyciele dbają o listę dziecięcych lektur. :)
W rankingu polskich pisarzy możemy zobaczyć naprawdę sporą różnorodność gatunkową, więc nie jest na rynku nudno! :)
Patrząc na ten ranking nie
widzę też powodu by płakać, że nie ma tam mojego ulubionego autora, ani że
są tam autorzy książek rozrywkowych. To wspaniała wiadomość, która
oznacza, że co któraś osoba zmęczona po pracy sięgnęła po książkę w
poszukiwaniu wytchnienia i przyjemności. Czy jest w tym cokolwiek
niewłaściwego? Jeśli uważasz, że ludzie nieczytający są gorsi od
czytających to jest to przecież doskonała wiadomość - naprawdę wiele osób czyta!
Po pierwsze, ranking Wprost (mocno dziurawy i zaniżony)
przedstawia najlepiej zarabiających polskich pisarzy, a nie listę
przyszłorocznych kandydatur do Nagrody Nobla w dziedzinie Literatury! Nikt w tym artykule nie sugeruje, że sprzedażowe hity to szczyt ambitnej literatury, ale też całkiem słusznie nikt też tego nie oczekuje. Literatura przecież może bawić, być napisana lekko, rozrywkowo.
Po drugie, najpierw dzieliliśmy ludzi na tych, którzy czytają i są znacznie lepsi od grupy drugiej czyli nieczytających. Teraz znowu dzielimy czytających na tych, którzy sięgają po "lepsze" książki i na tych, którzy wybierają "gorsze" książki. O tym czy warto czytać 365 dni Blanki Lipińskiej możemy podyskutować, bo i ja mam co najmniej mieszane uczucia względem tej książki. Jednak nadal nie widzę powodu by zmieszać z błotem tych autorów, których książki fantastycznie się sprzedają choć nie należą ani do literatury faktu, ani do literatury pięknej.
Ja rozumiem, że dla wielu z nas jest trudnym do przełknięcia, że
trzy książki Blanki Lipińskiej już od dłuższego czasu okupują trzy pierwsze miejsca rankingu
najczęściej kupowanych książek w Polsce. Jednak
mając w pamięci sukces 50 twarzy Greya naprawdę nie powinno nas to dziwić. I
chociaż ja po taką literaturę nie sięgam, to nie odczuwam wielkiego
żalu, że czytają ją inni (chociaż gdyby ktoś poprawił redakcję i korektę
to z pewnością byłoby to z korzyścią dla czytelników). Jednocześnie
warto sobie powiedzieć wprost - ten artykuł nie jest skierowany do
większości z nas! To nie my jesteśmy jego docelowym odbiorcą, a Ci,
którzy niekoniecznie żyją książkowym światkiem. Zapytacie skąd taki
temat? Będzie generował ruch, a przy tym jest strzałem w dziesiątkę w
okresie przedświątecznym skoro w zeszłym roku książka była najczęściej
kupowanym prezentem. Wątpicie by rzeczywiście sprzedaż się kręciła? W
czwartek rano gdy kupowałam ten tygodnik brałam przedostatni egzemplarz,
a pani na kasie uśmiechała się do mnie zagadując, że "Ciekawy ten
ranking prawda? I jak daleko pani Bonda jest od pana Mroza!" Pytania o
listę dostawałam w pracy i od znajomych - co sądzisz/zgadzasz się/nie
zgadzasz się/znasz autorów itd. Zanim ja w końcu przeczytałam artykuł od
deski do deski, już dwie osoby z mojej gazety skorzystały, a po mnie
jeszcze kolejne. Wprost udało się zachęcić do zakupu nie tylko swoich
stałych czytelników, ale również środowisko książkowe. I czego byśmy nie
mówili - o to właśnie chodzi w tworzeniu gazet - by generować ruch,
zamieszanie, prowokować do zakupu osoby, które zwykle po tę prasę nie
sięgają.
Co ja o tym sądzę prywatnie?
Otóż nic. To co możemy przeczytać we wspomnianym tygodniku to nie jest wiedza szczególnie tajemna i każdy kto raz na jakiś czas zagląda w rankingi księgarni i listy bestsellerów lub bywa w bibliotece, byłby w stanie przewidzieć kto znajdzie się na takiej liście.
Odrobinę smuci mnie fakt, że w pierwszej 20tce najlepiej sprzedających się książek w 2019 roku nie ma fantastyki i prawie nie ma literatury młodzieżowej. Jestem też rozczarowana tym, że Tatuażysta z Auschwitz jest na tak wysokiej lokacie - biorąc pod uwagę to co już o tej książce wiemy, uważam, że nie powinna być tak intensywnie reklamowana.
Otóż nic. To co możemy przeczytać we wspomnianym tygodniku to nie jest wiedza szczególnie tajemna i każdy kto raz na jakiś czas zagląda w rankingi księgarni i listy bestsellerów lub bywa w bibliotece, byłby w stanie przewidzieć kto znajdzie się na takiej liście.
Odrobinę smuci mnie fakt, że w pierwszej 20tce najlepiej sprzedających się książek w 2019 roku nie ma fantastyki i prawie nie ma literatury młodzieżowej. Jestem też rozczarowana tym, że Tatuażysta z Auschwitz jest na tak wysokiej lokacie - biorąc pod uwagę to co już o tej książce wiemy, uważam, że nie powinna być tak intensywnie reklamowana.
Olga Tokarczuk na trzecim
miejscu? Przykro mi, ale zapewne gdyby nie Nagroda Nobla nie byłoby jej w
tym rankingu wcale. Czy cieszę się, że jest? Oczywiście, że tak! Po prostu książki Olgi
Tokarczuk są wymagające zarówno fabularnie jak i językowo, co sprawia,
że mają znacznie węższe grono czytelników.
Blanka
Lipińska na drugim miejscu? No cóż. Wielbicielką tych książek nie jestem
i nie zamierzam ich polecać, ale skoro ludzie chcą to czytać to co
zrobić. W dodatku to nie jest sztucznie nakręcana reklama - za każdym
razem gdy jestem na lotnisku widzę kogoś z książką z tego cyklu. Popyt
generuje podaż, takie są prawa rynku.
I w końcu -
Remigiusz Mróz na pierwszym miejscu rankingu najlepiej zarabiających
pisarzy. Dlaczego to ma mnie dziwić, skoro tworzy on kilka książek
ROCZNIE, otrzymujemy różne cykle, które są skierowane do różnych grup odbiorców, każda
książka ma swoje grono wiernych czytelników, a kiedy autor rozdaje
autografy to kolejka do niego jest dłuższa niż do najlepszej pączkarni w
mieście w tłusty czwartek? Mówmy sobie zupełnie szczerze - Remigiusz
Mróz to już po prostu marka. Umie pisać lekko, przyjemnie i ciekawie
(nawet jeśli nie każda jego książka mnie przekonuje), świetnie nawiązuje
relacje z czytelnikami zarówno na książkowych imprezach jak i w social media, ma
ogromnie dużo dystansu do siebie czego wielokrotnie dowodzi w kontakcie z
recenzentami, a do tego lubi to co robi. Nie pisze literatury ambitnej,
a rozrywkową i cóż - po prostu trafia w potrzeby rynku i czytelników.
To naprawdę nie powinno być dla nas problemem, jeśli szczerze wierzymy w to, że ludzie powinni czytać. Jeśli chcemy czytanie odczarować i przekonać Polaków, że książka nie jest czymś "dla nerdów" to musimy wychodzić do nich z takimi pozycjami, które będą w stanie przyciągnąć ich uwagę. Po to tworzymy blogi, na których można znaleźć sporo różnorodnych pozycji. Po to są rozpisywane rankingi, po to nalegamy na zmiany na listach lektur, po to chcieliśmy by podatek na książki elektroniczne był niższy! Żeby książka nie była towarem luksusowym, a czytelnik dinozaurem w towarzystwie.
Podsumowując
Wyciągnijmy ten kij spomiędzy pośladków i przestańmy się dzielić na lepszych i gorszych. ;) Cieszmy się, że literatura dostała okładkę tygodnika, że wywołała dyskusję, a analizy przeczytał nie tylko ten, kto czytać książki lubi.
Patrzmy na tego typu listy przez palce, bierzmy pod uwagę jak zostały skonstruowane, co było kryterium rankingowym, skąd pochodzą dane. Nie przyjmujmy tego typu rzeczy bezkrytycznie, spójrzmy na to także pod kątem wpływających na takie a nie inne dane faktów - że nadchodzi premiera serialu Wiedźmin, że w tym roku swoją premierę miała także serialowa ekranizacja Stulecia winnych, że zmieniła się lista lektur i wpadły na nią nowe pozycje, że Olga Tokarczuk otrzymała Nagrodę Nobla, a kilku autorów, których tak lubimy po prostu nie wydało w tym roku żadnej książki!
Porozmawiajmy o takich rankingach, zapytajmy dlaczego nie ma w nim żadnego autora literatury faktu, skąd taka popularność literatury dziecięcej, a tak niewielu, bo zaledwie 3 przedstawicieli fantastyki, 3 przedstawicielki literatury obyczajowej oraz 4 przedstawicieli kryminału. Literatura piękna pojawia się 2krotnie. Mamy jedną reprezentantkę literatury erotycznej i aż 6ciu autorów literatury dziecięcej i młodzieżowej. Zapytajmy czy skoro jest takie zapotrzebowanie na literaturę erotyczną to czy nie można jej więcej wpuścić na rynek, ale na przykład w lepszej jakości niż ma to miejsce w 365 dni.
Dyskutujmy. Ale nie róbmy afer i awantur, że to skandal, że tak wyglądają rankingi, zakazać, wszystko grafomani, marność nad marnościami, takie gatunki w rankingach to koniec świata. Naprawdę sprawia mi przykrość, kiedy inni blogerzy książkowi niewybrednie komentują i nieprzyjemnie oceniają tych, którzy sięgają po książki pana Mroza czy pani Witkiewicz. Każdy ma prawo czytać to co lubi. Jednocześnie przecież nie musimy lubić tego samego, prawda? Przestańmy mówić, że phi, jak nie ma literatury faktu, to nic tu nie ma! Przestańmy odwracać kota ogonem, wysnuwać makabryczne wnioski, tylko dlatego, że jest nam to na rękę. To ranking o pieniądzach i sprzedaży, a nie o walorach artystycznych, kreacji bohaterów czy realistycznych opisach.
Proszę, bądźmy sobie życzliwi i cieszmy się literaturą, bogactwem rynku, pięknem wydawanych pozycji i mnogością czytelniczych możliwości z każdego gatunku. :)