Tytuł: Zabójcze święta
Autorzy: Grzegorz Kapla, Paulina Świst, Jacek Ostrowski, K.N. Haner, Adrian Bednarek, Małgorzata Rogala, Artur Urbanowicz, Joanna Jodełka, Alek Rogoziński, Magda Stachula
Niejednokrotnie już wspominałam, że świąteczne lektury to dla mnie zwykle pasmo nudy. Zdarzają się wyjątki, ale generalnie jest to tak schematyczna gałąź literatury, że na samą myśl przewracam oczami. Jednak i ja ulegam czarowi świąt, a jak wiadomo idealnym dopełnieniem mogłaby być dobra książka o tej tematyce. To właśnie słowo "dobra" budzi we mnie poszukiwacza, więc nie ustaję w odkrywaniu literatury o tej tematyce szukając złotego graala.
Chociażby dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok Zabójczych świąt. Jednak na korzyść książki przemawiało znacznie więcej, bowiem prawda jest taka, że nie znałam większości autorów, których opowiadania są w niej zamieszczone. Kojarzę ich nazwiska, a nawet twórczość, ale nigdy jeszcze się nie spotkaliśmy. To już dwa bardzo mocne powody by bez zbędnej zwłoki w końcu po książkę sięgnąć, więc co tu dużo mówić - nie zamierzałam stawiać oporu.
Zabójcze święta to zbiór 11 opowiadań, których autorami są w kolejności umieszczenia w książce - Grzegorz Kapla, Paulina Świst, Jacek Ostrowski, K.N. Haner, Adrian Bednarek, Małgorzata Rogala, Artur Urbanowicz, Joanna Jodełka, Alek Rogoziński i Magda Stachula, zaś Rafał Bielski napisał zręczny wstęp. Jak zwykle w takich książkach bywa, spodziewałam się, że część spodoba mi się bardziej, a część mniej, jednak przyznam szczerze, że oprócz moich preferencji i upodobań, widać było różnicę w poziomie opowiadań. Niektóre miały pomysł, inne bazowały po prostu na przemocy albo wyglądały jakby były wyrwane z większej całości, bez której tracą na kontekście, a tym samym na jakości.
Opowiadania Puszwajbla jak i Dodatkowe nakrycie zawierają z elementem magicznym. Oba należą do tych nieco brutalniejszych, ale oba mnie zaskoczyły. To Grzegorza Kapli nie było w moim stylu i nie przypadło mi do gustu, ale to Artura Urbanowicza zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie! Jestem nieco rozczarowana opowiadaniem pt. Więzienie Pauliny Świst - słyszałam o tej autorce mnóstwo pozytywnych opinii, a to co zaprezentowała było bardzo przeciętne, nawet jeśli utrzymane w ciekawej tonacji. Jak książka 400 stron skrócona do opowiadania. Krwawe Jasełka miały urok Behawiorysty Remigiusza Mroza, chociaż były chyba jeszcze brutalniejsze. Nie przekonały mnie ani fabularnie, ani bohaterką, a mniej więcej w połowie przejrzałam zamiary autora co do zakończenia. Nieco pozytywniej zaskoczyła mnie K.N. Hanner, której opowiadanie może i nie było specjalnie oryginalne, ale wzbudziło we mnie zainteresowanie. Ostrzegano mnie, że twórczość Adriana Bednarka należy do tej brutalniejszej, ale to było rzeczywiście ciekawe, przewrotne opowiadanie, znacznie mniej krwawe niż się tego spodziewałam. Z polotem, z pomysłem, a nawet elementem moralizatorskim. Opowiadanie Małgorzaty Rogali było zręcznie napisane, ale przy tym bardzo przewidywalne i choć z czysto ludzkiego punktu widzenia zaskakuje to do czego zdolny jest człowiek, to poczułam się nim najzwyczajniej znużona. Liczyłam na więcej. Dla odmiany z pomysłem napisane było opowiadanie Joanny Jodełki, tak ciut w stylu Joanny Szarańskiej, chociaż u niej jest nieco więcej śmiechu, ale wciąż, był urok i czar, zaskoczenie i śmierć. Podobało mi się i czuję, że od dawna odkładane książki pani Jodełki dostaną w przyszłym roku swoje pięć minut. Klasycznym dowcipem zaprezentował nam się Alek Rogoziński, jedyny autor, którego znałam przed lekturą Zabójczych świąt. Jednak po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że autor potrafi tworzyć bohaterów i ciekawe sytuacje, ale zbyt szybko jestem w stanie przejrzeć jego intencje. W 1/4 opowiadania wiedziałam już jak to się skończy. Niestety, w kryminale bardzo wysoko cenię zaskoczenie, więc mimo potencjału, kolejny raz poczułam rozczarowanie. Ostatnie opowiadanie to ONA Magdaleny Stachuli i prawdę mówiąc to ono najmocniej zabiło mi ćwieka, bo z jednej strony było boleśnie o niczym, przewidywalne, nieskomplikowane, ale z drugiej... Bez trudu mogłoby dotyczyć każdej z nas. Pozostałe opowiadania od samego początku mają w sobie element większego lub mniejszego gdybania, tymczasem to jedno miało w sobie coś mrocznego na zupełnie innym poziomie, elementarnym i możliwym za drzwiami każdego mieszkania. Bazowało na strachu, świadomości tego, że jest zbrodnia to jest kara. Niby bohaterka wie, że to co się wydarzy jest nieuniknione, ale jak to człowiek, wciąż łudzi się, że może przed tym uciec. Nie jest to pościg mordercy, a bardziej pościg własnego sumienia. Doceniam to, tę subtelność, którą jednocześnie łatwo i trudno wiarygodnie opisać.
Jednym z problemów tych opowiadań było także to, że w większości z nich święta nie miały znaczenia. To mogłaby być Wielkanoc albo weekend majowy. W zaledwie kilku święta Bożego Narodzenia odgrywały istotną rolę, w pozostałych mam wrażenie, że zaadaptowano gotowe opowiadania leżące w szufladzie zmieniając środę albo długi weekend na Wigilię.
Finalnie na 10 opowiadań, pięć mnie do siebie przekonało. Nikogo nie zaskoczę pisząc, że były to te utwory, które był najmocniej powiązane z bożonarodzeniowym nastrojem. Jednak zaledwie trzy spośród nich naprawdę przypadły mi do gustu i myślę, że po lekturze Zabójczych świąt to z Adrianem Bednarkiem, Joanną Jodełką i Arturem Urbanowiczem chciałabym spotkać się ponownie.
Jak Wy podchodzicie do corocznego wysypu świątecznych książek? Polećcie mi swoje ulubione tytuły, chętnie spróbuję czegoś nowego!