wtorek, 15 marca 2022

Rozmach trudnych decyzji czyli „Echo przyszłych wypadków" Jamesa Inslingtona


 
    Tytuł: Echo przyszłych wypadków

    Autor: James Islington

    Cykl: Trylogia Licaniusa
    Tom: 2
    Wydawnictwo: Fabryka Słów
    Data wydania: 2021
    Liczba stron: 856
    Tłumacz: Grzegorz Komerski
    Kategoria: Fantastyka, fantasy
    Ocena: 9/10

 

Pierwszy tom trylogii Licaniusa okazał się wielkim zaskoczeniem dla wielu z nas - Cień utraconego świata stał się jednym z najciekawszych debiutów w kategorii fantastyki od wielu lat. Trudno wręcz uwierzyć, że to jest pierwsza książka Jamesa Islingtona, bo jej rozmach jest oszałamiający. Muszę jednak uczciwie przyznać - debiuty rządzą się swoimi prawami i brakowało mi przekonania, że drugi tom może być przynajmniej tak dobry jak pierwszy. 

Jednak od pierwszych stron drugi tom podobał mi się jeszcze bardziej niż pierwszy. Po wydarzeniach opisanych w pierwszym tomie dalsze wydarzenia wydawały się jasne i oczywiste, ale po raz kolejny na drodze do zmian stają polityka, własne interesy i zwykła krótkowzroczność. Każdy z bohaterów musi stawić czoła kolejnym wyzwaniom i wykaraskać się z następnych kłopotów w jakie się w pakowali. Walka trwa nieustannie, a niestety sukces wydaje się odległy. Wydaje się, że Davian, Asha, Caeden i Wirr nieustannie muszą walczyć i niestety również coś poświęcać. Jak daleko można się posunąć? Gdzie jest granica człowieczeństwa, kto ma prawo się poświęcić na ołtarzu przyszłości..? 

- Dążenie do odkupienia jest matką czystych intencji - odparł Caeden po chwili namysłu. - Podobnie jak pragnienie naprawienia tego wszystkiego, za co nienawidzimy samych siebie. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którym mówi się, że działają w imię większego dobra.
- Większe dobro - mruknął Asar, kiwając powoli głową - bądź mniejsze zło. Wystarczy przekonać człowieka, by uwierzył w jedno z tych pojęć, a stanie się potworem skorym do najgorszych uczynków.

Chociaż początek Echa przyszłych wypadków wydaje się momentami zabawny, to im dalej tym bardziej poważna staje się ta lektura. Książka bohaterów nie oszczędza, a co więcej pokazuje, że cena, jaką przyjdzie im zapłacić za pewne decyzje może być naprawdę wysoka. Jak dla mnie ten tom mógłby równie dobrze mieć tytuł "trudne decyzje" i to doskonale oddałoby jego treść. W tej części wyraźnie widać, że trylogia Licaniusa to fantastyka mroczna, pełna spisków i zdrad, przemocy i miłości, walki magicznej i na miecze. Naprawdę wiele jej elementów spowodowało, że wciągnęłam się w lekturę bez reszty.

Ogólnie drugi tom cyklu jest pełen polityki i dylematów moralnych. Współczesna fantastyka obie te rzeczy "zaczepia", ale bez szczególnego zgłębiania. Nie dzieje się to bez powodu - oba te zagadnienia są dla twórcy sporym wyzwaniem, bo trudno jest w nich wyważyć pomiędzy powagą, a śmiesznością. James Islington zaryzykował i prawdę mówiąc, uważam, że to mu się opłaciło. Nie wszystko wyszło tak jak można byłoby tego oczekiwać, to prawda, ale moim zdaniem jest to pod tym względem jeden z najlepszych cykli fantasy. Różnie bywa w prowadzoną polityką, ale zagadnienia etyczne są naprawdę ciekawe, rozbudowane i całkiem intrygujące. Niejednokrotnie zatrzymałam się podczas lektury na chwilę zastanowienia, a niektóre decyzje czy rozważania bohaterów budziły we mnie sprzeczne emocje, co uważam za bardzo dobry znak. Nie mogłam się oprzeć grze, którą autor prowadził z czytelnikiem na temat tego czym jest prawda, spodobały mi się dyskusje nad większym i mniejszym złem oraz zaplątany, ale bardzo dobry wątek Shammaelotha  i Ela. Uważam to za jedną z największych zalet tego debiutu.

- Próbujesz zasiać we mnie zwątpienie - stwierdził wreszcie
- Próbuję ci wytłumaczyć, że powinieneś wątpić, podobnie jak ja poddaję próbie zwątpienia swe własne przekonania. Dzień, w których przestaniesz zastanawiać się nad tym, w co wierzysz, będzie dniem, w którym zaczniesz poszukiwać pokrętnych odpowiedzi na pytanie, dlaczego właściwie w to wierzysz.

Po raz kolejny autor trylogii Licaniusa zaskakuje rozmachem. Muszę przyznać, że czytając Cień utraconego świata zastanawiałam się czy autorowi uda się zamknąć tak rozległą historię w trylogii. Echo przyszłych wypadków to lektura rozbudowana, przemyślana i momentami naprawdę skomplikowana.  Plejada dynamicznych wydarzeń, przeskoki czasowe i wyzwania stawiane bohaterom, to wszystko zmusza nas do nieustannego skupienia. Muszę przyznać, że to już nie była tak łatwa lektura jaką była poprzednia część. Niekiedy czułam się wręcz trochę zmęczona, zwłaszcza mnogością retrospekcji. Wydaje się jednak, że trzy tomy domkną opowieść Daviana, Ashy, Wirra i Caedena, bo już ta część przynosi nam bardzo dużo odpowiedzi. Historia zaczyna się układać coraz spójniej i zrozumialej. Jednocześnie to już ponad 1600 stron razem, przed nami jeszcze tylko jeden tom, a ja wciąż nie do końca wiem jak ta historia się zakończy!

Skoro mowa już o głównych bohaterach to są oni doskonale zbudowani. Jako postacie powoli się rozwijają, mają ludzkie cechy chociaż czasami zbyt łatwo wpadają w bohaterskie tony. Na szczęście autor bardzo stara się, aby nam to zrekompensować ich zmianami, rozważaniami pełnymi emocji, strachu itd. Pomimo tego, że większość głównych bohaterów stanowią ludzie bardzo młodzi, to Echo przyszłych wypadków jest lekturą wymagającą, a niekiedy również brutalną, o czym warto pamiętać. Jest tu sporo cierpienia, są tortury, morderstwa, poświęcenia.

Jednocześnie, zupełnie subiektywnie, odczuwam lekkie rozczarowanie kierunkiem w jakim podążyła historia Ashy. W pierwszej części jej wątek wydawał mi się o wiele lepiej dopracowany, a w Echu przyszłych wypadków wypada blado na tle Caedena, Daviana czy nawet Wirra. Wydaje mi się, że można było nadać jej historii nieco inny rys, dzięki któremu jej opowieść byłaby nieco ciekawsza i lepiej osadzona w historii.

- Chcemy z nim porozmawiać o gwałtach, mordach i torturach - odpowiedział spokojnie Caeden, gdy trzecie ciało stuknęło o ziemię - A konkretnie o tym, że dobrze by było, gdyby ich zaprzestał.
- Nie spodziewamy się natomiast, że będzie to długa rozmowa - dodał Alaris.
- Czyny przemawiają głośniej niż słowa i takie tam - rzucił wesoło Caeden, obserwując w oczach strażnika narastające przerażenie.

Nie da się także przeoczyć, że autor czerpie z innych książek - bez trudu możemy dostrzec motywy zapożyczone z Władcy pierścieni J.R.R. Tolkiena albo Gry o tron G.R.R. Martina czy też uderzające podobieństwo do niektórych wydarzeń z Koła czasu Roberta Jordana. Jestem ciekawa czy gdybym znała treść Diuny to nie znalazłabym nawiązań i do niej. Nie da się też przeoczyć inspiracji panem Sandersonem. Z jednej strony jest to zrozumiałe, bo większość pisarzy zanim tworzy swoją książkę, poznaje twórczość wybitnych przedstawicieli danego gatunku, ale z drugiej muszę przyznać, że w książce istnieją sceny bliźniaczo podobne. Widzę te nawiązania i nie ukrywam, że wolałabym, aby było ich mniej, ale na szczęście fabuła jest na tyle unikalna, że da się z tym żyć. ;)

Podsumowując - Echo przyszłych wypadków to bardzo dobra kontynuacja Cienia utraconego świata. Nie jest to kolejne banalne młodzieżowe fantasy, a naprawdę wymagająca pozycja, zagmatwana, niekiedy nawet nieco chaotyczna, pełna zaskakujących zwrotów akcji, przemian bohaterów i dynamicznych wydarzeń. Stworzony przez pana Islingtona świat jako taki mnie nie zaskakuje, natomiast dbałość o szczegóły już jak najbardziej. Autor daje swojej książce przeszłość, teraźniejszość i przeszłość. Każdy z tych elementów jest bardzo dobrze dopracowany i dzięki temu książka wyróżnia się na tle innych. Nie mogę się doczekać rozwoju wypadków i tego co otrzymamy w kolejnej części, ale na szczęście wydawnictwo nie pozwoli mi na długie oczekiwanie, bo ostatni tom mamy dostać już w 13 kwietnia!

| Cień utraconego świata | Echo przyszłych wypadków | Blask ostatecznego kresu |
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...