Tytuł: Dwór srebrnych płomieni
Autor: Sarah J. Maas
Historia wydania Dworu srebrnych płomieni Sary J. Maas odbiła się szerokim echem w całym czytelniczym półświatku jeszcze zanim książka trafiła na półki księgarni. Niestety, po ostatecznych zapowiedziach wydawnictwa emocje rozczarowanych czytelników dosłownie eksplodowały, a powodów do tego było wiele. Po pierwsze polskie wydanie zostało podzielone na dwie części, chociaż w oryginale nie było potrzeby takiego zabiegu. Po drugie, chociaż obie części znacząco różnią się liczbą stron (pierwsza część ma ich 640, a druga zaledwie 304 czyli mniej niż połowa pierwszego tomu) to ich cena okładkowa różni się o zaledwie 5zł! Teoretycznie więc, biorąc pod uwagę ceny okładkowe, za Dwór srebrnych płomieni zapłacilibyśmy 94,98zł. To fortuna jak na jedną książkę poczytną, ale niekoniecznie szalenie ambitną. Trzecim powodem długiej dyskusji były okładki, bo chociaż są one powiązane z fabułą, to trzeba przyznać, że nijak nie pasują do poprzednich tomów. Różnią się kolorem (są szare), układem no i rzecz jasna ilustracją na okładce. Tak po ludzku, mnie zdecydowanie bardziej podobały się te z wcześniejszych tomów. Wydawnictwo wybór okładki uzasadniało decyzją autorki, ale jednak faktem jest, że w wielu innych krajach książka została wydana w innej (znacznie bardziej spójnej z poprzednimi częściami) wersji. Jednak żadna z tych trzech, skądinąd moim zdaniem niezbyt trafionych marketingowo decyzji, nie zaszokowała mnie tak jak ta czwarta - tłumaczeniem Dworu srebrnych płomieni zajmowało się aż pięciu tłumaczy. PIĘCIU TŁUMACZY. Przy czym powiedzmy sobie szczerze i od serca - książki pani Maas nie są szczególnie wymagające ani fabularnie, ani językowo. W dodatku trzech tłumaczy zajmowało się pierwszą częścią, a dwoje zupełnie innych drugą. Tego jeszcze moje oczy nie widziały i chociażby z tych przyczyn po prostu musiałam sięgnąć po te książki. Umierałam z ciekawości jak pięciu tłumaczy może zajmować się przekładem w sumie jednej książki (bo przecież w oryginale jest to jeden tom!), którą bezwstydnie nazywam swoim guilty pleasure! Oczywiście, nie będę też oszukiwać - historia opisana w poprzednich tomach mnie wciągnęła, więc kolejnym powodem była zwyczajna ciekawość co dalej się wydarzy.
W Dworze srebrnych płomieni główną bohaterką jest Nesta Archeron. Najstarsza siostra Feyry nie może się pozbierać po wydarzeniach opisanych w Dworze skrzydeł i zguby. Podczas gdy Elaina wydaje się pogodzona ze swoim losem, Nesta zagłusza swoje emocje morzem alkoholu i przypadkowymi seksualnymi przygodami. Nie dba ani o siebie, ani swoje otoczenie. Jej wściekłość na to co się wydarzyło i na cały świat wydaje się nie mieć końca i Nesta nie pozwala nikomu o tym zapomnieć. W końcu jej rodzina, z Feyrą na czele, decyduje, że tak dalej być nie może. Nesta zostaje przymusowo przeniesiona do Domu Wiatru gdzie ma trenować pod okiem Kasjana i pomagać w bibliotece przy jednoczesnym odstawieniu tawernowych przygód. Jednak charakterna kobieta nie zamierza się poddać, jej duma, upór i siła nie pozwolą się łatwo stłamsić. Najstarsza z sióstr Archeron powoli poznaje otaczający ją świat i znajduje przyjaciół w zaskakujących miejscach, jednocześnie nieustannie odpychając najbliższych. Równocześnie gotująca się w niej moc pozostaje tak silna jak niezrozumiała dla wszystkich na Dworze co może mieć nieprzewidywalne skutki...