środa, 4 kwietnia 2018

Pytanie do blogera #1

Kwiecień zaczynamy z nowym pomysłem!
Co jakiś czas zdarza mi się otrzymać od Was jakieś pytanie okołoksiążkowe, które jest naprawdę ciekawe i pomyślałam, że zobaczymy jak Wam się spodoba jeśli będę raz w miesiącu na takie pytanie odpowiadać.
Zaczynamy więc od pytania z zeszłego tygodnia!


Photo by Uriel Soberanes on Unsplash

"Co sądzisz o kursach szybkiego czytania? Są skuteczne? 
Chodziłaś na jakiś?"

Owszem, będąc dzieckiem chodziłam na kurs szybkiego czytania. W moim przypadku był to dodatkowy moduł kursu treningu pamięci, na który uczęszczałam przez rok dwa razy w tygodniu po półtorej godziny. 
Na początku sprawdzano liczbę słów, które przeczytam w jakimś z góry określonym czasie (np. 15min). Po tym etapie prowadzący zajęcia uprzedził mnie, że czytam całkiem szybko (akurat to był mój moment dumy :D), więc niesamowitych efektów nie będzie (a przynajmniej nie w tak krótkim czasie), bo trzeba wyważyć pomiędzy szybkością czytania, a zrozumieniem tego co czytasz. Kurs był świetny, nauczyłam się kilku sztuczek, ale rzeczywiście akurat moja szybkość czytania znacząco nie wzrosła. Jednak w grupie trzymałam się z czterema osobami i dwie z nich czytały znacznie wolniej - jeden chłopiec praktycznie dopiero od niedawna uczył się nieczytania na głos, a dziewczynka czytała mniej więcej dwie strony w ciągu piętnastu minut. I muszę przyznać, że u nich efekt był spektakularny. Nie pamiętam w tej chwili liczb, ale kojarzę, że on chyba przyspieszył pięciokrotnie (do dzisiaj pamiętam, że problematycznym było to, że on wciąż często zamiast czytać po cichu czytał na głos, co bardzo go zwalniało, a ostatecznie kurs i tego go nauczył), a ona o ile pamiętam, siedmiokrotnie, zachowując dobre zrozumienie tekstu.

Mam tylko dwie uwagi. Na taki kurs trzeba chcieć pójść. To nie jest ten typ aktywności, w którym wraz z trzaśnięciem drzwiami sali nie wracasz do tematu, aż do kolejnego spotkania. Są prace domowe, ćwiczenia i trzeba się w nie mocno angażować. Efekty są super, ale nic za darmo.
Po drugie, według mnie ostatnio w tego typu kursach na fali są też wyłudzacze. Wielu z nich myśli, że takie treningi czytania to bułka z masłem, a jest zupełnie inaczej, bo to jest spora abstrakcja. Naprawdę łatwiej nauczyć czegoś tak konkretnego jak dodawanie niż rzeczy mało sprecyzowanej takiej jak szybkie czytanie czy zapamiętywanie. Warto sprawdzić opinie, poprosić o opisanie metod czy lekcję przykładową (czy chociaż możliwość jej zobaczenia bez aktywnego uczestnictwa). Te lekcje jeśli nie ma pracy własnej po zajęciach, nie mają większej wartości, więc o tym też warto pamiętać, że jeśli ktoś nas zapewnia, że spotkania raz w tygodniu na dwie godziny i bez pracy własnej czegoś nas nauczą, to na 90% jest to kłamstwo, obliczone na to, że małe obciążenie pracą skusi.

Dlatego moje wrażenia są takie, że kursy szybkiego czytania i w ogóle treningi pamięci są bardzo skuteczne i naprawdę przydatne (w szkole, podczas dyktand, pracy z tekstem, do zapamiętywania nie tylko rzeczy naukowych, ale także tego co jest zadane, co miałam zrobić po szkole czy co miałam kupić w sklepie). Gdybym mogła dziś ponownie zapisałabym się na kurs zapamiętywania! ;)

A Wy? Chodziliście na kursy szybkiego czytania? Nie? A chcielibyście? Jeśli tak, to jesteście zadowoleni ze swoich postępów?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...