Cykl: Gar'Ingawi. Wyspa szczęśliwa
Ostatni dzień kwietnia to moja ostatnia szansa by dotrzymać słowa danego samej sobie i napisać Wam o książce, którą w tym miesiącu przeczytałam w ramach wyzwania #polskafantastykafajnajest od Unserious.pl. W tym miesiącu sporo się działo, więc zdecydowałam się na lekturę krótką acz niepozbawioną kontrowersji, która od dość dawna domagała się mojej uwagi. Gar'Ingawi. Wyspa szczęśliwa to cykl książek Anny Borkowskiej, mniszki benedyktynki, a przy tym historyczki i doctor honoris causa KULu, co dla wielu było dosyć szokujące. Ja osobiście nie widzę w tym fakcie nic szczególnego - fantastyka to taka piękna część literatury gdzie miejsce znajdzie się dla każdego kto ma ciekawy pomysł, a pani Borkowska intrygujących koncepcji miała akurat sporo, ale wiem, że nie każdy tak na to patrzy.
I tutaj właśnie zaczynają się kontrowersje. Jedni twierdzą, że książki pani Borkowskiej to twórczość na miarę J.R.R. Tolkiena czy Ursuli Le Guin. Przeczytałam pierwszy tom i ja tych podobieństw szczególnie nie widzę. Jeśli argumentem ma być walka dobra ze złem, mnogość przemyśleń bohaterów czy zręcznie zbudowana historia bez szybkich wybiegów nastawionych na szokowanie, to owszem, ale jak dla mnie to zdecydowanie za mało by powiedzieć, że książki są naprawdę podobne. Czytałam także opinie, że to powieść kultowa i sztandar polskiej fantastyki, ale prawdę mówiąc ponownie nie mam do tego przekonania. Książka obiektywnie rzecz biorąc jest naprawdę dobra, ale wcześniej wymienione przymiotniki to jednak przesada. Zresztą zwróćmy też uwagę, że wznawia ją mocno niszowe wydawnictwo, zaś na portalu Lubimy czytać ocenę dało jej 108 osób. Z drugiej strony pojawiają się oskarżenia, że Gar'Ingawi. Wyspa szczęśliwa. Oczekiwanie to książka na wskroś religijna, przesiąknięta ideą katolicyzmu, ale stawiający takie tezy, chyba jednak tej książki nie czytał. Owszem, jest to fantasy z wątkiem religijnym, jednak takich było już w fantastyce wiele, a Gar'Ingawi nie jest pod tym względem wyjątkowe. Są rozważania teologiczne, pojawia się idea boga, ale jest to bardzo zgrabnie opisane, nie ma moralizatorstwa, a religia choć znajduje się w centrum historii, to nie jest jedyną osią fabuły. Moim zdaniem bez trudu książkę przeczyta i osoba wierząca, i niewierząca, a nie pada tu nawet jedno słowo nawiązujące do katolicyzmu, chyba, że liczyć notę biograficzną autorki.
Każdy władca w dzieciństwie zaczynał od tego, póki się nie zetknął boleśnie z biernością Ludu i z jego obojętnością na wszystko poza Powrotem. Nic nie można było z nimi zdziałać: nic. Śpiewali tęskne pieśni i całego szczęścia oczekiwali z zewnątrz, a tego, które było w zasięgu ich ręki, nawet nie próbowali dotknąć. Wyciszeni jak ktoś, kto nasłuchuje bezustannie, zachowywali tylko część uwagi dla spraw codziennych, a więc najłatwiej było im trzymać się mechanicznie starych, wdrożonych kolein, którymi szło się już bez zastanowienia.
Jednak prawdę mówiąc początek w ogóle do mnie nie przemówił - książkę czytało mi się ciężko, m.in. z powodów językowych. Nie wiem czy był to zamysł autorki, czy błędy w redakcji, ale część słów wyglądała jakby była po prostu błędnie odmieniona. Sama historia rozpoczyna się powoli, choć od samego początku widzimy, że pomysł na historię jest zupełnie nowy. Oto mamy ludzi, których interesuje niewiele więcej niż wydarzenie (nadejście Ora), które może, ale nie musi zdarzyć się za ich życia. Są oni tak zaślepieni tym oczekiwaniem i swoimi nadziejami, że uda im się go spotkać, że podstęp Obcego okazuje się bardzo skuteczny, zresztą tym bardziej, że pewien mieszkaniec wyspy postanawia w tym oszustwie pomóc. Nie ma tu odważnych herosów ani spektakularnych bitew, jest trochę polityki, dyskusji, strategii, poszukiwań. Przy okazji poznajemy też historie kilku pobliskich ziem, położonych niedaleko wyspy i chociaż póki co nie do końca tworzą one spójnej opowieści, to z pewnością przydadzą się czytelnikom kolejnych tomów.
Od momentu pojawienia się oszusta, dynamika książki ulega zmianie. Fabuła nabiera rumieńców, a my coraz lepiej rozumiemy dokąd historia zmierza, co dla mnie było punktem zwrotnym, bo dopiero wtedy zaczęłam się wciągać. Jednak nawet wtedy, na tych mniej niż 200 stronach, pojawia się tak wiele pobocznych wątków, że w trakcie lektury zadawałam sobie pytanie czy ta opowieść w ogóle dokądkolwiek zmierza. Ostatecznie to historia młodego Taguna przekonała mnie do wyznaczonego kierunku wydarzeń, okazała się też dla mnie najciekawsza i najbardziej przewrotna, a przy tym miała fenomenalną głębię, której współczesnej fantastyce często brakuje.
- Cały świat zapragnąłby się go nauczyć, gdyby się dowiedział, że jest na kogo.
Anna Borkowska bardzo skrupulatnie podeszła do pisania, a większość wątków miała sumiennie przemyślanych, przez co wydarzenia bardzo ładnie się ze sobą splatały. Nie znalazłam ani jednej luki, ani miejsca, w którym autorka rozwijałaby historię na siłę - wszystko było ze sobą zmyślnie połączone. Imponujące jest także to jak pani Borkowska rozwinęła obyczajowość bohaterów. Gar'Ingawi to miejsce z własną historią i kulturą, ale to dotyczy także pozostałych opisywanych miejsc. Autorka odchodzi też od wyłącznie humanoidalnych postaci robiąc miejsce tym, którzy wyglądają inaczej. Bardzo podoba mi się takie rozwiązanie, bo mam wrażenie, że w ostatnich latach jeśli mówimy o odmiennym wyglądzie w fantastyce, to jest on związany wyłącznie z wampirami lub zmiennokształtnymi, a nie z bohaterami, którzy po prostu wyglądają zupełnie inaczej.
Pisząc tę opinię cały czas w głowie obracam historię, którą przeczytałam i zastanawiam się co ja właściwie o niej myślę. Z całą pewnością fabuła wielokrotnie zaskoczyła mnie pomysłowością, głębią i stopniem w jakim została przemyślana. Niewątpliwie wyróżnia się ona w tłumie - wizja szczęśliwej wyspy ogarniętej Oczekiwaniem, poszukiwanie prawdy dla wtajemniczonych, podróże, państwowość, regionalność, prawo i potrzeba podbojów to wszystko tworzy coś zupełnie nowego. Jednak sama historia nie okazała się dla mnie szczególnie intrygująca. Było kilka ciekawszych momentów, jak np. oszustwo Memukego czy rozmowy z Nuno, ale przez resztę czasu czytałam bardziej z chęci zrozumienia dokąd ta opowieść prowadzi niż z faktycznego zainteresowania tą historią. Problematyczne były dla mnie także nawiązania do historii pobliskich lądów. Rozumiałam je, bywały ciekawe i są w pewnym sensie powiązane z fabułą, ale w tym momencie nie widzę by miały one na nią wpływ. Ot, poboczne opowieści. Przy książce o długości mniej niż 200 stron takie odnogi mnie rozpraszały i co jeszcze ważniejsze, skracały czas poświęcony wątkowi głównemu. W efekcie gdzieś po drodze autorka lekko pogubiła moje zainteresowanie i to chyba jest najgorsze, bo wcale nie jestem przekonana czy mam chęć na kolejny tom tej historii. Nie mam do Gar'Ingawi większych zastrzeżeń, a mimo to nie poczułam tej iskierki, która by mnie pędziła do poznania kolejnych dwóch tomów.
góry brał za bary,
tylko sobie pięści otarł
o skalne filary
Hej a hej! Hej a hej!
Teraz jęczy nad zawieją,
a góry się z niego śmieją,
że głupi, choć stary.
Moim zdaniem Gar'Ingawi. Wyspa szczęśliwa. Oczekiwanie to naprawdę dobre, intrygujące polskie fantasy. Obiektywnie rzecz biorąc niewiele mogę mu zarzucić, ono ma po prostu pewne cechy, które z pewnością nie każdemu przypadną do gustu, ale też nie powinniśmy się uprzedzać. Poszukiwacze literackiej świeżości i głębokich, niebanalnych wątków powinni na tę książkę zwrócić uwagę. Pozostałych zachęcam, ale nie namawiam - moim zdaniem książka jest absolutnie uniwersalna i może, ale nie musi przypaść do gustu.
Książka przeczytana w ramach wyzwania #polskafantastykafajnajest