Tak się złożyło, że akurat w tym miesiącu spędziłam kilka dni w szpitalu chorób kobiecych. To właśnie tam dzieje się dzisiaj wiele tragedii, o których czytamy artykuły. To tam rodzice dowiadują się o chorobach swoich nienarodzonych dzieci. To tam matki dosłownie umierają ze strachu o maluszki, które noszą pod sercem. Ale tutaj też młode (bardzo młode!) kobiety dowiadują się o swoich chorobach. O nowotworzących się tkankach. O bezpłodności. O poważnych problemach hormonalnych czy o wadach w budowie macicy.
To nie jest tak, że decyzja o aborcji jest jak decyzja o kupnie bułek na śniadanie. Widziałam te kobiety, te twarze. Przerażone. Zapłakane. Załamane. Często bardzo samotne i świadome odpowiedzialności.
Widziałam kobietę w bardzo zaawansowanej ciąży, zwiniętą w kłębek i przestraszoną, przy której czuwały pielęgniarka i położna z całym zapasem czułości, troski, dobroci i życzliwości jaki człowiek jest z siebie w stanie wydobyć.
Widziałam kobietę w bardzo zaawansowanej ciąży podłączoną do ktg. Siedziałyśmy w ciszy przez kilka chwil. Ciszy przerywanej dźwiękami maszyny. Przy każdym przyspieszeniu dźwięku ta kobieta, odwrócona do mnie plecami, podskakiwała ze strachu. Właściwie to nie był strach.
To było przerażenie.
Widziałam odważną kobietę, ze skierowaniem do szpitala w dłoni. Napis ONKO kłuł w oczy.
W pokoju leżałam z moją rówieśnicą, która dowiedziała się, że jest bardzo poważnie (śmiertelnie) chora, a także z inną dziewczyną, która marzyła o dzieciach, a przyszła się tu badać, bo wcześniejsi lekarze wydali wyrok - bezpłodna.
W szpitalu poznałam to coś. Bezwarunkowe wsparcie i oparcie. Nadzieję. I śmiech. Nawet kiedy był przez łzy. Nieważne ile która miała lat, jakie wykształcenie, marzenia, pragnienia, stan cywilny, poglądy polityczne, ulubioną książkę. Każda przyszła tu przestraszona, dowiedzieć się CO się z nią dzieje, bo że COŚ się dzieje już wiedziałyśmy. Okazało się, że jestem stosunkowo zdrowa, a na pewno nie tak chora jak część z nich. Dlatego dzisiaj, a także każdego kolejnego dnia, będę mówić głośno i wyraźnie:
Nikomu nie wolno oceniać tych wyborów, które podejmują te kobiety. Nikomu nie wolno decydować o ich życiu. Nikomu. Nikt nie ma prawa oceniać ich moralności. Żadna ustawa nie ma prawa decydować za te odważne kobiety, a już na pewno żaden polityk nie może odbierać im prawa wyboru i prawa do życia.
Dla nich to były najtrudniejsze, najstraszniejsze i najgorsze decyzje w ich życiu. Uwierz mi - każda z nich by się z Tobą zamieniła. Ale czy Ty zamieniłbyś się z nimi?