Tytuł: Miasto mosiądzu
Cykl: Dewabad
Tłumacz: Maciej Studencki
W przygodę zabiera nas Nahri, młoda dziewczyna zamieszkująca Kair XVIII wieku, mająca wielkie i kosztowne marzenie by zostać uzdrowicielką. Niestety, póki co próbuje na jego realizację zarobić, ale efekty nie są tak imponujące jakby sobie tego życzyła. Dzięki swoim niezwykłym talentom oszukuje bogaczy magicznymi sztuczkami, czarami charakterystycznymi dla tamtejszych wierzeń, odczytami z dłoni czy obietnicami uzdrowienia. Dziewczyna nie wierzy w magię ani żadne zabobony, wykorzystuje tylko naiwność tych, którzy uwierzyć się odważyli. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia. Podczas jednego z obrządków Nahri przywołuje coś bardzo niebezpiecznego, coś co na zawsze odbierze jej życie jakie znała. Dramatyczna ucieczka z Kairu zawiedzie ją do magicznego Dewabadu, w którym oprócz tymczasowego schronienia i fragmentów swojej przeszłości odnajdzie polityczne gry, w których będzie jednym z pionków. Okazuje się też, że jej życzenia mogą znaleźć swoje spełnienie w bardzo niezwykły i śmiertelnie zdradliwy sposób.
Z tyłu rozległ się długi pisk, tak wysoki, że wydawał się przeszywać ją na wylot. Nahri nie była w stanie zakryć uszu, mogła tylko się modlić. "Och, Miłosierny - błagała - proszę, nie pozwól temu stworzeniu mnie zjeść!" Przeżyła spotkanie z opanowującym ludzkie ciała ifrytem, żarłocznymi ghulami i rozwścieczonym dewą. Taka seria nie mogła się zakończyć połknięciem przez przerośniętego gołębia!
Fabuła Miasta miedzi jest dosyć skomplikowana. Mamy wiele grup istot magicznych, a wśród nich również możemy poznać różne kasty. Do tego przeszłość miesza się z teraźniejszością, a autorka, chcąc dobrze oddać zagubienie Nahri, nie podaje nam wszystkich odpowiedzi na tacy. Dlatego lektura wymaga jednak skupienia, co zawsze w fantastyce doceniam - zamiast łatwych i oczywistych ścieżek, autorka wybiera coś ciekawego, nowatorskiego i całkiem odświeżającego. Kolejnym atutem książki są subtelności niebezpiecznych pałacowych rozgrywek. Pani Chakraborta włożyła dużo pracy w to, żeby delikatna pajęcza sieć w przekonujący sposób ciasno owijała wszystkich bohaterów, niekiedy ich (niemal dosłownie) podduszając. Imponująco przemyślana fabuła robi wrażenie.
Moje zachwyty nie omijają bohaterów, a zwłaszcza Nahri. Cała trójka głównych bohaterów jest bardzo specyficzna, ale naprawdę dopracowana i charakterystyczna. Jednak na uwagę zasługują również postacie drugoplanowe - niesamowicie intrygujące, niekiedy nas zwodzą, innym razem otwarcie przyznają się do swoich wątpliwości i słabości, ale niezmiennie zaskakują i współtworzą magiczny klimat książki. Wszyscy opisani bohaterowie są niezwykle wyraziści i bez trudu widzę ich przed oczami podczas czytania, co ogromnie doceniam. Nie będę też ukrywać, że ogromnie doceniam wątek dżinów, dewów, maridów, perich, ifrytów i tak dalej. To postacie, których poszukuję w kolejnych książkach, z sentymentem wspominając trylogię Bartimaeusa Jonathana Strouda, w której z tymi istotami spotkałam się po raz pierwszy. Rzadko udaje mi się natrafić na podobny wątek, więc czuję dużą satysfakcję.
Cena. Chciało jej się śmiać. No właśnie. Do tego się wszystko sprowadzało: cena. Dbanie o własny interes. Miłość, rodowa duma... w jej świecie były bezwartościowe. Nie, nie tylko bezwartościowe, ale w gruncie rzeczy niebezpieczne.
Mam jednak wrażenie, że niekiedy do fabuły wkradał się chaos - niektóre opisy wymagały ode mnie wielokrotnego czytania, czasami miałam wrażenie, że w tej dynamice gubili się nawet bohaterowie. Mnogość zwrotów akcji z całą pewnością utrzymuje uwagę czytelnika, ale jest też sporym wyzwaniem dla autorki, mam wrażenie, że niekiedy pani Chakraborty sama plątała się w wydarzeniach.
Mam też kilka zastrzeżeń językowych - na początku mojej wersji ebooka (na Legimi) niektóre wyrazy były połączone co mocno utrudniało lekturę. Na szczęście dotyczyło to tylko pierwszych dwóch stron. Jednak muszę przyznać, że miałam też niekiedy wątpliwości gramatyczne. Nie wiem czy zawsze miałam słuszność, ale odnoszę wrażenie, że kilka błędów umknęło osobom odpowiedzialnym za redakcję.
Jest jednak coś co wyróżnia Miasto mosiądzu na tle innych książek z wyżej wymienionymi motywami, a jest to arabski klimat. Jeszcze nigdy nie spotkałam fantastyki z tak zaawansowanym wątkiem arabskich dialektów językowych. W tej książce jest to rozwinięte w imponującym stopniu i robi to na mnie ogromne wrażenie. Jednak nie tylko to - element religijny i kulturowy także zaskakuje w najlepszy możliwy sposób. To chyba moja pierwsza książka tego gatunku, w której główna bohaterka nosi na co dzień czador. W praktyce dzięki tym wątkom książka nabiera niesamowitej autentyczności, która bardzo pozytywnie wpływa na odbiór opisanej historii.
- Ani trochę - odparł afszin z cierpkim uśmiechem. - Też byłem kiedyś młodym wojownikiem z panującego rodu. To uprzywilejowana pozycja. Łatwo być absolutnie pewnym prawości swojego ludu, łatwo niezachwianie wierzyć. - Jego uśmiech zniknął, teraz na jego twarzy zagościł żal. - Ciesz się tym.
- Nie jestem do ciebie podobny - odpalił Ali. - Nigdy nie zrobiłbym tego, co ty.
Darajawahusz otworzył drzwi.
- Módl się, żebyś nigdy nie dostał takiego rozkazu, Zajdi.
Miasto mosiądzu okazało się świetną reprezentantką młodzieżowej fantastyki, ale moc tej książki tkwi przede wszystkim w doskonale rozpisanych arabskich nawiązaniach. To sprawia, że obok twórczości pani Chakraborty bardzo trudno przejść obojętnie, a ja z ogromną niecierpliwością rozpoczynam polowanie na kolejny tom cyklu czyli Miasto miedzi!
PS Mam duży szacunek do Wydawnictwa Poznańskiego (do którego należy i Czwarta strona, która dawniej wydawała również młodzieżówki takie jak chociażby wspomnianą na początku Buntowniczkę z pustyni, i We need YA) za nieoczywiste wybory wydawnicze. Miasto mosiądzu rokowało, bo autorka została za granicą wielokrotnie doceniona i nagrodzona, ale jednak sądzę, że istniał spory element ryzyka. Doceniam to, że je podejmują.