Tytuł: Divine Rivals. Pojedynek bogów,
Ruthless Vows. Rozdzieleni przez wojnę
Autor: Rebecca Ross
Cykl: Letters of Enchantment
Tom: 1,2
Wydawnictwo: You & YA
Data wydania: 2024
Liczba stron: 352, 448
Tłumacz: Ewa Skórska
Kategoria: Fantastyka (urban fantasy w dużej części)
Ocena: 7/10
Na pewnym etapie Letters of Enchantment wyskakiwało mi w co drugim poście okołoksiążkowym w niemal każdy medium społecznościowym, a szczególnie dużo uwagi poświęcano wątkowi romantycznemu. Mnie natomiast przyciągnął motyw zaczarowanych listów, który nie dość, że w fantastyce jest nieczęsty, to jeszcze ten tutaj miał mieć słodko-gorzki wydźwięk. To jednak tylko pół prawdy, bo drugie pół jest takie, że naprawdę miałam chęć sprawdzić co takiego mają w sobie ten cykl oraz Fourth wing, że młode dziewczyny niemal mdleją na myśl o Romanie i Xadenie. Tajemnicę tego drugiego poznałam już jakiś czas temu i chociaż jakościowo Fourth wing pozostawiało nieco do życzenia, to wątki smoków oraz właśnie bohaterów były całkiem zwinnie poprowadzone. Zatem przyszedł czas poznać tajemnicę Romana!
Kiedy ukochany brat Iris wyrusza na wojnę, nastolatka jest świadoma, że nie będzie jej łatwo. Jednak nic nie przygotowało jej na to co wkrótce staje się faktem - nie ma pojęcia co dzieje się z bratem, a ich matka coraz częściej topi żal w alkoholu, co sprawia, że utrzymanie domu spada na Iris. Dziewczyna decyduje się na szalony krok i pisze esej w nadziei, że przynajmniej będzie mogła łączyć przyjemne z pożytecznym. Tak dostaje pracę w redakcji lojalnej gazety „Oath Gazette”, w której poznaje Romana Kitta aroganckiego konkurenta do posady felietonisty. Choć oboje są pełni pasji, różni ich niemal wszystko - rodzina, pochodzenie, doświadczenia, perspektywy.
Trudna sytuacja Iris, która nieustannie się komplikuje, sprawia, że dziewczyna znajduje ujście swojej frustracji, w tym co lubi robić najbardziej - pisaniu. Nastolatka przelewa swoje uczucia na papier, a z braku adresata kolejne listy wkłada do szafy. Tyle, że magiczny świat potrafi płatać figle, a listy znikają...
Rano obudziliśmy się w jednym świecie, a słońce zachodzi już nad innym.
Muszę przyznać, że jedną z rzeczy, które najbardziej lubię w fantastyce YA jest to, że porywa czytelnika bez reszty. Nie inaczej jest w przypadku Divine Rivals. Pojedynek bogów i Ruthless Vows. Rozdzieleni przez wojnę. Oba tomy przeczytałam w dwa dni, choć po prawdzie połknęłam bardziej odpowiada rzeczywistości. Dzięki temu na kilka godzin wyrwałam się z codziennego życia, a świat do którego się udałam był na tyle interesujący, że nie żałuję spędzonego tam czasu.
To prowadzi do pytania o fabułę. Wątek listów przez większość książki ogromnie mi się podobał i miał swój niepodważalny urok. Jednak to co na mnie zrobiło największe wrażenie, to kwestia wojny. Letters of Enchantment jako cykl jest raczej skierowany do tzw. młodych dorosłych (young adult), ale wątek wojenny moim zdaniem sprawia, że jest to jednak książka dla nieco dojrzalszej części tej grupy. Nie ma tu bardzo brutalnych scen, ale jednak wojna to wojna, również tutaj. Nie wiedziałam, że jest to część tej historii, jak zwykle ominęłam opis książek, a mnogie posty jeśli w ogóle wspominały o wojnie to raczej w kontekście 'tła'. Tymczasem wojna w tej książce tłem nie jest na pewno. Element przemocy, strachu, obawy o najbliższych, ale przede wszystkim rannych, jest tu dosyć rozbudowany i wyraźnie wyróżnia tę dylogię na tle innych. Można byłoby powiedzieć "połowa fantastyki YA nawiązuje do wojen", jednak spora część z nich temat wojny albo zaledwie zaczepia, albo mocno go odchudza z nieprzyjemnych elementów. Rebecca Ross może i nie stworzyła brutalnej historii o tematyce wojennej (która zdecydowanie częściej zdarza się w tym już 'dorosłym' fantasy), ale jak na książki skierowane do tej grupy odbiorców, była jednak bardzo jednoznaczna.
W Divine Rivals. Pojedynek bogów czyli pierwszym tomie poznajemy bohaterów, których pozornie więcej dzieli niż łączy. Jest tu subtelność, tak klasyczna dla motywu listów, ale niekoniecznie w typowej, bardzo słodkiej formie ponieważ początkowo cel listów nie ma nic wspólnego z wątkami romantycznymi i to wspaniale ten motyw równoważy. Im dalej tym ta równowaga częściej drży w posadach, ale uważam, że ostatecznie Rebecca Ross wybroniła swoją historię nie popadając w nadmierną słodycz.
Czasami siła to znacznie więcej niż miecz, ogień i stal. Czasami przejawia się w rzeczach
cichych i delikatnych. Kiedy trzymasz kogoś za rękę, gdy przeżywa żałobę albo smutek.
Gdy słuchasz innych. Gdy po prostu przychodzisz dzień po dniu, chociaż jesteś zmęczony, przestraszony albo niepewny. To jest siła, a ja widzę ją w tobie.
Ruthless Vows. Rozdzieleni przez wojnę czyli kontynuacja tego cyklu kontynuuje wszystkie wątki pierwszego tomu, ale możemy wyraźnie zauważyć zmiany, które zaszły w bohaterach. Oprócz tych oczywistych, których nie chcę spoilerować, dostrzegamy to jak dojrzeli, ale też jak poszerzyli swoją perspektywę. Coraz częściej nie chodzi już tylko o nich samych. W tym tomie znacznie więcej dowiadujemy się również o magicznej stronie historii, czego brakowało mi w poprzedniej części. Oczywiście i tam pewne informacje zostały wprowadzone, ale jak dla mnie były mocno niepełne. Po przeczytaniu Divine Rivals. Pojedynek bogów pojawiła się we mnie myśl, że ta historia niemal mogłaby nie być fantastyką. Drugi tom broni fantastycznej strony historii i robi to dosyć skutecznie.
Letters of Enchantment jako całość to jak dla mnie kaskada wzlotów i upadków. Raz było świetnie, raz za słodko, raz intrygująco, raz przewidywalnie. Jednak całość zrobiła na mnie pozytywne wrażenie - książek, w których faktycznie wszystko nie kręci się wokół wątku romantycznego, które pokazują młodemu czytelnikowi coś więcej. Pojawiają się wątki trudnych relacji rodzinnych, nierówności społecznych, przyjaźni, muzyki... Ale też słów i twórczości jako takiej. Tym co również przypadło mi do gustu są konsekwencje - urazy nie goją się w jeden dzień, przemoc pozostawia ślad nie tylko na ciele, ale również na umyśle itd. To dla mnie ważne, żeby takie rzeczy były maksymalnie realistycznie przedstawione.
Złamało ją to - to, co mogłoby się wydarzyć. I co teraz nie zdarzy się na pewno.
To wszystko sprawia, że chociaż cykle Rebeki Yarros i Rebeki Ross można niejednokrotnie znaleźć "na jednej stronie" i miewają podobne wątki, to jednak obie autorki zdecydowały się na inne ich poprowadzenie. Podczas gdy Fourth wing jest gwałtowne, brutalne, ostre i to pod każdym względem, Letters of Enchantment zaskoczyło mnie jako dosyć dojrzałe romantasy z wyrazistym i wiarygodnie poprowadzonym wątkiem wojny, ale też z delikatnością, która pozwala zachować równowagę. To był dobrze spędzony czas, choć przyznaję, że powątpiewam, abym miała do tej historii powracać.
Zatem na sam koniec, w ramach mrugnięcia, napiszę, że chociaż Roman bez wątpienia jest bohaterem wyrazistym, intrygującym i atrakcyjnym pod wieloma względami, to jednak jak dla mnie przekroczona została granica między tym co jest możliwe, a tym co jest słodkim marzeniem wielu dziewcząt. Nie jest to nic złego, w żadnym razie, ale raczej nie da się tego rozpatrywać takiej relacji, takiego bohatera jako czegoś rzeczywistego. Tymczasem nawet w fantastyce najbardziej porywają mnie Ci męscy bohaterowie, których mogę sobie wyobrazić jak żywych. ;) Także tym razem się nie zakochałam.
| Divine Rivals. Pojedynek bogów | Ruthless Vows. Rozdzieleni przez wojnę |