Tytuł: Banda niematerialnych szaleńców
Autor: Maria Krasowska
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2018
Liczba stron: 384
Kategoria: Literatura młodzieżowa, fantastyka, fantasy
Ocena: 6/10
Wybór tej książki jako lektury był nieco przypadkowy - została ona wybrana przeze mnie na niewymagającą lekturę na czas choroby. Młodzieżówka, Warszawa, typowe urban fantasy, ale dla znacznie młodszych czytelników, życie pozagrobowe - zapowiadało się całkiem nieźle. Polscy autorzy zawsze mają u mnie kredyt zaufania, więc spokojnie ruszyłam z lekturą, przerywaną tylko kichaniem, smarkaniem lub kaszleniem.
Banda
niematerialnych szaleńców ma ciekawą fabułę, dosyć zakręconą, ale
intrygującą. Nie da się obok niej przejść obojętnie. Głównym bohaterem
jest trzynastoletni Danny, syn archeologów. W związku z profesją
rodziców stale jeździ po świecie w związku z czym zamiast chodzić do
szkoły jest uczony jest przez guwernantki. Danny bardzo nie lubi
guwernantek i konsekwentnie się ich pozbywa dlatego za karę zostaje
odesłany do wujostwa z Polski gdzie na semestr zostaje zapisany do
publicznego gimnazjum. Niedługo po przeprowadzce spotyka ducha, który
wciąga go w niesamowitą, ale i bardzo niebezpieczną aferę.
Pierwsza, może mało istotna, ale jakoś mnie drażniąca sprawa to zupełnie niepotrzebne jest zagraniczne imię głównego bohatera. Rozumiem, syn Polki i Amerykanina, ale mam wrażenie, że to taki dodatkowy sposób na wyróżnienie bohatera w tłumie. Nie byłam nigdy fanką takich rozwiązań, więc nie zaskoczę Was pisząc, że i tym razem zabieg ten mnie nie przekonał.
Jak się pewnie domyślacie po krótkim opisie fabuły, sama książka jest dedykowana czytelnikowi młodszemu ode mnie i tym razem jest to nie do przeoczenia. W trakcie lektury dosyć często odczuwałam, że nie jestem grupą docelową, ale oczywiście z tym trzeba się liczyć sięgając po młodzieżówkę. Dowcipy, mnie przynajmniej, niespecjalnie bawiły, a niektóre zachowania zamiast wywoływać emocje powodowały jedynie uniesienie mojej brwi w lekkim zaskoczeniu.
Trzy rzeczy, które kocham: gorzka czekolada, gra w „Monopoly” i ciemność.
(Z tą ciemnością to bez przesady: muszę widzieć,
gdzie stawiam hotele oraz gdzie sięgać po czekoladę).
Trzy rzeczy, których nienawidzę: guwernantki, nuda i
jeszcze raz guwernantki.
Trzy rzeczy, których nienawidzę: guwernantki, nuda i
jeszcze raz guwernantki.
Jeśli sądzicie, że bywają fajne guwernantki to znaczy,
że jeszcze żadnej nie mieliście.
że jeszcze żadnej nie mieliście.
Tym nie mniej intryga była bardzo ciekawa, a sposób przedstawienia świata duchów i ludzi niezwykle przekonujący. Autorka wykonała naprawdę dobrą robotę, oprócz ostatniej sceny książki (tej z wątkiem romantycznym) w żadnym innym momencie książki nie poczułam aby fabuła była naciągana lub by świat duchów był w jakikolwiek sposób niekonsekwentny.
Podobały mi się także postacie kuzynek - typowe życie w zatłoczonym mieszkaniu było wiarygodnym i ciekawym rozwiązaniem. Zwykle fantastyka z duchami ma miejsce w jakimś oddalonym, często rzadko uczęszczanym miejscu, a nie w samym sercu domu, w którym mieszka osiem osób.
Na koniec tego rachunku zalet i wad muszę dodać jeszcze jedną rzecz.
Jak na książkę definitywnie skierowaną do młodzieży dużo jest w niej przemocy, zwłaszcza finalne sceny budziły we mnie nieco sprzeczne emocje. Oddaję autorce, że bohaterowie nie pozostają na tą przemoc obojętni, zauważają ją i przeraża ich. Jednak sam pomysł, aby dzieci (bo jednak z całym szacunkiem do gimnazjalistów to jednak są oni jeszcze dziećmi) strzelały do opętanych ludzkich ciał, a czasami mogły przez przypadek strzelić do prawdziwego człowieka... No nie wiem. Podczas czytania odczuwałam w związku z tym pewien dyskomfort.
Jak na książkę definitywnie skierowaną do młodzieży dużo jest w niej przemocy, zwłaszcza finalne sceny budziły we mnie nieco sprzeczne emocje. Oddaję autorce, że bohaterowie nie pozostają na tą przemoc obojętni, zauważają ją i przeraża ich. Jednak sam pomysł, aby dzieci (bo jednak z całym szacunkiem do gimnazjalistów to jednak są oni jeszcze dziećmi) strzelały do opętanych ludzkich ciał, a czasami mogły przez przypadek strzelić do prawdziwego człowieka... No nie wiem. Podczas czytania odczuwałam w związku z tym pewien dyskomfort.
Ostatecznie bohaterowie zyskali moją sympatię, a duchy wciągnęły, jednak stopień brutalności tej książki jak i to, że jednak czułam, że książka nie jest mi dedykowana sprawiły, że oceniam ją nieco gorzej niż bym chciała. Dla młodszego czytelnika nieprzesadnie wrażliwego na przemoc i doskonale odróżniającego rzeczywistość od literackiej fikcji książka będzie jak znalazł, ale mnie osobiście Banda niematerialnych szaleńców nie porwała.