Autor: Maria Towiańska-Michalska
Seria: Seria Piętnastka
Wydawnictwo: Forma
Data wydania: 2015
Liczba stron: 218
Kategoria: Autobiografia
Ocena: 9/10
Nie wiem co bardziej skłoniło mnie do lektury – intrygujący tytuł, opis książki pełen łagodności, ale równocześnie pewnej filozoficznej brutalności czy może jej wydawca, z którym nigdy wcześniej nie miałam do czynienia? Cokolwiek przeważyło, pewnego wieczora zaczęłam Engram (co oznacza ślad pamięciowy) i muszę przyznać, że żadna minuta spędzona z tą książką nie była stracona.
Książka składa się z 26 opowiadań, a każde z nich przykuwa uwagę czytelnika swoją prostotą, przenikliwością i szczerością. To co również imponuje to forma - autorka pisze opowiadania oparte na faktach, opisuje to jako „swój pamiętnik”, a jednocześnie nie ukrywa, że część z tych tekstów była drukowana w gazetach. To literatura na wskroś dojrzała, stworzona przez osobę, która poznała życie i świat z wielu stron w ten najbardziej ludzki sposób, a jej przemyślenia pozostają uniwersalne niezależnie od tego jakim życiem żyją czytelnicy. Otwartość i spokój z jaką opowiada o przemijaniu, śmierci i odchodzeniu pozostaje z nami na dłużej, a to jak opisuje swoje wspomnienia sprawia, że człowiek dosłownie przenosi się w czasie i przestrzeni. Jednak przede wszystkim Maria Towiańska-Michalska buduje relację z czytelnikiem na fundamencie szczerości i to czuć w każdym zdaniu na każdej stronie.
Wierzyłam, że każdą informację można gdzieś znaleźć, jeżeli się poszuka. Wszystko jest zapisane. Teraz szukam tylko we własnej pamięci i odnajduję w niej świat, którego nie ma na mapie. Przeminął bezpowrotnie. Ja też powinnam być już tylko wspomnieniem. Nie wiadomo, dlaczego wciąż żyję i żyję, jakbym się rozpędziła i nie mogła przestać żyć.
Autorka w żadnym momencie nie próbuje nas szokować, nie chce nami wstrząsać, ona po prostu opowiada o swoim życiu, a trzeba przyznać – robi to naprawdę pięknie. W opowiadaniach pani Towiańskiej-Michalskiej przeszłość przeplata się z teraźniejszością, a szczególną estymą autorka darzy okres swojego dzieciństwa spędzonego w Łunińcu na Polesiu. Te powroty w dosyć odległą dla mnie przeszłość (autorka urodziła się w 1929) były niezwykle osobiste (Maria Towiańska-Michalska opowiada o tym ze swojego dziecięcego punktu widzenia), ciekawe i poruszające, choć równocześnie nieco smutne. W innych fragmentach autorka skupia się na chwilach współczesnych, pobieżnie opowiadając o tym co było pomiędzy. Wspaniałe są te refleksje, którymi się z nami dzieli, po tak wielu życiowych doświadczeniach, w sposób iście poetycki opowiada nam o tym co dzisiaj uznaje za ważne, za czym tęskni, jak z wiekiem i wiedzą zmienia się perspektywa, ale i świadomość.
Engram jest tak boleśnie prawdziwy, że trudno nie westchnąć nad tamtym światem, którego jak sama autorka pisze już nie ma, nad bogatym w wydarzenia życiem autorki, które zakończyło się w 2021 roku, nad opowieścią osoby, która była świadkiem, uczestniczką i obserwatorką zdarzeń, o których dziś czytamy w podręcznikach bardzo zwięzłe notki. Równocześnie współczesne przemyślenia pani Towiańskiej-Michalskiej są niezwykle celne i prowokują do refleksji.
Kto „ma” czas? Czas do nikogo nie należy. Nikt nie ma nad nim władzy. Czas przetacza się przez życie jak fala tsunami, zostawiając za sobą skrawki, szczątki, fragmenty i odpryski życia.
Opowiadania pani Towiańskiej-Michalskiej poruszyły mnie do głębi. Szczerość i otwartość z jaką autorka opowiada o tym jak patrzyła na swoje dzieciństwo będąc dzieckiem, a później będąc już osobą znacznie starszą, niezwykle mocno ze mną rezonował. Autorka balansowała słowem i czasem sprawiając, że chociaż dzieli nas ponad 60 lat i mamy różne życiowe doświadczenia, utożsamiałam się z wieloma refleksjami zawartymi na kartach książki. Chociaż po lekturze Engramu wszystko w nim wydaje się proste i spójne, to gdy wszystkie opowiadania poskładać w całość trudno oprzeć się wrażeniu, że życiorys Marii Towiańskiej-Michalskiej bez wątpienia nadawałby się na film. Doskonała książka, świetnie zredagowana, elegancko wydana. To moje pierwsze spotkanie z wydawnictwem FORMA, ale mam wielką nadzieję, że nie ostatnie, bo z całą pewnością zasługuje ono na więcej uwagi. Po raz kolejny przekonuję się, że warto wychodzić poza swoją strefę komfortu, aby odkrywać nowe zarówno w książkach, jak i w samej sobie.
Za możliwość lektury dziękuję wydawnictwu FORMA oraz portalowi Sztukater.