Tytuł: Światło w środku nocy
Autor: Jojo Moyes
Każdego roku obiecuję sobie poznać książkę napisaną przez popularnego pisarza, którego jeszcze nie miałam okazji poznać. Ta lista jest długa i są na niej nazwiska autorów reprezentujących absolutnie wszystkie gatunki literackie. Kilka tygodni temu byłam w bibliotece, gdzie wpadła mi szalona myśl - a może zamiast najbardziej znanej książki autorki sięgnę po coś innego, powieść, która zainteresowała mnie swoim opisem, i co najważniejsze, nie znam jej zakończenia? W ten sposób na mojej szafce nocnej pojawiło się Światło w środku nocy Jojo Moyes, stając się tym samym moją pierwszą książką tej autorki.
Alice już się nie bała.
Z każdą kolejną stroną coraz bardziej byłam ciekawa co dalej się wydarzy, co będzie z mieszkańcami miasteczka i okolic, czy Alice i Bennetowi uda się ocalić ich małżeństwo pomimo stojącego nad nimi teścia-tyrana, co stanie się z Margery (i Swenem, którego akurat polubiłam od pierwszego dialogu!), jak rozwinie się biblioteka, jaką rolę odegra w tym wszystkim kopalnia... Muszę przyznać, że pani Moyes zaciekawiła mnie naprawdę solidnie, co nie było trudne kiedy autor umie stworzyć tak przekonujących bohaterów, z którymi możemy się nie zgadzać, ale bez trudu jesteśmy sobie w stanie wyobrazić spotkanie z nimi w rzeczywistości.
- Wiesz, co jest najgorsze, kiedy mężczyzna cię bije? - odezwała się w końcu Margery. - Nie ból.
To, że natychmiast uświadamiasz sobie prawdziwą sytuację kobiety.
Nieważne, że jesteś inteligenta i umiesz dowodzić swoich racji, nieważne,
że zwyczajnie jesteś od niego lepsza. Uświadamiasz sobie, że zawsze może cię uciszyć pięścią.
Tak po prostu.
Światło w środku nocy zaskoczyło mnie delikatnością wątku romantycznego, a siłą obyczajowego. To było naprawdę ciekawe doświadczenie, bo biorąc pod uwagę to wszystko co chcąc nie chcąc usłyszałam na temat Zanim się pojawiłeś, spodziewałam się całkowicie odwrotnego układu fabularnego. Tymczasem ta książka obyczajową stroną stoi, a co ważniejsze, stoi całkiem mocno. Dużo się działo, Jojo Moyes wplotła w fabułę sporo ciekawych wątków. Czytając opis fabuły nietrudno się domyślić, że swoją rolę odegra wątek wolności kobiet i prawa do czytania książek, ale nie mniej ważne są książki same w sobie - potrzeba różnorodności, braki w wykształceniu, napędzany strach przed rzekomo wywrotową literaturą. Kolejnym ciekawym zagadnieniem jest rola osób, które same przychodzą do ludzi, ich wsparcie, pomoc, a czasami nawet tylko dobre słowo, które wpływa na losy odwiedzanych osób. Pojawiają się tu także poważniejsze wątki - powódź, rasizm, przemoc domowa, piętnowanie dzieci za błędy rodziców, problemy mniejszych społeczności czy niebezpieczna praca w kopalni, a także dla równowagi, wątki bardziej osobiste - pragnienie przyjaźni i bliskości, potrzeba akceptacji i miłości. Całość jest bardzo zręcznie zbudowana i pomimo tego, że książka ma 540 stron, to właściwie nieustannie coś się dzieje, chociaż nie da się ukryć, że jak to zwykle w książkach obyczajowych bywa, jest dosyć przewidywalna. Taki ich urok.
Sama jestem zaskoczona, ale lektura Światła w środku nocy sprawiła mi autentyczną przyjemność. Czułam się zainteresowana, jednak bez uczucia napięcia znanego nam chociażby z thrillerów czy fantastyki młodzieżowej. Sama fabuła naprawdę mnie wciągnęła, a podczas czytania czułam się ogromnie zrelaksowana. Ostatecznie jedyną częścią książki, która nie przypadła mi do gustu, okazało się zakończenie. Ostatnie dwa rozdziały, po brzegi wypełnione wydarzeniami, były jak dla mnie zbyt szybkie w porównaniu do reszty książki. Z jednej strony były to zwinne rozwiązania, spośród, których część była dosyć przewidywalna, więc być może nie było powodu by rozciągać to na kolejnych stronach. Z drugiej mam wrażenie, że kilka więcej stron dałoby czytelnikowi pełniejsze zakończenie i większą satysfakcję z lektury. Natomiast niewątpliwą zaletą jest to, że wszystkie wątki zostają zamknięte, nie ma żadnych niedopowiedzeń.
O wpół do dziewiątej drzwi się otworzyły i tłum wlał się do środka. Sophia usiadła z tyłu razem z innymi kolorowymi. Alice kiwnęła do niej głową. To, że Sophia nie siedziała razem z nimi, wydawało się niewłaściwe, było kolejnym przykładem tego, że świat zmierza w złym kierunku.
Muszę przyznać, że Światło w środku nocy było bardzo satysfakcjonującą lekturą. Nie spodziewałam się tego, bo jak wiecie nie jestem wielką wielbicielką literatury obyczajowej. Jednak Jojo Moyes rzeczywiście nie wybrała najłatwiejszych rozwiązań fabularnych i dosyć zręcznie unikała powtarzalnych motywów znanych z tak wielu innych książek z tego gatunku. Nie jest to romans, jak wielu sugerowało, a naprawdę intrygująca i nieprzeciętną obyczajówką, która ma czytelnikowi sporo do zaoferowania!