Tytuł: Wichry Camino
Tłumacz: Robert Waliś
Pierwsza część tego cyklu czyli Wyspa Camino miała wszelkie predyspozycje by stać się sensacją uwielbianą przez wszystkie mole książkowe! Niestety, genialny pomysł, doskonale skrojeni bohaterowie, świetny klimat i bardzo dobry styl autora mnie nie wystarczyły, a to z powodu bardzo niesatysfakcjonującego zakończenia. Wciąż jednak nie traciłam nadziei, że tak dobra otoczka mogłaby przynieść coś ciekawszego w inaczej zbudowanej fabuły. Dlatego bez wahania sięgnęłam po Wichry Camino (jakby nie wystarczyły mi wyżej wymienione powody to jeszcze w dodatku John Grisham porusza temat tornada!).
Wichry Camino z powrotem przenoszą nas na wyspę Camino oraz do księgarni Bruce'a Cable'a. Bohaterów spotykamy podczas trasy promujące Tessę, najnowszą książkę Mercer Mann, którą poznaliśmy w poprzedniej części cyklu. Przystanek na Camino był dla Mercer i Bruce'a absolutnie oczywisty. Niestety trasę przerywa informacja o tym, że huragan Leo po raz kolejny zboczył z trasy i teraz kieruje się wprost na wyspę. Większość bohaterów pospiesznie ewakuuje się w wyspy, ale Bruce, podobnie jak Larry, Bob, Nick i Nelson decydują się pozostać. Leo niestety bezlitośnie demoluje piękną wyspę, powodując śmierć wielu osób. Jak się okazuje jedną z ofiar jest właśnie Nelson. Bruce jest wstrząśnięty, podobnie jak Nick i Bob, którzy towarzyszą mu kiedy dowiaduje się o tej tragedii. Mężczyźni szybko odkrywają, że albo Nelson miał wyjątkowego pecha, albo odpowiedzialny za jego śmierć wcale nie jest huragan. Niestety skutki Leo uniemożliwiają przeprowadzenie skrupulatnego śledztwa, a mężczyźni coraz mocniej utwierdzają się w przekonaniu, że były prawnik, który przed laty został pisarzem thrillerów, zginął z powodu swojej kolejnej książki...
Zacznę od nieoczywistej, a bardzo ważnej kwestii - Wichry Camino to wielki spoiler wydarzeń z Wyspy Camino. Nawiązania do tamtej historii są dosyć szczegółowe.
- Na razie.
- Na razie.