Strony

niedziela, 28 kwietnia 2024

A miało być tak pięknie czyli „Porwana pieśniarka" Danielle L. Jensen



Tytuł: Porwana pieśniarka
 
Autor: Danielle L. Jensen

Cykl: Trylogia Klątwy
Tom: 1
Wydawnictwo: Galeria książki
Data wydania: 2016
Liczba stron: 470
Tłumacz: Anna Studniarek
Kategoria: Fantastyka
Ocena: 6/10


Chociaż od premiery tej książki minęło już sporo czasu, to wciąż kojarzę jak niemal wyskakiwała mi z lodówki. Jeszcze przed jej polskim wydaniem można było przeczytać wyrazy zachwytu nad pomysłem wykorzystania motywu trolli, fenomenalnym uniwersum czy nad klątwą, które wymyśliła pani Jensen albo też nad piękną dynamiką relacji pomiędzy głównymi bohaterami. Na fali tych ciepłych słów postanowiłam sięgnąć po Porwaną pieśniarkę i dzisiaj myślę, że być może był to błąd.

Od kilku wieków klątwa pewnej czarownicy więzi trolle pod Samotną Górą. W wyniku przepowiedni, Cécile de Troyes zostaje porwana i uwięziona w Trollus, a następnie związana ślubem z księciem Tristanem. Wszystko dzieje się bardzo szybko i Cécile nie od razu odnajduje się w tej nowej sytuacji. Jednak pod Samotną Górą nie brakuje intryg, które zmuszają Cécile do szybkiej rewizji obranej przez nią drogi. W rezultacie skromna dziewczyna staje się wielką nadzieją całego ludu Trollus i swojego księcia, ale klątwa ma wiele twarzy i Cécile wkrótce może się o tym boleśnie przekonać...

- Dlaczego? – Uderzyłam pięściami w stół. – Dlaczego nie możesz mi uwierzyć? 
Dlaczego mi nie ufasz?
- Ponieważ jesteś człowiekiem, Cécile. Możesz okłamać nawet samą siebie.

Porwana pieśniarka to moje pierwsze spotkanie z Danielle L. Jensen i prawdopodobnie nie ostatnie, ale już nie przy okazji Trylogii Klątwy. Być może czytałam tę książkę zbyt blisko Szklanego tronu oraz Dworów Sary J. Maas, a może to po prostu nie był jej czas, bo chociaż całość oceniam jako niezłą, to między nami kompletnie nie zaiskrzyło. Możliwe też, że czytałam ją na fali zachwytów i moje oczekiwania poszybowały na poziom, na którym Porwana pieśniarka zwyczajnie odnaleźć się po prostu nie mogła. 

W mojej opinii w tej książce jest kilka dość dobrych wątków - oczywiście najmocniejszą stroną są trolle i sam pomysł na Trollus, ale również intrygujące wydawały się i klątwa, i magia. Jednak mam wrażenie, że pomysł na tę słynną klątwę i kilka innych motywów, gdzieś już widziałam i to całkiem niedawno! Spod palca wymieniłabym wspomniane przed chwilą Dwory, ale mam wrażenie, że takich pokrewnych motywów znalazłoby się wiele, a mówiąc zupełnie szczerze, to jak dla mnie zbyt wiele. Tu nawet nazwy nie były szczególnie oryginalne - przecież Samotna Góra jest już tak oklepana... Jakby tego było mało, chociaż polubiłam sposób w jaki Danielle L. Jensen opisuje sam świat (w czym moim zdaniem tkwi siła autorki!), to nie mogłam pozbyć się wrażenia, że książka jest momentami po prostu przegadana. Wydaje mi się, że nie wynikało to ze sposobu w jaki Porwana pieśniarka jest napisana, a z dynamiki jej historii, która wydaje mi się, nie do końca oddziałuje z tym co dzieje się w fabule. Były chwile kiedy miałam takie wrażenie, jakie pojawia się kiedy podczas oglądania filmu rozjeżdżają się dźwięk i obraz. To z kolei zapewne było przyczyną, dla której nie byłam w stanie wczuć się w klimat Trollus.
Kolejną zapewne była schematyczność historii, bo nie da się nie zauważyć, że konstrukcja tej książki jest naprawdę niezbyt wymagająca. Być może ciut ciekawsze było samo jej zakończenie, ale poza tym, to była naprawdę prosta fabuła, która chyba nie przekonałaby mnie nawet gdybym miała 15 lat, choć to rzecz jasna wróżenie z fusów. 

Po części moje emocje względem Porwanej pieśniarki wynikały z kreacji bohaterów, która... Inaczej. Kiedy czytam zazwyczaj mam do bohaterów jakieś uczucia, nawet jeśli nie zawsze pozytywne. Tymczasem bohaterowie pani Jensen przez większość czasu byli mi kompletnie obojętni, a ich relacje zamiast mnie wciągać powodowały raczej uniesienie brwi w wyrazie zwątpienia. Byłam na przykład szczerze zaskoczona tempem w jakim pojawiły się miłosne wyznania i prawdę mówiąc nie jestem pewna czy to nie był ten moment, od którego już czułam, że między mną a Porwaną pieśniarką nie zaiskrzy. To akurat jest dla mnie żółtą flagą podczas lektury, zwłaszcza przygodowej lub fantastycznej - mogę się cieszyć, mogę się irytować, ale coś być musi, moje serce nie znosi próżni. Kiedy więc czytam fantastykę, oczekuję, że coś mnie w niej porwie - fabuła, bohaterowie, uniwersum, cokolwiek. Tutaj wszystko jest moim zdaniem bardzo, bardzo przeciętne, a jedyne uczucie, jakie się momentami pojawiało to wyraz zdziwienia, że akurat taką ścieżkę wybrano.
Wszystko to razem sprawia, że chociaż pierwszego tomu Trylogii Klątwy nie oceniam szczególnie negatywnie, to nie mam chęci tej przygody kontynuować. Byłam, poznałam, zobaczyłam i wystarczy. 

Skądinąd podczas lektury Porwanej pieśniarki kilkukrotnie moje myśli błądziły do czasu kiedy czytałam Niezgodną. W teorii wszystko było na miejscu, był jakiś pomysł i został on zrealizowany, ale jak dla mnie nie było tu nic, co warto byłoby kontynuować przez kolejne tomy. Ot, historie, o których jutro zapomnę, bez emocji, bez świata, o którym warto byłoby wspominać.
Jednak zamierzam dać Danielle L. Jensen kolejną szansę, tyle że w innym cyklu. Może będzie tak jak z panią Roth, której wspomniana Niezgodna nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, natomiast jej Naznaczeni śmiercią spodobali mi się znacznie bardziej? Czas pokaże. Jak sądzicie - na pierwszy ogień powinno pójść Królestwo mostu czy Mroczne wybrzeża?

| Niedoskonali | Porwana pieśniarka | Ukryta łowczyni | Waleczna czarownica |