niedziela, 3 kwietnia 2022

O pozwie krytyka za krytykę słów kilka

 

Edycja z 5 kwietnia br. - Wydawnictwo Sonia Draga wycofuje pozew przeciwko tłumaczowi i krytykowi.

Pewnie większość z Was już słyszała, że pewien tłumacz i krytyk literacki otrzymał pozew za krytykę przekładu książki. Zapewne na tę informację unosicie brew w zdumieniu (Krytyk literacki... Pozew. Za krytykę?), zastanawiając się co takiego Krzysztof Cieślik mógł napisać, aby otrzymać pozew od wydawnictwa Sonia Draga. Najpierw pojawiły się informację, że chodziło o artykuł sprzed kilku lat, później, że o recenzję w Polityce, ale ponoć nie bez znaczenia była także działalność w mediach społecznościowych. To znaczy, krytyka przekładów w mediach społecznościowych. Wciąż zachodzę w głowę co pan Cieślik mógłby napisać na temat przekładu żeby zasłużyć na pozew i prawdę mówiąc niewiele przychodzi mi do głowy. Nie mniej, jeśli interesują Was fragmenty pozwu to polecam zajrzeć na facebookowy profil pozwanego.

W efekcie tych wydarzeń, w weekend dostałam kilkanaście wiadomości z zachętą do bojkotu wydawnictwa. Z ciekawości sprawdziłam ile ich książek posiadam na stanie albo na liście do przeczytania. O dziwo, okazało się, że bardzo niewiele. Kilka popularnonaukowych wydanych około 10 lat temu, z nowszych Elenę Ferrante i dziecięce od Debitu (m.in. wspaniałe Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek), który jest imprintem wydawnictwa Sonia Draga. 

Ewidentnie rozeszły mi się z tym wydawnictwem drogi - po pierwsze w wyniku ich decyzji wydawniczych, bo wygląda na to, że nie do końca mamy ten sam gust (chociaż muszę przyznać, że chciałam w końcu przeczytać coś od Javiera Mariasa, a wkrótce miała zostać wydana po polsku kolejna jego książka, ale teraz tej informacji na ich stronie znaleźć niestety nie mogę), a po drugie wciąż pamiętam kto zapoczątkował historię jednolitej ceny książki, projektu ustawy, z którym było mi ogromnie nie po drodze. Okazuje się więc, że w moim przypadku straty zostaną wycenione na 0zł, bo najzwyczajniej w świecie od dłuższego czasu, z punktu widzenia wydawnictwa, nie było ze mnie pożytku. 

Nie jest też już tajemnicą, że wokół wydawnictwa zaczynają pojawiać się gęste chmury. Kilka lat temu miała miejsce historia z plagiatem le Carrego (tutaj możecie przeczytać o tym nieco więcej), a z tego co słyszałam niedawno jeden z tłumaczy pozwał je za wydanie kilku książek w formie elektronicznych, na co zgody zabrakło. Dodając do tego dosyć emocjonalną historię stojącą za projektem jednolitej ceny książki, widać, że dzieje się coś niedobrego, co mam wielką nadzieję, wkrótce zostanie jednak naprawione.

Mnie jednak najmocniej niepokoi precedens pozwu za opinię. Na tyle, na ile znam środowisko tłumaczy profesjonalnych, zazwyczaj nie są to osoby, które pozwalają sobie na niegodne zachowania. Przywołany wcześniej artykuł na temat jakości tłumaczeń nie był obraźliwy dla wydawnictwa Sonia Draga, a wręcz przeciwnie. Przede wszystkim było to wypunktowanie skierowane nie tylko do tej oficyny. O tym problemie zresztą wiemy i my czytelnicy, bo nie raz i nie dwa były dyskusje, że nie najlepiej dzieje się z jakością niektórych książek - czasem problemem była redakcja, czasem korekta, a czasem tłumaczenie. Sam artykuł jest kulturalny. Możemy się z nim nie zgadzać, nikt nie zabroni, ale naprawdę nie widzę w nim nic "pozywalnego". W kwestii pozostałych dwóch przyczyn wypowiedzieć się nie mogę, bo nie znalazłam źródeł. 

Nie ukrywam, że rodzi to we mnie pytanie - czy to kwestia znanego nazwiska, czy jednak krytyki? Czy wydawnictwo wycenia straty, bo swoją niepochlebną opinię wygłosił znany w środowisku tłumacz i krytyk? A może krytyka jako taka nie jest już po prostu mile widziana? Nie w sposób nie zadać pytania o samo wygłaszanie własnej opinii. Od dawna mówimy o tym, że krytykę też trzeba umieć pisać. Wiadomo, że taka ad personam jest niepożądana zarówno przez krytykowanego, jak i całe środowisko, bo umówmy się - książka jednak nie jest tym samym co sam autor, a kultury wymaga się od wszystkich. Jednak co zrobić kiedy krytyka jest kulturalna? Czy recenzenci również powinni czuć oddech na ramieniu? To, że za post w social mediach można dostać pozew wiemy już od pewnego czasu, wszak niedawno sprawę o obrazę majestatu na Facebooku, wygrał pewien pisarz. Czy to był punkt zwrotny? Teraz ten pozew pana Cieślika również ma w sobie coś bezprecedensowego i cały czas się zastanawiam czy to początek czegoś większego. Trochę strach się bać kto będzie następny. 

Piszę o tym, bo chociaż sprawa rozgrzała niektóre kanały, to jestem pewna, że nie dotarła do wszystkich. A powinna. Nawet jeśli nie po to by jednak wydawnictwo przemyślało swoją decyzję, to uważam, że powinniśmy być świadomi takich wyjątkowych wydarzeń - bez precedensu i niepokojących w swoim przekazie. Krytyka nie jest mile widziana, pytanie tylko dlaczego. Nie od dziś wiemy, że to właśnie konstruktywna analiza potrafi dać najlepszą odpowiedź na temat dalszego kierunku firmy (w tym wydawnictwa). Czy to, że tłumacz i krytyk konstruktywnie krytykuje tłumaczenie nie powinno być standardem? Czy to nie jest dobry początek do dyskusji albo refleksji? Wreszcie - czy to naprawdę jest warte pozwu?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...