Strony

wtorek, 10 października 2017

„Pryncypium” Melissa Darwood


Tytuł: Pryncypium

Autor: Melissa Darwood
 
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 2017
Liczba stron: 370
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Ocena: 6+/10






Pryncypium Melissy Darwood kusiło mnie od dnia wydania. Pomysł nomen od pierwszej chwili oczarował moje myśli i wiedziałam, że po prostu muszę tę książkę sprawdzić. Potem przeczytałam mnóstwo zachwytów, z których połowa mnie zadziwiła, bo skupiała się na... Pięknej, romantycznej miłości. Miałam nadzieję, że tym razem to nie problemy miłosne będą w książce wiodły prym, a tu taka niespodzianka. Potem przeczytałam wiele rozczarowanych głosów, że dominuje chaos, że ani historia, ani nomina nie trzymają się kupy, że książka jest przewidywalna. Znowu poczułam się zniechęcona. W ten sposób ciągle się się wahałam, bo chciałam i nie chciałam jednocześnie. W końcu się zdecydowałam. I wciąż nie wiem co dokładnie o Pryncypium sądzę.

Zacznijmy od krótkiego opisu sytuacji. Aniela jest zapracowaną do granic możliwości dziewczyną, która pewnego dnia podczas rozdawania gazet spotyka bogatego faceta w drogim aucie, którego żyły niespodziewanie robią się czarne niczym smoła. Przepracowana dziewczyna na ten widok mdleje i... Tak poznaje bliżej całkowicie pozbawionego uczuć tajemniczego Zoltana. W wyniku zbiegu okoliczności dziewczyna dostaje pracę w jego firmie i chcąc nie chcąc żyły pana Brandenburga zaczynają ją coraz bardziej niepokoić. Tymczasem mężczyzna ma w życiu dużo większe zmartwienia niż Aniela, ale już wkrótce się przekona, że to ona może stanowić dla niego prawdziwe zagrożenie.

- Powinnaś być aktorką - przyznała, wstając od biurka.
- Jestem. - Marta zadarła głowę do góry. - Aktorką w teatrze życia codziennego.

Wiem, że po tym opisie macie swoje przeczucia co do tego, w którą stronę kieruje się fabuła. Ja też miałam i nie powiem bym się dużo pomyliła. Można by więc powiedzieć, że Pryncypium to zwykły Harlequin i książka bez zaskoczeń, ale tutaj bardzo byśmy się pomylili. Książka jest bardzo przyjemnie napisaną mieszanką romantyczno-erotyczno-fantastyczną, która niekiedy rzeczywiście popada w schematy, ale czasami zupełnie olśniewa swoim podejściem gdzie na szczególne uznanie zasłużyło samo Pryncypium.

Nomen, Ipsum, Lokum. Oto czym jesteśmy (…)
Ważne jest, by cała trójca żyła ze sobą w zgodzie,
wówczas nic lepszego nie może nas spotkać.

Zatem najpierw powiem Wam, że koncepcja nominów jest obłędnie świetna. Zdecydowanie autorka mogłaby się pokusić o rozwinięcie tego wątku, bo jego założenia są intrygujące, a triada Lokum, Ipsum i Nominum nad wyraz mnie zaciekawiła. Nie powiem, że to całkowicie oryginalne spojrzenie, ale świetne podejście autorki sprawiło, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Żałuję, że rzeczy były tłumaczone wprost, wolałabym więcej dowiadywać się podsłuchując, łącząc pojedyncze nitki, więcej dowiedzieć się o septyce, Laufrach i Hermanach, ale wciąż Melisso Darwood ja z przyjemnością wniknę w ten świat głębiej. Było w książce wiele zaskakujących zwrotów akcji, przyjemnie zbudowanych postaci i niezwykłych opisów. Książka jest wciągająca i romantyczna (ale akurat nie za bardzo ckliwa!), a chwilami naprawdę tajemnicza. Sceny erotyczne, choć bardzo sugestywne, zostały napisane z poetycką wręcz delikatnością. Językowo książka ani parzy, ani ziębi. Jest napisana zrozumiale i naprawdę czyta się ją niezwykle przyjemnie, nawet jeśli co jakiś czas głowi się człowiek o co właściwie chodzi.

- You spent a nice time in Malaysia while visiting your uncle?
Doskonale zrozumiała pytanie, zrobiła jednak minę wolnomyśliciela, 

który za grosz nie rozumie po angielsku i tak jak kazał jej Moses, 
wzruszyła bezradnie ramionami. Celnik uderzał paszportem w dłoń. 
Patrzył na nią, jakby starał się wyczytać jej myśli. 
Nie wytrzymała i zaryzykowała:
-W trzęsawisku trzeszczą trzciny, trzmiel trze w Trzciance trzy trzmieliny,

 a trzy byczki znad Trzebyczki z trzaskiem trzepią trzy trzewiczki. Rozumiesz?

Jednak tutaj zaczyna się moje „ale”. Po pierwsze i ja zarzucam książce chaos, a zrozumienie początków szło mi bardzo opornie. Wiem, że autorka daje możliwość, aby najpierw zapoznać się ze słowniczkiem z końca książki, ale dla mnie byłoby to dojmującą porażką gdybym sama nie poradziła sobie z fabułą, choć przyznaję, wahałam się. Kolejnym problemem jest to, że ja wiem, że najprostsze rozwiązanie bywa najlepszym. W zasadzie, nawet się z tym zgadzam, bo niektóre rozwiązania wykorzystane przez autorkę były tak proste, że aż swoją prostotą zaskakiwały. Jednak nadmiar jest szkodliwy i od pewnego momentu już wiedziałam, że najprostsze rozwiązanie będzie prawdziwe, a fabuła rzeczywiście stała się dosyć przewidywalna. Zresztą, trochę taka była z założenia, bo pojawiają się tu schematy stare jak świat. Nieco psuje to odbiór, przez co pojawia się myśl, że Pryncypium jest jednak trochę „zmarnowanym potencjałem”. Ale mimo tego wszystkiego, Melissa Darwood sprawiła, że bez wątpienia sięgnę po jej kolejną książkę. Wiecie dlaczego? Dlatego, że pierwsze książki dużo mówią o pisarzu. Tutaj mamy świetny pomysł, ciekawie wykreowany świat czyli bardzo dobre wykonanie znacznie trudniejszej części książki, a autorka wpada w sidła schematu w całkiem podstawowych sprawach. Dlatego nie mam wątpliwości, że jeśli tylko weźmie do serca niektóre uwagi to wkrótce możemy się spodziewać światowych bestsellerów i jeśli wszystkie kolejne książki będą miały tak dobry wątek fantastyczny jak Pryncypium, to przeczytam każdą z nich. :)

Jeszcze jedna uwaga. Miejscem akcji fabuły jest Polska, a konkretnie Alwarnia, zamek w Arkan czy Bystra. I o ile Bystra mnie przekonuje, o tyle pozostałe nazwy brzmią na zbyt mocno stylizowane innymi językami. :)