Części:
IV - Nowa Nadzieja (1977), V - Imperium Kontratakuje (1980), VI - Powrót Jedi
(1983)
I - Mroczne Widmo (1999), II - Atak Klonów (2002), III -
Zemsta Sithów (2005)
VII - Przebudzenie mocy (2015)
Reżyserzy:
części IV, I, II, III - George Lucas, część V - Irvin Kershner, część VI -
Richard Marquand, część VII - J.J. Abrams
Gwiezdne Wojny
to saga, którą znają chyba wszyscy. Owszem, nie każdy oglądał, ale każdy zna
nazwisko Skywalker, Darth Vadera, R2-D2 czy inne postacie. Nie każdy jednak
wie, że Star Wars to także jeden z największych, jeśli nie największy,
sukces komercyjno – reklamowy. Film to wierzchołek góry lodowej, bo na Star
Wars można zarobić milion razy tyle, co rynek udowadnia nam z każdym
kolejnym filmem.
Zawsze
marzyłam o maratonie Gwiezdnych Wojen, bo owszem jakieś części oglądałam, ale
nie wszystkie, główne wątki i owszem kojarzyłam, ale w dowolnej, niekoniecznie
właściwej kolejności. Zbierałam się do tego tyle lat, że w końcu powstała nowa
VII część sagi, a jednocześnie pierwsza część trzeciej trylogii. Mimo to,
poszłam w zaparte, że najpierw maraton wszystkich poprzednich części, a dopiero
potem wydam 30zł na kino. Jak powiedziałam tak uczyniłam i zaraz po sylwestrze
w dwa dni obrobiliśmy wszystkie sześć filmów.
Mogę
Wam powiedzieć, że był to doskonały pomysł. Okazało się, że z młodości niewiele
w głowie zostało, a i teraz inaczej się te filmy ogląda niż przed laty.
Tak czy inaczej, po takim maratonie, nowa część była prawdziwym
przebudzeniem mocy! Ale czy zrobiła na mnie takie wrażenie jak poprzednie?
Nie.
Ale nie mogło być inaczej. Ciągłość sagi wyklucza drastyczne zmiany, forma
także pozostała nie zmieniona. Publiczność za coś sagę pokochała, więc nikt nie
zaryzykuje, że coś tą miłość naruszy i zepsuje.
Plusy?
Niezmieniona forma. Niezmienieni aktorzy, bardzo podobne stworzenia i maszyny,
logicznie prowadzona fabuła, dobre efekty. Warto pójść na seans 3D -
kosmiczność i maszyneria robią swoje.
Minus?
Niezmieniona forma. Trochę łzawy i przewidywalny wątek Carrie Fisher i Harrisona
Forda. Choć przyznaje, starali się, żeby był taki jak najmniej.
W
przypadku Gwiezdnych Wojen, podobnie jak przy innych wieloczęściowych
produkcjach pojawia się odwieczny problem – lepiej by było gdyby saga
ewoluowała czy została w niezmienionej formie? Gdy pytałam znajomych, większość
uważała, że pomysł jest dobry, więc nie warto go zmieniać. Część jednak była
rozczarowana, bo po 6 filmach część koncepcji może się już po prostu przejeść.
Jeśli
chodzi o mnie to ja to akceptuję. Rozumiem, że tak już jest świat zbudowany, a
fabuła jest zrobiona najlepiej jak można było przy zachowaniu właściwych
widełek. Według mnie doskonała gra aktorska zrobiła swoje, szczególne wrażenie
zrobili na mnie główni bohaterowie zagrani przez Daisy Ridley i Johna
Boyegę.
Byłam
pewna, że to nie możliwe, żeby tak niedoświadczeni aktorzy dali radę po takiej
wcześniejszej obsadzie. Oczekiwania były ogromne, a ja bardzo sceptyczna. Otóż
to ja się myliłam, a oni fantastycznie wykorzystali tę życiową szansę. Czapki z
głów za wiarygodne kreacje, które stworzyli w tym filmie.
Teraz
nie pozostaje nam chyba nic innego niż w 2017 pójść na kolejną, ósmą już część
sagi, po raz kolejny czyniąc Gwiezdne Wojny najbardziej dochodowym
filmem w historii kina.
PS.
Jestem bardzo ciekawa co Wy sądzicie nie tylko o Przebudzeniu Mocy, ale
i o całej sadze. Sprostała Waszym wymaganiom?