wtorek, 16 stycznia 2024

Żałość służby zdrowia czyli „Polski SOR. Uwaga będzie bolało" Janka Świtały


Tytuł: Polski SOR. Uwaga będzie bolało


Autor: Janek Świtała


Wydawnictwo: MANDO
Data wydania: 2022
Liczba stron: 288
Kategoria: Reportaż
Ocena: 8/10


Od lat na rynku książki pojawia się coraz więcej pozycji okołomedycznych. Dawniej były to opisy ciekawych przypadków, historii medycyny (jak np. w książkach niezastąpionego Jürgena Thorwalda), potem fascynujące opowieści o jej rozwoju (takich jak chociażby Cesarz wszech chorób Siddharthy Mukherjeego albo Zarazki, geny, a cywilizacja Davida P. Clarka), aż dotarliśmy do punktu, w którym możemy przeczytać o stanie samej służby zdrowia. O tej która była wczoraj, jest dzisiaj i będzie jutro. 
W ostatnim czasie furorę zrobiły książki Adama Kaya czy Czarna owca medycyny Jeffrey'a A. Liebermana, a na polskim rynku zainteresowanie wzbudzili chociażby Paweł Reszka i jego Mali Bogowie albo Marianna Fijewska i jej Tajemnice pielęgniarek. Kolejne książki o tej tematyce były tylko kwestią czasu, ale ta konkretna zaintrygowała mnie od pierwszego wejrzenia. Po pierwsze ze względu na autora, którego wpisy w mediach społecznościowych kilkukrotnie do mnie trafiły i uważałam je za bardzo celne, po drugie ze względu na bardzo, bardzo trudny temat - polski SOR i ratownictwo medyczne. I chociaż podczas pandemii opinie o tych dwóch miejscach bardzo się poprawiły, to wiedziałam, że ta książka u czytelników wywoła masę emocji. Prywatnie byłam ciekawa czy przeczytam w niej prawdę - znam zawody medyczne od podszewki, więc trochę się orientuję jak to wygląda, a Janek Świtała w swoich wpisach w mediach społecznościowych wydawał mi się niezwykle szczery, więc postanowiłam, że podejmę to wyzwanie. 

W mojej ocenie to co czytamy w książce to brudna codzienność ratownika i pracownika SOR. Nie jest to przyjemna lektura - pełno w niej smutnych spostrzeżeń (które zresztą dla większości z nas są tajemnicą poliszynela), słodko-gorzkich chwil, niewyobrażalnych wyzwań, a to wszystko jest okraszone typowym dla autora czarnym humorem. Przy okazji Janek Świtała przemyca również kilka ważnych informacji, które winny być powtarzane do znudzenia, bo te rzeczy mogą któregoś dnia uratować nas lub naszych bliskich - o reanimacji, o AED i o powielanych na ten temat mitach. 

System wali się z minuty na minutę coraz bardziej. Im dalej w las, tym większe zmęczenie materiału odczuwaliśmy, wszyscy byliśmy już po niezłych przejściach. Nie chcę udawać nieustraszonego frontowca, ale po kilku falach takiego syfu boisz się mniej i widzisz, że nie ma w dyskursie publicznym żadnej merytoryki - tylko polityka i emocje, a one nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Teraz mamy narrację prodystansową - nikogo nie dziwią kolejne zera przy liczbach zgonów, a przecież kilka pierwszych przypadków śmiertelnych przeżywał cały naród. Dwieście tysięcy osób poszło do piachu, a my żyjemy jak gdyby nigdy nic.

Wielu czytelników miało mieszane uczucia w kwestii tego w jakiej pozycji stawia się autor tej książki. Niekiedy wszechwiedzącej, trochę dumnej? Czy Janek Świtała nie próbuje być sygnalistą? Czy to aby nie próżność? Można tak pomyśleć, z tekstu faktycznie bije pewność siebie. Jednak pewność siebie to jeszcze nie próżność, a jeśli ktoś sygnalizuje w jak złej sytuacji jest polska służba zdrowia, to całe szczęście, bo czas już na to najwyższy. Naprawdę jest źle, niejednokrotnie nasze życie jest zależne od dobrej woli i dobrego serca zamiast od jasno wytyczonego prawa. Jak często lekarze, który nas leczą są na skraju wytrzymałości, po dziesiątkach godzin dyżurów, rano, wieczór, we dnie i w nocy? Czy chciałabym by po wypadku operował mnie wycieńczony chirurg? W żadnym razie i to nie z obawy o blizny. Jednak obecnie alternatywa jest jedna - może się zdarzyć, że nie zoperuje mnie nikt. Po prostu. Może nawet nie dojadę na SOR. Wykrwawię się gdzieś przy drodze albo na klatce schodowej, a może pod sklepem? To powinno nas przerażać, i to powinno nas motywować by poznać problemy tej grupy zawodowej. Książka jest dosadna, a autor nie przebiera w słowach. Janek Świtała uczciwie pisze, że nie chce tylko pieniędzy - chce dostępu do edukacji, jasno spisanych zasad, a oprócz tego pensji, która umożliwi mu dawanie z siebie 120%. Równie szczerze pisze, że chce żeby ludzie o tym wiedzieli, że nie chodzi tylko "o kasę", ale o zasady, o uczciwość i o to, że ludzie o tym wszystkim nie wiedzą lub wiedzą bardzo mało. 
 
Książkę Janka Świtały warto przeczytać żeby wiedzieć jak wygląda szara rzeczywistość. Zwykle z ratownikami medycznymi i SOR-em spotykamy się w krytycznym i niezwykle emocjonalnym momencie naszego życia. Tak to jest, że do dermatologa idziemy z paskudną wysypką, do laryngologa z długotrwałym bólem ucha czy gardła, ale karetka i SOR są związane z gwałtownym pogorszeniem zdrowia naszego, kogoś bliskiego, znajomego, współpracownika, czasami z traumatycznym momentem jakiegoś zbiorowego wypadku. Nie mamy wtedy zwykle przestrzeni by myśleć o tym co dzieje się w tej karetce, na tym SOR-ze, czy te osoby przed chwilą przyszły do pracy, czy są w niej trzecią dobę? Dlatego właśnie warto na chłodno, bez emocji, poznać sytuację od tej drugiej strony, tej o której mówi się rzadko, za to niesamowicie szybko ocenia. Poczytać o tych ludziach, o których pracy mało kto ma pojęcie, a którzy podejmuje kluczowe decyzje w wyjątkowo trudnych momentach naszego życia. Jeżeli nasz ratownik pada na twarz albo ma depresję, to nasze szanse dramatycznie maleją - ot, prosta matematyka.

To był czas, w którym robiono nam wymaz co tydzień, mi chyba 17 razy z rzędu - nos bolał mnie jak po grubym melanżu. Później, kiedy wszyscy byliśmy już wykończeni psychicznie i fizycznie, modliliśmy się o pozytywny wynik testu, żeby móc chwilę odpocząć na kwarantannie bez poczucia, że stchórzyliśmy.

W opiniach o tej książce wielokrotnie czytałam, że Janek Świtała przesadza. Ja jednak bardzo w to wątpię, bo znam bardzo podobny obraz i SORu, i ratownictwa. Prawdę mówiąc moim zdaniem i tak w swoich opiniach jest stosunkowo wyważony, ale może to być kwestia jego stażu pracy i skupienia na SOR i tym, co dzieje się w karetce, bo tam dalej, za drzwiami oddziałów specjalistycznych, również bywa bardzo ciężko. Wielu pracowników służby zdrowia pracuje ponad ludzkie siły i oddaje pacjentom i serce i dusze, nie dostając w zamian nawet podstawowej ochrony czy uczciwych zasad. Są i tacy, którzy nigdy nie powinni przyjmować pacjentów, ale to już odmienna historia choć też wspomniana w książce.

Według mnie Polski SOR nie jest książką dla każdego. Są tu trudne momenty, bolesne chwile, ale przede wszystkim smutne wnioski na temat stanu polskiej służby zdrowia. To nie jest książka dla osób o słabych nerwach, chociaż zastanawiam się też, czy można żyć w Polsce i tego nie widzieć, nie słyszeć, nie znać. Moim zdaniem należałoby wręcz dodać ostrzeżenia, których w moim ebooku nie znalazłam - na temat niektórych zdjęć, jak i treści, które mogą być wyzwalaczami dla osób, które kiedykolwiek spotkały się z brzydką twarzą polskiej służby zdrowia. Jednak tym, którzy mają chęć na takie spotkanie - niekoniecznie piękne literacko, ale faktyczne i praktyczne, ogromnie Polski SOR polecam! To dobra, mocna książka, która niezawodnie podnosi czytelnikowi ciśnienie.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...