Tytuł: Bogowie i potwory
Autor: Shelby Mahurin
Cykl: Serpent & Dove
Tom: 3
Wydawnictwo: We need YA
Data wydania: 2022
Liczba stron: 592
Tłumacz: Agnieszka Kalus
Kategoria: Fantastyka, fantasy
Ocena: 7/10
Kiedy zaczynam cykle naprawdę lubię je kończyć. Niektóre są lepsze, inne gorsze, ale nie zmienia to faktu, że nie lubię niedokończonych opowieści. Jednak jeszcze bardziej nie lubię kiedy czytanie psują mi kategoryczne opinie innych osób. Są takie cykle, które zbierają niemal jednogłośne opinie, ale akurat Gołąb i wąż Shelby Mahurin do takich nie należą. Być może chodzi o pewne połamane schematy (co osobiście oceniam na plus), powiązania religii i magii (to akurat nie jest zbyt zadziwiające, a jednak często budzi emocje), nietypowy styl prowadzenia historii (co znowu jest u mnie plusem)? Trudno powiedzieć. Jednak z powodu dosyć dużych emocji i powszechnych opinii postanowiłam wstrzymać się z czytaniem finału tej trylogii. Po pół roku od premiery doszłam do wniosku, że nadszedł czas by zamknąć historię Lou, Reida, Coco, Beau, Ansela i wielu innych postaci, dowiedzieć się kto wygra i czy istnieje jeszcze nadzieja dla świata, w którym magia i religia są po przeciwnych stronach barykady.
Zakończenie drugiego tomu obiecywało nam mnogość komplikacji w części trzeciej czyli Bogach i potworach. Całą czwórkę postaci gnębi okrutne poczucie straty i odpowiedzialności, ale demony nękające Lou okazują się znacznie poważniejsze niż ktokolwiek sądzi. Mimo to po raz kolejny bohaterowie podejmują próbę zebrania sił i sojuszników by pokonać wroga. Każde z nich już wie, że cena jaką przyjdzie im za to zapłacić będzie ogromna, a ich ciała i serca i bez tego są już skrajnie okaleczone, ale poddanie się nie jest opcją. Dlatego czeka ich droga - niespodziewana, dziwna, ale nieuchronnie prowadząca do konfrontacji, która dla każdego z nich będzie walką o przeżycie. W dodatku jak to zwykle bywa, nic nie pójdzie zgodnie z planem...
- Nie zadawaj mi pytań, mon amour, a nie usłyszysz żadnych kłamstw.
No i już. Niemal sześćset stron połknięte w cztery wieczory i trylogia zakończona. Na szczęście Shelby Mahurin podarowała swoim czytelnikom satysfakcjonujące zamknięcie. Może nieco dramatyczne, ale brutalnie dobitne. Pierwszy tom czyli Gołąb i wąż oczarował mnie swoim powiewem świeżości i budową bohaterów, drugi czyli Krew i miód okazał się nieco cięższego kalibru, ale miał w sobie coś co mnie zaintrygowało. Trzeci to kolejne przygody, ale przede wszystkim wielkie zakończenie, na które czytelnik trochę czeka, a trochę się go obawia. Nie inaczej jest w przypadku Bogów i potworów, która to książka jako finał cyklu spisuje się znakomicie.
Muszę powiedzieć, że ogromną satysfakcję czerpię z drogi jaką przebyły postacie tego cyklu. Po pierwsze podczas lektury bez trudu dostrzegamy jak trudne wydarzenia z ich życia odbijają się na ich ciałach i umysłach. Bolą ich żebra, odczuwają żal czy tęsknotę, które nie mijają wraz z nową przygodą. Co prowadzi do drugiego elementu czyli trwałej ewolucji bohaterów. Lou z pierwszego tomu trylogii nie jest tą samą Lou co w ostatnim. Podobnie pozostali bohaterowie. Co ważne, widzi to nie tylko czytelnik, ale również same postacie. W efekcie przez całą historię mamy poczucie zmiany, wynikające z doświadczeń spotykających naszych bohaterów, zarówno głównych, jak i pobocznych. Shelby Mahurin nie popadła w przesadę, ale nie umniejszyła cierpienia, które ich spotkało, co sprawia, że historia od razu staje się o wiele bardziej wiarygodna, ale również po prostu ciekawsza. Jednocześnie muszę przyznać, że w pewnym momencie relacja głównych bohaterów i narratorów tej książki zaczęła być lekko nużąca i jak dla mnie nadmiernie rozbudowana. Rozumiałam ideę, ale jej realizacja jak dla mnie zajęła trochę za dużą część książki.
(...) - Zbyt długo już żyłaś w strachu.
- Strach pomógł mi przeżyć - odpyskowałam
- Strach powstrzymywał cię przed życiem.