Często słyszę pytania o to, jak to możliwe, że robię doktorat, mam czas spotkać się ze znajomymi, pograć w planszówkę, obejrzeć serial i jeszcze tyle czytać. Pewnie nie czytam książek w całości albo wybieram tylko te krótkie. Może czytam w pracy? Umiem się rozdwoić czy poznałam tajemnicę dualizmu korpuskularno-falowego? Albo tylko tak opowiadam, że czytam, a rzeczywistość jest zupełnie inna?
Nic z tego. Nie czytam w pracy - wychodzę z założenia, że albo pracuję, albo czytam. Jeśli bardzo chcę poczytać to muszę szybciej dokończyć to co mam do zrobienia w pracy i to jest jedyna opcja jaką sobie daję. Jeśli chodzi o długość książek to bywa różnie, ale prawdę mówiąc nie patrzę na to ile mają stron. Czasami nawet kiedy zaczynam książkę nie wiem jak długa ona jest, orientuję się najczęściej podczas lektury. Jak czytać to tylko w całości, chyba, że przerywam lekturę i wracam do niej po jakimś czasie. To akurat mi się zdarza, ale o takich książkach nigdy Wam nie opowiadam (chyba, że opisując niedokończone pozycje ;)). Zatem jak to możliwe by tyle czytać? Opowiem Wam o kilku swoich metodach!
1. Mam książkę zawsze ze sobą. Jazda komunikacją miejską? Oczekiwanie w kolejce u lekarza czy w urzędzie? Awaria pociągów? Zawsze jest ze mną książka i nigdy się nie nudzę.
2. Czytam dwie książki jednocześnie. Jedną w papierze, drugą w ebooku, a każda z nich jest z innego gatunku. Dzięki temu mogę swobodnie dobierać na co mam w danym momencie chęć, a jednocześnie unikam ewentualnych poplątań fabularnych.
3. Nie czytam na czas. Niektórzy lubią sobie wyznaczać ile czasu ma im
zająć dana lektura. To nie dla mnie. Nie umiem przeliczać tak stron, bo u mnie wszystko zależy od tematu, języka, autora, tłumacza, składu, szerokości
marginesów, liczby dialogów itd. Nie widzę możliwości stosowania
przelicznika w stylu 1 strona - 1 minuta czytania, więc jeśli książka ma
300 stron, to jest to 300min czyli 5h, czyli będę ją czytać 3 dni. No
nie. Wystarczy, że będzie to literatura faktu lub popularnonaukowa, a od
razu czas lektury na pewno się wydłuży, co moim zdaniem jest zupełnie naturalne.
4. Czytam to na co mam ochotę. Nie ma dla mnie znaczenia, że teraz modna jest ta książka lub taki temat. Jeśli nie mam na to chęci to tego nie czytam. Lubię wychodzić ze swojej strefy komfortu, ale czasami wiem, że akurat teraz nie sprawi mi coś przyjemności i wtedy po prostu daję sobie wolną przestrzeń.
5. Nie zmuszam się do czytania. Takie przymuszanie się ma u mnie odwrotny efekt. Owszem doczytam coś szybciej, ale później często mam etap przesytu i kolejne tygodnie nie ciągnie mnie do lektury. Dlatego taki układ w ogóle mnie nie kusi - czytam kiedy mam chęć i co mam chęć i nie czuję presji. Przyjemność z czytania (nawet wtedy kiedy lektura jest na trudny temat) to dla mnie priorytet. To również dotyczy czytanej akurat książki - jeśli czuję, że mi nie wchodzi, że męczę się, że nie mogę się skupić albo coś mi przeszkadza to przerywam i wracam po jakimś czasie. Nie czuję przymusu, a czasami po prostu to nie książka jest zła, tylko ja zmęczona albo nie w nastroju i nie ma sensu za to "karać" i mnie, i książki. ;)
6. Zachęcam samą siebie do czytania chociaż kilku stron codziennie przed snem. Jest to pewnym moim rytuałem, że przed snem lubię sobie chwilę poczytać by odpocząć od mijającego dnia, odsunąć od siebie wszelkie wydarzenia, emocje oraz znaleźć wytchnienie od ekranu telefonu. Ten zwyczaj sprawia, że nawet jeśli danego dnia nie miałam czasu na dłuższy czas z lekturą, to regularnie posuwam się z nią do przodu i nie zapominam jej fabuły.
A tak poza tym, po prostu lubię czytać i myślę o tej czynności z przyjemnością, wręcz rozkoszą. ;)