Strony

wtorek, 2 lutego 2016

Alfabet czytania. Czy Szwedzi są lepsi od Polaków?

W czasie buszowania w internecie natrafiłam na nowy artykuł gazety wyborczej z 30.01. o jakże zgrabnym tytule Oczytany jak Szwed.
Artykuł jest autorstwa Katarzyny Tubylewicz i jeśli dobrze zrozumiałam jest ściśle związany z napisaną przez Panią Katarzynę książką "Szwecja czyta. Polska czyta". 

Artykuł rozpoczyna się wstępniakiem, w którym końcówka brzmi: (..) Szwed jeździ Volvo, Polak chciałby jeździć Volvo. Ale go sobie nie kupi, bo go nie stać. A nie stać, bo nie czyta.
Śmiałe stwierdzenie. Ok. Kocham czytać. Chciałabym żeby cały świat czytał. Wierzę, że czytanie wzbogaca na wszystkie sposoby intelektualne. Myślę, że jestem od tego lepszym człowiekiem. Ale nie zauważyłam, aby mój portfel był od tego bardziej wypchany banknotami. Jest jeszcze możliwość, że autorka miała na myśli to, że czytanie sprawia, że lepiej myślimy, skuteczniej oszczędzamy, rozsądniej planujemy czas, wobec czego jesteśmy lepszymi pracownikami i zarządcami własnego życia i potrafimy odłożyć pieniądze na to nasze wymarzone Volvo. Ale prawdę mówiąc, mam znajomych, którzy czytają bardzo mało i spokojnie odkładają oni pieniądze na rzeczy, o których ja mogę i będę tylko marzyć. Choćby dlatego, że sporo pieniędzy zostawiam w księgarniach. 

Przyznaję, alfabet robi wrażenie. Powiedziałabym - trafia w punkt.  

Większość tych rzeczy, jeśli nie wszystkie, to to czego nam brakuje, a naprawdę by się przydało! Ponownie autorka ma rację - tego nie da się zmienić z dnia na dzień, bo to wieloletnie tradycje upchnęły czytanie w ogonku rzeczy do zrobienia. 

Zgadzam się też z opinią na temat podejścia do czytania, do książki i do autorów! To prawda - mentalność jest inna, brak nam szacunku dla autorów i ich pracy, brak go zwłaszcza rządzącym, którzy faktycznie nie potrafią zabezpieczyć interesów twórców nie tylko książek, ale także na przykład muzyki. Pewnie większość autorów mogłaby się wypowiedzieć o tym dużo precyzyjniej niż ja, ale nawet ja wiem jaki to ciężki kawałek chleba. Podejście do czytania wymaga zmiany, ale nie jest tak, że zmiana przychodzi ot tak. Niezbędna jest do tego praca i programowe pomysły. Autorka w artykule wskazuje na wspaniałe inicjatywy naszych szwedzkich przyjaciół, które prócz tego, że dobrze brzmią to najwidoczniej także naprawdę dobrze działają! Aż pozazdrościć i w 200% zgadzam się, że szkoda, że takich rzeczy nie ma u nas. 

Ale z dwiema rzeczami się nie zgadzam. Mogą mi mówić, że Polak rocznie czyta 1,5 książki. Ale moje doświadczenia są naprawdę inne. Kiedy idę kupić sobie bieliznę w sklepie bieliźnianym, jestem tam sama. Sama jedna, na trzy, często rozchichotane, ekspedientki. Kiedy idę kupić sobie biżuterię, w sklepie są zwykle dwie, góra trzy osoby. Gdy wchodzę do kwiaciarni jestem sama. Wchodzę do sklepu z elektroniką, są cztery osoby. Kiedy wchodzę do księgarni to lawiruję między tabunami ludzi, a dwóch - trzech ekspedientów znajdujących się na sklepie, uwija się jak w ukropie między odpowiadaniem na pytania, szukaniem na magazynie, sprzedawaniem, wydawaniem zamówionych produktów i poprawianiem stosów książek, aby nie pospadały. 

aśnie dlatego uważam, że liczba czytelników przekraczających normę 1,5 książki rocznie jest duża. Być może na tyle duża, że to jednak statystyki nie doganiają faktycznego polskiego zaczytania. Ledwie kilka tygodni temu, czytałam artykuł o tym, że bodajże 51% (na pewno około 50%) Polaków uznało książkę za najlepszy prezent na Święta.

Owszem mamy dobrych poetów i naprawdę mamy też dobrych debiutantów w poezji, ale czy mamy dobrych czytelników poezji? Z tym jest bardzo słabo, bo poezja nie jest zbyt "cool".  Inaczej jest z prozą - sensacyjną, kryminalną, czasami fantasy i kobiecą. Czytanie jej stało się modne. Tak modne, że mnóstwo ludzi kupuje książki, żeby leżały na półce, a nie aby były czytane. Tak modne, że czytający uważają się za ludzi lepszych od nieczytających i punktują ich w każdym momencie, a gdy punktów zabraknie powołują się na swoje oczytanie. Nie o to chodzi. Nie chodzi o to, że my jesteśmy lepsi, a oni gorsi. W gruncie rzeczy przecież chodzi o czytanie. O to, żeby jak najwięcej ludzi czytało dla przyjemności. Bo mają z tego frajdę, dobrze spędzony czas, lepszą wyobraźnię, są szczęśliwsi. Czy Polaka nie stać na Volvo, bo nie czyta? Polaka nie stać na Volvo, bo zarabia grosze, bo nie umie oszczędzać, bo szczytem marzeń jest własne mieszkanie, na które w wieku 23 lat już wie, że będzie zmuszony wziąć kredyt i obciążyć się na koleje 15 lat. 

Drugie co mnie zabiło to "Dlaczego nowocześni, zapatrzeni w komórki i laptopy Szwedzi znajdują czas na czytanie, którego Polakom zawsze brakuje? Dlaczego Szwed na greckiej plaży jest zanurzony w książce, a Polak tylko się smaży za parawanem?"
A co to? Polacy nie są nowocześni, zapatrzeni w komórki i laptopy? Autorka chyba jeździ za mało komunikacją miejską. Typowa scena w autobusie międzystefowym. 15% osób śpi lub patrzy przez okno. Przy ładnej pogodzie 35% czyta, 40% patrzy w smartfony i tablety. Przy brzydkiej pogodzie proporcje się trochę zmieniają, ale to normalne, jesteśmy wtedy dużo szybciej zmęczeni, a 15min spaceru w ulewie od której mokra jest nawet bielizna mnie na przykład nie zachęca do brania ze sobą książki, którą potem muszę suszyć. 

Kiedy jakiś czas temu byłam na plaży (co prawda za granicą), nie zauważyłam żeby Polacy czytali mniej niż na przykład Brytyjczycy. Nie jestem w stanie rozpoznać Szwedów na plaży, ale zakładam, że i oni tam mogli być. Kiedy zaś któregoś dnia zostałam przy hotelowym basenie to byłam jedyną Polką i jako jedyna miałam w ręku książkę. Te rzeczy się zmieniają, a my wciąż rzucamy utarte - nikt nie czyta. Polacy tacy niewyedukowani. Nie przeczę - wielu nie czyta. Ale wielu czyta i to punkt dla nich, i dla nas. Czy nie lepiej dopingować ich w tym pozytywnymi wibracjami - czytanie jest super, konkursy w których nagrodą są książki lub nie tylko książki, zniżki itd. niż mówić im ciągle: Polacy nie czytają, Polacy są gorsi od innych, Polacy są tacy niewyedukowani.

Po drugie warto rozwinąć to co już napisałam wcześniej - Polacy nie mają czasu na czytanie, ale też i siły. Wszystkie trudności, które napotykamy każdego dnia często naprawdę wykańczają i odbierają chęć do czegokolwiek. Pomieszkajmy w Szwecji, w której panie w okienkach są miłe, w której dzwonienie na infolinię nie wymaga godziny wolnego i stalowych nerwów. W której policja interesuje się skradzionym mieniem, a nie odpowiada "niska szkodliwość czynu". Ja chętnie czytałabym jeszcze więcej, ale często gdy już wrócę do domu po batalii z panią w banku, czy w dziekanacie, kiedy już przejadę się kupić ten bilet ulgowy do teatru, którego kupić internetowo oczywiście nie mogę, kiedy pojadę po odpis do sądu, którego panie nawet za piątym razem nie są w stanie dobrze zrobić, jestem wykończona. Mam siłę zjeść obiad, wczołgać się pod prysznic, spakować rzeczy na następny dzień i pójść spać. 

Polacy się zmieniają. Na chwilę zamknijmy oczy na sprawy polityczne. Gdy pojechałam do Londynu to co mnie uderzyło jako pierwsze, to przyjazne nastawienie przypadkowo napotkanych ludzi. Zawsze uśmiechnięci. Zawsze pomogą. Nawet jeśli on mówi tylko po francusku, a ja w tym języku ani słowa, wyjaśni mi na migi, narysuje na kartce, zaprowadzi mnie.
Tymczasem Polska, scena z wczoraj - siedzę w autobusie, do kierowcy podchodzi około 50letnia pani i pyta o to czy przystanek x jest przed czy za skrzyżowaniem. Dodaje, że jest tu pierwszy raz. Jest bardzo grzeczna i uśmiecha się z zakłopotaniem. Co odpowiada jej kierowca? "Od tego są rozpiski w autobusie, żeby Pani mi nie zawracała głowy." Pani się nie poddaje, mówi, że jest nietutejsza, nie zna nazw ulic. Kierowca odpowiada: "mogła więc pani sprawdzić na mapie przed wyjściem z domu". Sytuacja daleka od miłej, ALE na to wszystko reagują ludzie w autobusie. Zwracają kierowcy uwagę, że nie każdy musi znać okolice, że Warszawa jest duża, i że przecież można PO PROSTU POMÓC. Polacy się zmieniają, są coraz mniej obojętni, częściej się uśmiechają i częściej pomagają innym. Częściej też sięgają po książki. I jestem przekonana, że byłoby jeszcze lepiej gdybyśmy zamiast ich punktować dawali im pozytywny przykład. Jako osoba czytająca  podpowiadam mniej zaczytanym lektury, które mogłyby im się spodobać. Konkretne tytuły i powody dla których warto do nich zajrzeć. Czasami w odpowiedzi dostaję smsa "Przeczytałam. Powiem Ci, że nawet mi się spodobała.. Polecisz mi coś jeszcze, bo po sesji są ferie i będę miała chwilę czasu." Dla mnie to jest bezcenne. Zastanówmy się jak promować czytelnictwo naprawdę - nie poprzez mówienie, że człowiek czytający staje się elitą narodu, bo to nie prawda. Do tego trzeba byłoby jeszcze przeanalizować CO czytamy, a nie tylko, że czytamy. Czy ktoś zbadał co czytają Szwedzi?

Jeśli jednak chodzi o promocję czytania, artykuł trafia w samo sedno. Pomysł z trenerami jest bardzo bardzo kreatywny i przemyślany - osoby, zajmujące się promowaniem czytania w Polsce powinny się od Szwedów uczyć. I to szybko, bo jak nie, to wychowamy sobie grono zgorzkniałych ludzi, dla których formą czytania będzie przebieganie wzrokiem po fejsie i zaczepiających tam koleżanki i kolegów. Ale apeluję o pozytywną kampanię! Jeśli uważasz się za lepszego człowieka, bo czytasz, to bądź lepszy naprawdę i promuj czytelnictwo pozytywnie. Dopinguj ludzi, namawiaj i zachęcaj, ale nie obrażaj gdy odmawiają. Nie śmiej się gdy wolą przeczytać 50 twarzy Grey'a niż Mistrza i Małgorzatę. Szukajmy argumentów, ale nie takich, przez które poczują się gorsi, bo czytają komiksy zamiast traktatów filozoficznych. W końcu czytanie książek to najpiękniejsza zabawa jaką wymyśliła sobie ludzkość. ZABAWA. Niech czytanie pozostanie radością, czystym szczęściem ucieczki do świata książki, a to który świat kto woli.. niech nie podlega ocenie. My możemy co najwyżej zachęcać.

Droga Gazeto Wyborcza - coraz więcej miejsca poświęcacie czytelnictwu. To może raz na jakiś czas książkowa recenzja na drugiej stronie?