Tytuł: Latarnik
Autor: Henryk Sienkiewicz
Seria: Kiedyś przeczytam
Wydawnictwo: Powergraph
Data wydania: 2025
Liczba stron: 72
Kategoria: Klasyka literatury, opowiadanie
Ocena: 9+/10
Co roku staram się sięgnąć po coś z kanonu literatury, a zwłaszcza ze szkolnych lektur, z czym jeszcze nie miałam okazji się „spotkać”. W ten sposób poznałam chociażby Dekameron Boccaccia, Odyseja Homera czy Książę Machiavellego. Jednocześnie za każdym razem decyzję o lekturze podejmuję spontanicznie i tak było również tym razem.
Od pierwszego wejrzenia zakochałam się w pomyśle o zacnym tytule „Kiedyś przeczytam” wydawnictwa Powergraph i Baby od polskiego. Któż z nas nie zapowiadał, że kiedyś do tej czy innej książki powróci, koniecznie i na pewno, a potem latami jakoś to się nie działo, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ja powinnam tym kamieniem rzucić w siebie, bo takich książek mam setki. ;) To współczesne i niezwykle celne nazwanie serii sprawiło, że wiedziałam, że absolutnie muszę przeczytać choć jedną z wydanych w niej książek, ale w tym roku, bez obietnicy „kiedyś przeczytam”, a ze słowami „teraz czytam”.
Po czym postanowiłam wcielić słowa w życie. Jako swoją lekturę tu i teraz wybrałam Latarnika Henryka Sienkiewicza. Nie miałam wcześniej z tym opowiadaniem nic wspólnego, prawdę mówiąc z twórczością tego autora w ogóle nie za bardzo miałam styczność, bo przeczytałam „W pustyni i w puszczy”, ale na tym nasza wspólna przygoda się skończyła. Dodatkowym atutem takiego wyboru był dla mnie powrót do klasyki polskiej, bo tego nie robiłam od bardzo, bardzo dawna.
Latarnik mnie zachwycił. Szczerze i prosto, dosłownie nie mogłam się od niego oderwać. Choć nie jestem miłośniczką opisów, to te były tak piękne, tak plastyczne i czarujące, że natychmiast stawały mi przed oczami „las, nad którym co rano i pod noc zwieszał się czerwonawy opar wyziewów – las, prawdziwie podzwrotnikowy, zalany u spodu stojącą wodą, oplątany lianami, szumiący jedną falą olbrzymich storczyków, palm, drzew mlecznych, żelaznych i gumowych.”
Poczułam podczas lektury ściskanie w sercu, tę wszechogarniającą tęsknotę, choć wielbicielką Pana Tadeusza nie jestem. Poruszyła mnie ta chęć spokoju, potrzeba odcięcia się od wszystkiego, odpoczynku, wizja zjednoczenia z ziemią, fauną, florą, z całym światem, ta „śmierć za życia”. Poruszyła mnie potrzeba izolacji i poczucie tęsknoty, samotność, a jednocześnie pragnienie odosobnienia. W teorii sprzeczności, ale w praktyce bardzo mocno się z tym utożsamiam. To wszystko było niesamowicie przejmujące, a krótka forma jak dla mnie tylko wzmacniała przekaz.
Mam jednocześnie wrażenie, że piętnaście lat temu, w liceum, tak bym Latarnika nie poczuła. To moje doświadczenia sprawiły, że choć nie przeżyłam tego co główny bohater, to moje serce bez trudu zrozumiało ten naprawdę piękny przekaz. Wszak czy dla człowieka kochającego czytać może być coś piękniejszego niż polska książka, która sprawia, że Polak chce wrócić do ojczyzny niczym Odyseusz do swojej Itaki? Nie sądzę. Oczywiście jest to tak patetyczne, że aż serce staje, ale jednocześnie muszę przyznać, że jest to patriotyzm delikatny i naprawdę urokliwy.
Zatonął, ukołysał się, zapamiętał – i w tym ograniczeniu własnego odrębnego bytu, w tym pół czuwaniu, pół śnie znalazł spokój tak wielki, że prawie podobny do półśmierci.
Nie możemy także pominąć posłowia Anety Korycińskiej, które stanowi integralną część pomysłu na tę serię. Muszę przyznać, że było to dla mnie bardzo ciekawe. Tekst zwrócił moją uwagę na wiele przeoczonych przeze mnie aspektów, ale również dodał istotnego kontekstu. Samo posłowie jest sformułowane w sposób niezwykle przejrzysty i niedługi, ale jednocześnie mam wrażenie, że mocniej jest skierowane do młodszego czytelnika. Wielbiciele wydań Biblioteki Narodowej będą czuli spory niedosyt, „Kiedyś przeczytam” to jest wersja dla tych, którzy chcą lepiej zrozumieć to co czytają, ale w wersji podstawowej. :) W tym kontekście cieszy mnie również nota o autorze, którą zawsze warto przeczytać dla przypomnienia.
Podsumowując, Latarnik Henryka Sienkiewicza był dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem, podobnie jak niezwykle przyjemne w odbiorze opracowanie Anety Korycińskiej znanej również jako Baba od polskiego. To króciutkie opowiadanie zawiera w sobie naprawdę wiele i emocji, i metafor, i mądrości. Zaskoczyło mnie to jak bardzo dotknęła mnie ta książeczka, ale też jak mocne jest moje wrażenie, że piętnaście lat temu odebrałabym ją zupełnie inaczej. Do niektórych książek trzeba dorosnąć i to kolejna pozycja z klasyki literatury, która mi o tym dobitnie przypomina.
Za możliwość lektury ogromnie dziękuję wydawnictwu Powergraph oraz portalowi Sztukater