Tytuł: Odkrywca
Tłumacz: Paweł Łopatka
Muszę Wam się przyznać, że chociaż to Dachołazy są najbardziej nagrodzoną książką Katherine Rundell to jednak w Odkrywcy zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Przeczytałam opisy obu pozycji i miałam głębokie przekonanie, że Odkrywca podbije moje serce.
Nie pierwszy raz moja intuicja się nie myliła!
W wyniku wypadku niewielkiego samolotu, czworo dzieci ląduje w puszczy amazońskiej. Fred, Con, Lila i jej młodszy brat Max muszą teraz stawić czoła dżungli, a to wcale nie jest łatwe kiedy nie ma się co jeść ani gdzie spać. Jednak sprzyja im nieco szczęścia, Fred jest wielbicielem książek o odkrywcach i na przygodach zna się jak mało kto, Con ma fotograficzną pamięć, a Lila i Max są dziećmi naukowców, więc cała czwórka nie traci nadziei, że wyjdą z tego cało. Na razie jednak czeka ich niejedna przygoda, a w drodze do domu będą musieli stawić czoła wielu wyzwaniom, z których najtrudniejszym wydaje się współpraca i wzajemne zaufanie...
- Nieprawda! Ludzie ginęli dla takich rzeczy! Ginęli, chcąc dowieść światu, że one istnieją!
- Ludzie ciągle za coś giną. Śmierć to nic trudnego.
W Odkrywcy przede wszystkim doceniam to, że po raz kolejny pani Rundell stworzyła bohaterów różnorodnych i
pełnokrwistych, których nie da się nie polubić. Poniekąd głównym
bohaterem jest Fred, ale to Con, Lila i Max dodają lekturze blasku. Nie
mało uwagi poświęciła uczuciom młodszych czytelników, ich relacjom z
dorosłymi (zwłaszcza tymi nietypowymi jak Charles w Dachołazach czy
Odkrywca w... Odkrywcy :D) i z innymi dziećmi. Te interakcje w dosyć
wyjątkowych warunkach dają przestrzeń do przemyśleń nad wartością
zarówno sporów jak i współprac. Urokliwie pokazane są nawiązujące się przyjaźnie, rodzące się zaufanie, troska o
współtowarzyszy i odpowiedzialność nie tylko za siebie.
- Nie przypuszczałam, że sępy tak przypominają ciotki - wyznała Con
Co niezwykle istotne, autorka bardzo dobrze wyważyła ilość kłopotów do ilości szczęścia. To bardzo ważny element tego typu książek - zagubione dzieci nie mogą ciągle natrafiać na korzystne zbiegi okoliczności (wiadomo, trochę muszą, bo w książce dla młodszych czytelników trup raczej gęsto się nie ściele, ale jednak co by to była za fabuła gdyby bohaterowie nie mieli żadnych prawdziwych wyzwań?), lecz również wiatr nie wieje im ciągle w oczy i nie spotyka ich nieszczęście za nieszczęściem. Czasami są chwile trudne, a czasami przyjemne, momentami dzieci są zadowolone z siebie i zachwycone okolicznościami przyrody, a niekiedy czują strach i chcą wrócić do domu. Wszystko to wypadło niezwykle przekonująco i harmonijnie - moim zdaniem to jest kluczowa część Odkrywcy, która wyróżnia go na tle innych książek przygodowych dla młodszej młodzieży.
Książka oczarowała mnie i historią, i postaciami, ale również wątkiem ochrony przyrody! Katherine Rundell z niesamowitą zręcznością wplotła w naszą przygodę w puszczy wątek ekologii i ochrony zasobów. Nie da się odkryć, że puszcza amazońska jest światowym skarbem, więc z ogromną satysfakcją czytam o tym jak pisarze inspirują do przemyśleń również młodszych czytelników. Dzięki temu jeżeli dżungla przerwa to co dzieje się wokół niej teraz, nasi następcy będą może mieli więcej rozumu niż my.
- Doradzam rozwagę - upomniał odkrywca - Choć mamy różne poglądy, wolałbym nie widzieć, jak krwawisz.
Przy tej okazji warto również wspomnieć, że Odkrywca podobnie jak Dachołazy jest książką uniwersalną - płeć ani wiek bohaterów nie wpływa na radość z lektury, którą czerpać będą zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy. Nie ma tu też wątków fantastycznych, poza oczywistym - spada samolot w głuszy, a dzieci przeżywają i próbują sobie poradzić w puszczy, więc sądzę, że ta książka pani Rundell znajdzie zwolenników wśród miłośników klasycznych przygodówek.
Choć być może trudno w to uwierzyć, lektura Odkrywcy dała mi jeszcze więcej satysfakcji niż Dachołazy. Dlatego ogromnie polecam książki Katherine Rundell jako odtrutkę na powtarzalność w książkach dla młodszych czytelników - tu wszystko idealnie się komponuje. Temat zaczaruje, bohaterowie zabiorą w niesamowitą przygodę, a wszystko co wydarzy się po drodze nie pozwoli przerwać lektury przed ostatnią stroną. Jestem pod sporym wrażeniem i poproszę więcej takich książek!
PS Czytałam opinie, że książka jest mocno nieprawdopodobna, ale prawdę mówiąc ja tak tego nie odebrałam. Owszem, może nie jest wielce prawdopodobne to by niewielki samolot spadł, a dzieci przeżyły, nietypowy jest również pomysł, by dzieci chociaż trochę wiedziały czego w dżungli nie jeść, ale nie uznałabym tego za niemożliwe. Poza tym nasi bohaterowie nie jedzą tam lodów tylko czerwie, nie budują jachtu tylko prostą tratwę. Myślę, że pewna doza zaufania do autorki byłaby w tym kontekście bardzo pożądana. ;)
Za możliwość lektury ogromnie dziękuję wydawnictwu Poradnia K