Strony

wtorek, 20 sierpnia 2024

Walka domowa czyli „Śmiertelnie ciche miasto" Muronga Xuecuna


Tytuł: Śmiertelnie ciche miasto
 
Autor: Murong Xuecun

Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2024
Liczba stron: 320
Tłumacz: Hanna Pustuła-Lewicka
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
Ocena: 6/10




Wyobrażam sobie, że o tym jak pandemia wyglądała w Chinach można byłoby napisać regały książek i to zarówno z literatury faktu, jak i analiz społecznych czy medycznych. Dlatego takich książek jak Śmiertelnie ciche miasto nie tylko się spodziewałam, ale wręcz ich oczekiwałam, a lektura "od wewnątrz" wydawała mi się tym, na co czekało naprawdę wielu. Atutem było dla mnie także chińskie pochodzenie autora, które jak sądziłam, pozwoli mu znacznie lepiej oddać rzeczywistość, która jest codziennością Chińczyków. To sprawiło, że książka pana Xuecuna wskoczyła na mój czytnik zaraz po premierze!

Reportaż Muronga Xuecuna to zbiór historii mieszkańców Wuhanu z pierwszych miesięcy pandemii. Opowieści mają elementy wspólne, ale wbrew pozorom są bardzo różnorodne. Autor bezlitośnie pokazuje to jak dziesięciolecia opresji i propagandy wdrukowały się w umysły Chińczyków i nie waha się wskazywać, że nawet to co wydawałoby się oczywiste przy walce ze śmiertelnie niebezpieczną chorobą, tutaj takie wcale nie jest. To książka wypełniona dramatem, ale i sprzecznościami, pragnieniem walki w jasnej sytuacji zagrożenia życia i ogromnym strachem przed konsekwencjami, które są nieuniknione. Czuję się przekonana o apokaliptycznym nastroju panującym w Wuhan od końca 2019, który rewelacyjnie przedstawił pan Xuecun.

Nie­któ­re rany szyb­ko się goją, inne po­trze­bu­ją wię­cej czasu, jesz­cze inne nie za­go­ją się nigdy.

Śmiertelnie ciche miasto to też naprawdę smutna lektura. Osoby, które straciły bliskich podczas pandemii mogą podczas czytania poczuć dyskomfort. Jednak trudno pozbyć się wrażenia, że choć okoliczności są niezwykle dramatyczne, to same historie niekiedy są bardzo znajome - choroba najbliższych, walka o ich życie w najróżniejszych warunkach, nieporadność systemu, bezradność tych, którzy pomóc by chcieli, ale nie mają jak, strach, strata, żal, cierpienie, samotność, tęsknota. To intensywnie oddziałuje z czytelnikiem i współgra z naszymi uczuciami, powodując, że sami Chińczycy stają nam się bliżsi.

Pomimo tego, że w książce poruszane są naprawdę bolesne kwestie, jest ona napisana z wielką lekkością. Jednak równocześnie mam wrażenie, że ceną przystępności książki była rezygnacja z wyjaśnień niektórych mechanizmów i zasad panujących w Chinach. Większość z nas o chińskiej polityce 'zero-covid' już co nieco słyszała, więc wiedzieliśmy o samych zdarzeniach, ale przez medialny pośpiech oraz samo to, że większość przedstawicieli mediów o Chinach dokształcała się wraz z czytelnikami, brakowało kontekstu. Dla autora wszystko jest oczywiste, wszak jest Chińczykiem, ale dla mnie wiele elementów tego systemu jest nieznanych. Zdaję sobie sprawę, że fragmenty poszerzające tło pewnych zdarzeń nie były niezbędne, ale bez nich mam wrażenie, że czytam książkę napisaną powierzchownie w stylu emocjonalnych opowieści dostarczanych na szybko przez wszechobecne portale. Same fakty i wrażenia bez osadzenia w kontekście. W tej dziedzinie spodziewałam się po tej książce nieco więcej.

We wstępie autor również opisuje to jak niebezpieczne było dla niego pisanie tej książki i być może to właśnie to, jest przyczyną sporego chaosu, którego w tej lekturze trudno nie zauważyć. Chociaż Śmiertelnie ciche miasto to zbiór opowieści, to są między nimi powiązania. Jednak obecna forma sprawia, że z całkiem spójnej historii wyszedł bardziej zlepek okołokowidowych opowiadań ze smaczkami dla co czujniejszych czytelników. Nie wiem czy to kwestia pośpiechu wydawcy, przerzucenie odpowiedzialności za treść na autora, może wyjątkowo skrojona umowa albo po prostu niechlujstwo. Tak czy inaczej uważam, że zwinniejsza redakcja znacząco podniosłaby satysfakcję z lektury.

Rząd apeluje, żeby nie wpadać w panikę, więc w nią nie wpada.

Podczas lektury Śmiertelnie cichego miasta powracałam myślami do czasów gdy zamknięci w naszych domach czytaliśmy artykuły o sytuacji w Chinach od których włos jeżył się na głowie. Prawdziwe post-apo od którego przewracało się w żołądku. Straszliwa przemoc państwa wobec jednostki, porażająca walka nie tylko z samą chorobą, ale także z nieustępliwym reżimem. Z jednej strony mamy państwo, które kompletnie nie umiało sobie poradzić z dramatyczną sytuacją, w której zostało postawione, ale z drugiej to samo państwo odmawia przyznania się do błędu, mimo że jest całkowicie świadome ceny jaką przyjdzie za to zapłacić. Wiele tych opowieści jest strasznych i bez opresyjnego systemu, a z nim jest po prostu do bólu przygnębiające, wszelka nadzieja ucieka. 

Jednak po zakończeniu książki zastanawiałam się co we mnie pozostało i tak naprawdę okazało się, że niezbyt wiele. Kiedy myślałam o tym dlaczego tak się stało uświadomiłam sobie, że obiektywnie to jest naprawdę ważna książka, ale moim zdaniem wydana w Polsce za wcześnie. Jesteśmy wykończeni pandemią (w każdej odsłonie), a płynnie przeszliśmy w dramat wojny. Zmęczeni nagromadzeniem tych wszystkich tragedii, wciąż pamiętamy jak niektórzy walczyli o jakąkolwiek informację o stanie zdrowia taty, jak brakowało na cmentarzu miejsca by pochować córkę, nie zdążyliśmy się otrząsnąć z pogrzebu sąsiada z piętra niżej, a potem oglądaliśmy ciała niewinnych ludzi na ulicach Buczy czy innego miejsca ludobójstwa. To jest po prostu trudne, a my wszyscy potrzebujemy oddechu. Z drugiej strony historie Xuecuna trafiły do nas już dawno temu nagłośnione przez media, portale społecznościowe itd. Śmiertelnie ciche miasto, dla osób, które trochę interesowały się Wuhanem i generalnie Chinami podczas pandemii, raczej nie będzie szczególnie zaskakujące. Teraz to jest zbyt świeże i nie robi takiego wrażenia jakie mogłoby zrobić za kilka lat, kiedy pewne wspomnienia się przykurzą. Wtedy książka Xuecuna przypomniałaby nam to jaki rachunek wystawiły nam kolejne lata XXI wieku, a jednocześnie nauczyłaby nas czegoś o Chinach. Teraz, choć przedstawione opowieści są bardzo poruszające, to wielu z nas ma zbyt świeże rany by nie dostrzec tu samych siebie. Teraz to jest wtórne, wszak jeszcze kilka lat temu wszyscy tym żyliśmy, a za kilka lat byłoby sugestywnym znakiem ostrzegawczym, przypomnieniem.

Strach ma to do siebie, że się kumuluje.

Swoją drogą, rozdziałem z którego dowiedziałam się najwięcej okazała się część... Od redaktora. To niezwykle dobrze uporządkowany fragment wypełniony konkretami i jak dla mnie wieloma zagadnieniami, do których w przyszłości warto byłoby wrócić. Co tak naprawdę stało się z Huang Yan Ling, która prowadziła badania w Wuhańskim Instytucie Wirusologicznym i wiele wskazuje na to, że była pacjentką zero? Co dalej ze szczeblem kierowniczym WHO, którego niekompetencję, opieszałość, a może i coś więcej, demaskuje metodyczny opis kolejnych wydarzeń? Czy prawo (a nie tylko historia!) przejrzyście oceni działania szczególnie kontrowersyjnej postaci jaką jest dyrektor generalny Ghebreyesus, którego kwalifikacje (jako, że nie jest lekarzem praktykującym, ma jedynie tytuł akademicki) oraz podejście do pandemii w wielu momentach może i powinno niepokoić? Chociaż nie wolno przeoczyć także roli Gaudena Galea, który jawnie groził konsekwencjami krajom, które chciałyby zaostrzyć kurs w kierunku ogarniętych epidemią Chin. Tak mogłabym wymieniać długo, ale pan redaktor robi to znacznie lepiej. :)

Notabene historia przypomina mi trochę opowieść o tym jak państwa powstałe w wyniku rozpadu ZSRR od lat uprzedzało Zachód, że zaufanie do niektórych krajów należy tonować. Niewielu tego słuchało, więc w 24 lutego 2022 mogliśmy zanucić na nutę "miałem rację". Tylko co z tego. Podobnie było z Wuhan - najbliżsi sąsiedzi Chin nie wahali się zaostrzyć środków bezpieczeństwa, podczas gdy europejskie i amerykańskie służby z sympatii i zaufania (zwanych inaczej naiwniactwem) opuściły gardę i niestety poniosły tego surowe konsekwencje. 

- A potem?
Wybucha śmiechem.
- Nie ma żadnego potem. - Szarpie rondo kapelusza, żeby zakryć twarz - Nie ma żadnego potem.

Śmiertelnie ciche miasto w mojej ocenie nie jest książką bez wad, ale to unikatowa pozycja na rynku. Murong Xuecun spisał fragment historii, która jest cezurą XXI wieku. Dlatego to lektura, która jest i będzie ważna dla literatury. Natomiast w mojej opinii w Polsce została nieco za wcześnie wydana i to według mnie spowodowało stosunkowo słaby odbiór wśród polskich czytelników. Zmęczeni wydarzeniami ostatnich kilku lat nie mamy jeszcze przestrzeni by powracać do tamtych chwil, tym bardziej, że czytając Śmiertelnie ciche miasto dostrzegamy prawdę, która przeszywa świadomość i serce czytelnika - ujawnienie prawdy i szybsza reakcja władz mogłyby zapobiec bardzo wielu późniejszym zdarzeniom. Decyzje, które w tamtym czasie podjęto zadecydowały o losach milionów ludzi na całym świecie, a wiele z tych decyzji było po prostu złych. Czy w tamtym momencie można było podjąć inne? Książka Muronga Xuecuna nie pozostawia złudzeń - można było i trzeba było, ale nasze zaufanie do chińskiego partnera akurat w tamtym momencie przepotężnie nas zawiodło. Obyśmy z tej tragicznej historii wyciągnęli odpowiednie lekcje, choć niestety nie jestem w tej kwestii optymistką.