wtorek, 19 czerwca 2018

„Sztylet ślubny" Aleksandra Ruda


Tytuł:Sztylet ślubny

Autor: Aleksandra Ruda

Cykl: Sztylet rodowy
Tom: 2
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2018
Liczba stron: 448
Tłumacz: Ewa Białołęcka
Kategoria: Fantastyka, fantasy, literatura obyczajowa
Ocena: 5/10




 
Ponad rok temu czytałam Sztylet rodowy Aleksandry Rudej - pierwszy tom z cyklu o tym samym tytule (link do recenzji - TUTAJ). Nie powiem, że było to objawienie roku, ale książkę wspominam bardzo przyjemnie. Przez długi czas czekałam na tom drugi, ale niestety tyle razy ile wydawnictwo zapowiadało premierę, tyle razy ją potem odwoływało. Dochodziło już nawet do sprzeczek w tym temacie - co się dzieje, kto ile komu płaci za tłumaczenia, ile jest tłumaczy z rosyjskiego co nie sprowadzało się jednak do niczego innego niż dalsze oczekiwanie. W końcu jednak udało się - książka została wydana, a ja w końcu ją dorwałam.

Kontynuujemy podróż Królewskich Głosów. Po wielu niebezpieczeństwach, które zagroziły bohaterom jeszcze w poprzedniej części, nikt nie ma wątpliwości - w królestwie dzieje się źle lub bardzo źle. Mimo to, Jarosław Wilk, Mila, Dranisz, Daezael, Tisa i Persival decydują się na dalszą podróż, bo zanim wrócą do króla chcą zrozumieć co się dzieje na jego ziemiach. Ta decyzja może się jednak okazać bardziej niebezpieczna niż dotąd myśleli. Wraz ze wzrostem niebezpieczeństwa rosną jednak spory wewnątrz grupy i rodzi się nieufność, a sekrety bohaterów, zwłaszcza jednego, przestają być tajemnicą. Czasem jednak lepiej zostawić niektóre historie tylko dla siebie, zwłaszcza kiedy się wie, że ich zdradzenie będzie jak dolanie oliwy do ognia... 

Wszystko zapowiadało się świetnie. Pierwsze kilkanaście stron było w klimacie pierwszego tomu, więc podczas lektury rozluźniałam się coraz bardziej. Pierwszy niepokój pojawił się po 60 stronach kiedy tytułowa Kicia zaczęła mieć jakieś głębokie emocjonalne przemyślenia, a mężczyźni zaczęli się do niej przymilać na tyle sposobów, że trochę mnie to rozdrażniło. Jednak następne kilkanaście stron ponownie powróciło do wesoło-strasznego klimatu i czarnego humoru, który tak mi się podobał, więc spokojna czytałam dalej. Do mniej więcej strony 120, po której książka zmieniła się nie do poznania i muszę powiedzieć otwarcie, że zmianą tą jestem bardzo rozczarowana.

Pierwsza sprawa to problemy fabularne. Ni stąd, ni zowąd dobra wciągająca książka o ciekawej fabule i niezwykłych bohaterach zmieniła się w dosyć nieśmieszną operę mydlaną. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że zagubił się główny pomysł, a środkowy tom jest na siłę stworzonym łącznikiem pomiędzy wydarzeniami pierwszego i trzeciego (miejmy nadzieję, że lepszego!) tomu. Z punktu widzenia fabuły interesujące było mniej więcej 120 pierwszych stron. Jedyne czego w tym morzu krytyki powiedzieć nie można to, że książka jest przewidywalna. W tym punkcie autorka mnie na szczęście nie zawiodła, co ogromnie doceniam.

Postacie, oprócz mojego ulubionego elfa, przypominają bardziej kisiel niż charakternych bohaterów z pierwszego tomu, a po głosach królewskich pozostała chyba tylko nazwa. Nasza główna bohaterka nie raz zaskakuje swoją osobowością, ale także co rozdział mdlejąc, zaś o mężczyznach w życiu Mili powiem w jednym słowie - nieporozumienie. 

Podobnym nieporozumieniem jest zakończenie. Jak rozumiem, miało nas ono wprawić w zdumienie i przebieranie nogami w oczekiwaniu na tom trzeci. W moim wypadku autorka odniosła raczej odwrotny skutek. To było bezładne, pozbawione sensu i logiki. Jestem pewna, że autorka wyjaśni nam to w przyszłym tomie no i wspaniale, ale samo wykonanie wciąż będzie budzić niechęć i tak zwany facepalm, a nie chęć do dalszego czytania. 

Co zatem w tej książce jest warte uwagi? Pierwsze 120 stron, cytaty na początku każdego rozdziału, postać elfa Daezaela, która rozkwita w tym tomie w pełni. Nie bez znaczenia jest naprawdę lekki i przyjemny język autorki, kilka zabawnych sytuacji oraz żwawa i dosyć nieprzewidywalna fabuła. Na tym niestety zalet koniec.

Obrażona kobieta posieka twoje serce i zje je bez soli. 
W tym sensie magia jest bezpieczniejsza: 
jeden wybuch i już, nie musisz się więcej męczyć.

Mezenmir Nóż o tym, dlaczego wybrał karierę maga

Nie mogę przejść obojętnie także wobec jakości samego wydania. Mniej więcej od połowy książki widać wydawniczy pośpiech, a im dalej w las tym zdecydowanie więcej pomyłek. Zła odmiana słowa, złe przedzielenie, brak przerwy pomiędzy słowami lub zbyt duże przerwy i dziwaczne kwadraciki na końcu słowa. Nie wiem jak to się ma do zapewnień wydawnictwa, że czas wydawania tej książki jest związany z tym, że wydawnictwo chce zapewnić wysoki poziom wydania dla czytelnika. Tutaj coś zdecydowanie nawaliło i naprawdę nie chodzi o to, by czepiać się jednego błędu - tych pomyłek jest naprawdę dużo. Zbyt dużo. 

Podsumowując - mnie osobiście Sztylet ślubny ogromnie zawiódł. Liczyłam, naprawdę liczyłam, na zabawną fabułę analogiczną do tomu pierwszego, poprzetykaną niesamowitymi historiami głosów królewskich, pełną cudownych docinków pomiędzy bohaterami. Niestety, książka okazała się niedopracowanym melodramatem o kolejnych mężczyznach w życiu głównej bohaterki, która zresztą w tym tomie wybitnie nie grzeszy rozumem. Mimo wszystko jestem zdecydowana aby historię dokończyć, zatem sięgnę po Dwa sztylety, w nadziei, że autorka się ogarnie i na tyle na ile to możliwe, zakończy tę trylogię z klasą, czego naprawdę ogromnie bym sobie życzyła.

Za możliwość recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc oraz portalowi Sztukater.


| Sztylet rodowy | Sztylet ślubny | Dwa sztylety |
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...