Autor: Magdalena Kubasiewicz
Po przygodach Wilczej Jagody, które ogromnie przypadły mi do gustu, nie wahałam się ani chwili przed sięgnięciem po Czarodziejkę z ulicy Reymonta. Nawet jeśli wydarzenia mają miejsce na jednym z wydziałów Uniwersytetu Jagiellońskiego (wybaczcie, jako absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego nie mogłam się powstrzymać :D).
Czarodziejka z ulicy Reymonta to zbiór trzech opowiadań z uniwersum Polanii. Dla głównej bohaterki czyli Nataszy "Lady" Ladowskiej studia na Wydziale Magicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego to spełnienie marzeń. W dodatku tak dobrze wypadła podczas testów, że może uczyć się magii praktycznej. Lady miała swoje oczekiwania wobec studiów (chociaż bez jednoznacznych planów!) i raczej nie przewidywała, że zamiast trenować zaklęcia ochronne czy iluzje, będzie zmuszona dosłownie walczyć o życie. W dodatku jak to zwykle bywa, w magicznym świecie walka o życie nabiera nowych kolorów...
Jestem płytką osobą, stwierdziła Lady samokrytycznie i odruchowo się skuliła, ledwo wyszła z domu. Wiało, mżyło i w ogóle było paskudnie. W taką pogodę nie wyrzucało się na zewnątrz nawet kota. Co innego biednych studentów: ich można było dowolnie wystawiać na pluchę, przeganiać przez błoto i kałuże, narażać na katar i gorączkę. Studenta powinien ogrzewać kaganek oświaty.
Od razu powiem, że bardzo lubię język pani Kubasiewicz, która zabiera nas w niezwykłą podróż od pierwszej strony. Tak jak w cyklu Wilczej Jagody, tak i tutaj bez trudu odnajdujemy się w fabule i w wydarzeniach, a dialogi brzmią bardzo realistycznie. Momentami można zapomnieć, że Collegium Magicae jest jednak wydziałem wyimaginowanym i nie znajdziemy go na liście UJ.
Sposób w jaki Magdalena Kubasiewicz prowadzi fabułę przypomina mi Kroniki Belorskie Olgi Gromyko, ale mam wrażenie, że pani Gromyko wyszło to ciut płynniej. Wydaje mi się, że u pani Gromyko kolejne historie mocniej się przenikają i nieco lepiej pokrywają oś czasu. W Czarodziejce z ulicy Reymonta, wszystkie trzy opowiadania są przyjemnie skonstruowane, mają też elementy wspólne ( np. poprzez motyw lustra), ale mam wrażenie jakby każde zostało napisane dosyć odrębnie i ostatecznie niekoniecznie do siebie nawiązują. To sprawia, że brakuje mi tej ciągłości, którą pomimo podobnego sposobu pisania, Olga Gromyko otrzymała i moim zdaniem dzięki temu wciągnęła Kroniki Belorskie na trochę wyższy poziom.
Chociaż główną bohaterką jest Natasza "Lady" Ladowska, to sporo miejsca w fabule otrzymują także Agniesia i Dobromir. Dzięki takim zmianom perspektywy możemy lepiej poznać osobowość bohaterów. Moim zdaniem to nieco ratuje tę historię, bo momentami ta nieciągłość odbierała historii rumieńców i głębi. Nie znaliśmy postaci wcześniej, nie mamy żadnego pełnego tomu o bohaterach, nie za dużo wiemy o samej Lady, a i pani Kubasiewicz ostrożnie wprowadza nas do jej życia, tak żeby nie od razu wyciągać wszystkich asów z rękawa. To atut w perspektywie prowadzenia cyklu, ale tu i teraz w pojedynczym tomie może nieco zniechęcać. Każde opowiadanie ma wiele dosyć wyraźnie zasygnalizowanych a nierozwiniętych wątków, które można byłoby kontynuować, przy czym część z nich byłaby prawdopodobnie kluczowa dla zrozumienia niektórych cech postaci. Jednocześnie uważam, że sami bohaterowie byli ciekawie zbudowani i trudno ich nie polubić. :)
Bardzo podobały mi się dwie wycieczki, wspomniany motyw luster, który zaintrygował mnie mocniej po lekturze Demona Luster Martyny Raduchowskiej, różnorodność magii i kilka związanych z tym wątków jak np. różnicowanie kto jest gorszy, a kto lepszy. Przypadł mi wątek w jaki sposób między bohaterami zawiązała się nić przyjaźni, ze szczególnym uwzględnieniem Agniesi i Lady. Ich relacja, taka przyjaźń trochę z przypadku, a trochę w oparciu o przyciąganie przeciwieństw wydaje mi się bardzo życiowa. Ponadto całość ma ten mroczny klimat urban fantasy, który mnie osobiście sprawia ogromną przyjemność podczas czytania.