Tytuł: Mroczne umysły, Nigdy nie gasną, Po zmierzchu
Autor: Alexandra Bracken
Cykl: Mroczne umysły
Tłumacz: Maria Borzobohata-Sawicka (1), Magdalena Krzysik (2,3)
Tak naprawdę Mroczne umysły przeczytałam już
dawno temu. Była to jedna z pierwszych książek przeczytanych
przeze mnie na czytniku i pierwsza od wielu, wielu lat młodzieżowa
dystopia.
Igrzyska śmierci mnie wciągnęły - od dawna
intrygowały mnie futurologiczne wizje, ale znacznie później
zrozumiałam, że kuszą mnie również dystopie, a ich młodzieżowe
wydanie daje autorowi niezwykle różnorodne możliwości prowadzenia
fabuły. Później okazało się, że autorzy, a żeby być
precyzyjną to głównie autorki, często tworzyli kolejne pozycje,
które aż tak dobrze do mnie nie przemawiały, a wiele z nich zbyt
wyraźnie wykorzystywało motywy znane mi z innych pozycji i zamiast
ciekawej lektury otrzymywałam raczej odgrzewane kotlety.
Zelektryzowały mnie dopiero Mroczne umysły, w których
poczułam prawdziwy powiew świeżości, ale również dystopię,
której mrok do mnie przemówił i wywołał dreszcze na plecach.
Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie pozostawić. Oni bali się nas – tych, którzy przeżyli.
Co sprawiło, że tak realistycznie, a przez to pozytywnie, odebrałam ten cykl?
Po pierwsze pomysł. Było coś arcymrocznego w historii opisanej przez Alexandrę Bracken. Tak naprawdę nie wiem czy bardziej zmroziła mnie wizja dzieci, których Ameryka chce się pozbyć czy opowieść głównej bohaterki o jej makabrycznej ścieżce przetrwania...Nawet w Igrzyskach zwykle dzieci się kochało. Tymczasem podczas lektury Mrocznych umysłów przy odrobinie wyobraźni można poczuć dreszcze na plecach na myśl, że rodzice naprawdę boją się własnych dzieci. Myśl, że to jest świat, w którym istnieją dorośli polujący na dzieci, którzy czują na ich widok strach, nienawiść i obrzydzenie na tyle duże, że pozwalają je zamykać w koszmarnych obozach, jest naprawdę mroczna. Jeszcze większą grozę budzi opowieść o obozach, które w teorii miały leczyć, ale w praktyce chodzi w nich o łamanie człowieka - dziecka, tak by nie pozostało w nim ani krzty woli walki.
Straszne są także wspomnienia dzieciaków dotyczące domu, rodziców, dawnych kolegów i koleżanek, niektóre z tych retrospekcji są niezwykle okrutne i smutne. Nie inaczej jest z samą wizją młodszych i starszych dzieciaków, które są zdane wyłącznie na siebie. Zupełnie same muszą zapewnić sobie i wikt, i opierunek, a spora część kraju jest zrujnowana. Dorośli na których trafiają mogą być życzliwi, ale bardziej prawdopodobne jest to, że będą to Łowcy Nagród lub ludzie, którzy doniosą na nich ze strachu lub z powodu propagandy. Nie mniej niebezpieczne są inne przerażone do szpiku kości dzieciaki, które by ocalić własne życie są zdolne do skrajnych zachowań. Nic więc dziwnego, że poczucie zagrożenia jest gigantyczne - kiedy każdy kogo spotykasz może cię zdradzić i nie jest łatwo pozostać dobrodusznym czy ufnym. Łatwiej jest utrzymywać największy jak to możliwe dystans i spróbować przetrwać, choć to nie ułatwia radzenia sobie ze swoimi nowymi umiejętnościami...
Nie można odbudować zniszczonego życia ani odzyskać straconego człowieka.
Po drugie - bohaterowie. Ruby jako główna postać miała swoje wady i zalety. Największa wada? Dziewczyna, podobnie zresztą jak Katniss Everdeen, odrzuca swoją rolę. Z jednej strony uważa, że stwarza zagrożenie, z drugiej czuje się niezrozumiana, z trzeciej po prostu nie chce być kimś ważnym. Brzmi znajomo prawda? W dodatku jako nastolatka, oczywiście podobnie jak główna bohaterka Igrzysk śmierci, momentami zachowuje się nieznośnie. Na szczęście pozostałe cechy charakteru Ruby działają zdecydowanie na jej korzyść i sprawiają, że mimo tego, że czasami podczas lektury wzniesiemy oczy do nieba, to jednak jako postać pozostaje ona spójna, a im dalej tym bardziej daje się lubić. W dodatku przyznam szczerze, że z prawdziwą przyjemnością "przyglądałam się" przemianie głównej bohaterki cyklu - Alexandra Bracken naprawdę postarała się, aby wyszło to ciekawie, a jednocześnie naturalnie. Również bohaterowie drugoplanowi są bardzo mocną stroną tej pozycji! Część z nich jest typowo złymi lub dobrymi postaciami, ale większość z nich ewoluuje, zmienia się czy na przykład podejmuje zupełnie inne decyzje, często nielogiczne i ryzykowne, w obliczu niebezpieczeństwa, zwłaszcza gdy dotyczy ono kogoś im bliskiego.
Najmroczniejsze umysły skrywają się za fasadą najzwyklejszych twarzy.
Pamiętam jak mnie ten cykl wciągnął,
niemożliwością było przerwanie lektury. Jeśli dobrze pamiętam
odrywałam się od niego jedynie na posiłki i zajęcia. Przygody
Ruby, Liama, Zu i Pulpeta, do których później dołączają inne
fenomenalne postacie, znacznie bardziej sprzeczne, takie jak Vida czy
Cole... No i rzecz jasna Clancy - absolutny majstersztyk tego cyklu.
Stawiam tu kropkę, ale myślę, że każdy kto przeczytał Mroczne
umysły wie co mam na myśli. ;) To była naprawdę niesamowita i
fascynująca przygoda, po której miałam lekkiego książkowego
kaca, co raczej mi się nie zdarza.
Według mnie
najpoważniejszą wadą tego cyklu jest wytłumaczenie nietypowych
cech dzieci i młodzieży. Chyba lepiej by już było tego nie
wyjaśniać, bo moim zdaniem efekt jest mocno taki sobie, ale na
szczęście ta puenta pojawia się przelotnie i niespecjalnie wpływa
na fabułę.
Dosyć niezwykła była również różnorodność
nienaturalnych zdolności dzieci. Ich umiejętności były bardzo
różne (zaskakujący był wybór autorki by postawić na tak
niepodobne do siebie moce), a przy tym odmiennie postrzegane. Pięć
typów zdolności oznaczono kolorami - zielonym, niebieskim, żółtym,
pomarańczowym i czerwonym. Nietrudno się domyślić, że dwa
ostatnie były jednocześnie najbardziej niepokojące i postrzegane
jako znacznie bardziej niebezpieczne od trzech pozostałych.
Jednocześnie w tym tak jasnym podziale było coś bardzo sztucznego,
a ja nie mogłam odpędzić się od pytania dlaczego akurat takie, a
nie inne umiejętności otrzymywały dzieci. Jak dla mnie ani to
wada, ani zaleta cyklu. Po prostu było to dla mnie niezrozumiałe.
Pozostałe cechy Mrocznych umysłów to z mojego punktu widzenia pasmo sukcesów - ciekawi, wyraziści bohaterowie, fabuła ciężka, mroczna, przepełniona walką i samotnością, a przy tym wszystko to jest podane w sposób spójny, całkiem sensowny i świeży! Przyznaję, że autorka stworzyła przekonujący świat, wcale nie tak odległy od obecnego, a jednocześnie tak zupełnie inny. Jakby tego było mało, Alexandra Bracken według mnie naprawdę dobrze pisze, jest w jej książkach lekkość pióra, kontrastująca z niekiedy dosyć trudnymi opisami. Bogaty język sprawia, że nie ślizgamy się w kółko po tych samych epitetach, jak to często bywa w młodzieżówkach.
Czerń jest kolorem pamięci.
Czerń to
nasz kolor.
Jedyny, którego użyją, by opowiedzieć naszą
historię.
Ten cykl niesie ze sobą niepokój, który w zasadzie ani na chwilę nie opuszczał mnie podczas tej lektury, a który uważam za integralną część dobrze napisanej dystopii. To powinno przerażać, powinno gdzieś na chwilę zmuszać do namysłu i budzić w nas emocje. Ten cykl to robi. Ruby nie budzi naszego współczucia (co mnie prywatnie cieszy), ale dzieciaki i ich los jak najbardziej. Podczas lektury czujemy ich przerażenie, zmęczenie nieustanną walkę o przeżycie, potrzebę relacji z drugim człowiekiem, a jednocześnie strach przed jej śmiertelnie niebezpiecznymi konsekwencjami i tęsknotę za bliskimi. Dzieci są zmuszone do całkowicie samodzielnej egzystencji, a jakby tego było mało przez cały czas grozi im śmierć lub obóz, którego opisy wystarczą mi żebym bez najmniejszego problemu wyobraziła sobie ich horror. Trudno znaleźć w tej sytuacji chociaż iskierkę nadziei, a jednak bohaterom Mrocznych umysłów to się udaje, choć nie wszystko kończy się szczęśliwie.
Osobiście uważam Mroczne umysły za jedną z najlepszych młodzieżowych dystopii jakie jak dotychczas przeczytałam. Z całą pewnością nie jest to cykl dla młodszych dzieci (jak większość tego typu pozycji), ale pozostałym bardzo go polecam!
| Mroczne umysły | Nigdy nie gasną | Po zmierzchu | Przez ciemność (nowele) |