Strony

sobota, 30 września 2017

„Tysiąc pięter” Katharine McGee


Tytuł: Tysiąc pięter
 


Autor: Katharine McGee

Cykl: Tysiąc pięter
Tom: 1
Wydawnictwo: Otwarte, Moondrive
Data wydania: 2017
Liczba stron: 416
Tłumacz: Mariusz Gądek
Kategoria: Literatura młodzieżowa
Ocena: 6/10



Tysiąc pięter było jedną z tych młodzieżówek, które dosłownie wyskakują z lodówki. Elegancka okładka, ciekawie zapowiadająca się treść, młodzi ludzie i ich problemy, przyszłość, nowoczesność, idealne dzieci, za których stworzenie rodzice płacą niesamowite pieniądze, koncepcja tysiąca pięter oznaczających status społeczny. Z jednej strony zapowiadała się kolejna niezbyt ambitna lektura YA, ale z drugiej, koncepcja zainteresowała mnie na tyle, że postanowiłam to sprawdzić czy książka rzeczywiście zasługuje na wszystkie zachwyty!

Avery Fuller to idealna siedemnastolatka. Idealna w każdym calu, bo pochodzi z wyselekcjonowanych najlepszych genów swoich rodziców. Jedyne co idealne w niej nie jest, to jej wybory, a konkretnie jeden – wybór ukochanego. Atlas, przystojny przybrany brat Avery, porzucił wspólne mieszkanie z siostrą i rodzicami na najwyższym piętrze wieży i nikt nie wie gdzie jest i co robi. Leda Cole jest najlepszą przyjaciółką Avery, oddaną i lojalną, skrywa jednak tajemnicę, którą nie jest gotowa się dzielić. Pytanie jednak czy rzeczywiście jest to jedna niewielka tajemnica o tym gdzie spędziła wakacje? Rylin Myers po śmierci mamy jest całkowicie oddana swojej siostrze, ciężko pracuje i absolutnie nie zamierza się poddać, a wszystko po to aby Chrissy nie trafiła do rodziny zastępczej. Niestety dziewczyna jest młoda i nie wszystko wychodzi jej tak jak by chciała, nie mówiąc o tym, że jest jej zwyczajnie ciężko. Eris Dodd-Radson to piękna, bogata dziewczyna, która wychodzi na imprezę jako szczęśliwa córeczka rodziców, a gdy powraca całe znane jej życie przestaje istnieć. Nie wie jak sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, a dorośli, którzy powinni jej w tym pomóc nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Watzahn Bakradi (czy tylko ja za każdym razem gdy czytam to nazwisko widzę doskonały trunek czyli Bakardi?) czyli Watt to uroczy chłopak z dwójką rodzeństwa, który musi ukrywać przed całym światem Nadię. Dzięki niej może dorzucać się do budżetu rodziców, a jednocześnie szkoli się by w przyszłości pójść na dobrą uczelnie techniczną, ale doskonale wie, że jest to działalność poza prawem.

Najmocniejszą częścią tej książki są według mnie dwie bohaterki – Rylin i Eris. Rylin, ponieważ autorka świetnie zarysowała jej osobowość, oddającej się opiece nad siostrą skonfliktowanej samej ze sobą nastolatce. Z jednej strony chce zapewnić Chrissy przyszłość, ale z drugiej marzy o byciu kochaną i ucieczce od zobowiązań, wspomnień. W jednej chwili idzie po pracy na imprezę, by odreagować, ale w drugiej wychodzi z niej natychmiast, gdy tylko dostaje propozycję dorobienia wieczorem. Eris jest jak sądzę postacią, którą może być najtrudniej zrozumieć, ale autorka naprawdę się postarała, aby jej przeżycia były nam jak najbliższe. Spotkała ją sytuacja przykra, ale jednak obiektywnie mówiąc nie dramatyczna. Mimo to, patrząc na sytuację oczami nastolatki, zwłaszcza od dziecka wychowywanej w pewnych warunkach, ból utraty rodzica, poznanie innej istotnej osoby, która próbuje Eris spłacić zamiast pokochać, a wreszcie poznanie kogoś kto odmieni jej życie na zawsze, to trudne wydarzenia. Dlatego bez wahania mogę powiedzieć, że Eris wydała mi się najlepiej skonstruowaną postacią, pełną odwagi, siły i pozytywnej energii.

Najsłabiej moim zdaniem wypadły pierwszoplanowe postacie męskie. Jak dla mnie Atlasowi zabrakło jakiejś wyrazistości, wielowymiarowości, kręgosłupa (i nie piję teraz do kręgosłupa moralnego) oraz Watt, któremu bardzo kibicowałam z powodu Nadii, a okazał się jednym z największych rozczarowań tego tomu. Mam nadzieję, ze przynajmniej wątek Watta w kolejnych tomach zostanie rozbudowany, a sam bohater dopracowany.
Do grona głównych bohaterów powinien także jak najszybciej dołączyć Cord, bo był to bodaj najlepiej dopracowany bohater drugoplanowy i najlepsza męska postać książki. Drugą wadą książki jest to, że w pewnym sensie pani McGee najważniejszymi bohaterami książki ochrzciła Avery i Atlasa, którzy przynajmniej moim zdaniem nie byli wcale postaciami ani najlepiej zbudowanymi, ani najciekawszymi.

W zasadzie, z pewnym zaskoczeniem odkryłam, że książka mi się podobała pod kątem zamysłu i bohaterów. To co się zawaliło to kierunek, w którym część wydarzeń poszła, przewidywalność i sztywność niektórych historii. Chyba jednak młodzieżowe problemy już mi się oczytały. Problemy bogatej młodzieży w konfrontacji z problemami młodzieży ubogiej także. Jednak trzeba przyznać, była to krótkofalowa przewidywalność, a zagadki z początku książki nie rozwikłałam aż do praktycznie ostatnich stron. Co ciekawe, w książce jest także wielu bohaterów drugoplanowych, którzy mają „to coś” co sprawia, że choć oczywista jest drugorzędność ich wątków, to spełniają oni swoją rolę, rozwijając fabułę, ale jej nie dominując czy wyciągając na światło dzienne pewne cechy głównych bohaterów.

- Przekleństwo zwycięzcy - szepnęła w jego iTenach Nadia i mógłby przysiąc, że słyszał w jej tonie nutę rozbawienia. - Pojawia się wtedy, gdy zwycięzca dostaje dokładnie to, czego chce, lecz okazuje się, że nie jest to do końca to, czego się spodziewał.

Jako bardzo dużą zaletę książki odnotowałam futurystyczne i dostosowane do celu wiekowego lektury, podejście autorki do stworzonej rzeczywistości. Nie było to może zaskakujące, ale jak na młodzieżówkę naprawdę nieźle przemyślane i dopracowane. Pani McGee nie wykazała się może wiedzą informatyczną ani techniczną, ale i tak jestem pod wrażeniem zastosowanych przez nią rozwiązań jak i ich wykonania. Śmiało można powiedzieć, że książka mogłaby być wersją Plotkary w przyszłości (zabawna refleksja w dziesiątą rocznicę powstania serialu jak i wydania książki w polskim tłumaczeniu), chociaż jeśli chodzi o lekkość i dowcipność dialogów oraz sytuacji to Katharine McGee mogłaby się uczyć od autorki Plotkary - Cecily von Ziegesar. Inną serię, która reprezentuje pewne podobieństwa z Tysiąc pięter jest Pretty Little Liars Sary Shepard. Zdecydowanie obie serie łączy podejście do sekretów i zatajeń, a jednocześnie do siły przyjaźni. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że pani Sara Shepard trochę lepiej rozplanowała swoją powieść i mimo wielu tomów doskonale wiedziała w każdej chwili książki dokąd zmierza fabuła. Tymczasem Katharine McGee doskonale zastosowała zabieg spinki rozpoczynając pewien wątek na pierwszych stronach i kończąc go na ostatnich, ale droga pomiędzy nimi chwilami budziła mój sprzeciw np. relacja Ledy i Watta, w pierwszej chwili wyglądała na przemyślaną przez autorkę, później odnosiłam wrażenie, że trzeba było ten wątek pociągnąć do pewnego krytycznego punktu, ale nie było pomysłu na to jak to zrobić. W efekcie uważam, że wątek ten wyszedł dosyć nieprzekonująco.

Mimo wielu wymienionych zalet tej książki, choć znajdziemy w niej chyba absolutnie wszystkie kontrowersyjne wątki i zakazane używki, to wszystko to jakoś odbywało się bez emocji. Wygląda to tak, jakby jedyną posiadającą jakieś dominujące uczucia była Leda, postać tak niejednoznaczna, kontrowersyjna i skonfliktowana sama ze sobą, że chyba bardziej się nie da. Pozostali wydają się wykonywać czynności, o emocjach myśleć albo czuć się jak..., ale zachowują się w taki sposób jakby tego w rzeczywistości nie potrafili okazać. Obrazem uczuć ma być płacz albo krzyk. Te emocje czułam w Plotkarze, te emocje czułam w Pretty Little Liars, ale tutaj ich po prostu moim zdaniem po prostu zabrakło.

Podsumowując, Tysiąc pięter sprawiło mi pewną przyjemność jeśli chodzi o wymyślony przez autorkę świat. Część postaci była lepiej zbudowana, część gorzej, ale ostatecznie wyszło zadowalająco. Jednak uważam, że do wyrażania zachwytów nad książką brakuje wielu elementów – emocji, wyrazistości, realności, dialogi mogły by być trochę lżejsze i mniej sztampowe. Ostatecznie dość dobrą ocenę w moich oczach autorka zapewniła sobie zaskakującym obrotem początkowego wydarzenia (który rozegrała naprawdę bardzo sprytnie), postawienie na efekt futurystyczny w młodzieżówce oraz siłą przebicia niektórych bohaterów i ich problemów, ale jest też sporo fragmentów, które wymagają dopracowania i sięgając po kolejną część na to będę liczyła. Sześć gwiazdek na zachętę!