Strony

sobota, 4 kwietnia 2020

Życie w czasach kwarantanny


Świat na nas czeka - musimy tylko chwilkę cierpliwie poczekać!

Muszę przyznać, że nieco podupadłam na duchu.
Jak na pewno dostrzegliście w ostatnich dwóch tygodniach było mnie tu mniej, choć bardzo chciałam by było więcej, bo spędzanie czasu z Wami tutaj, na różnych grupach książkowych, innych blogach, na Facebooku i Twitterze sprawia mi ogromnie dużo przyjemności i niezwykle poprawia nastrój, który początkowo był całkiem niezły.

Najpierw przytłoczyła mnie praca. Też tak mieliście?
Wiem, że nie każdy może sobie pozwolić na dramat nadmiaru pracy, zdaję sobie z tego sprawę. Wiem też, że wiele osób nie może pracować zdalnie. Obu tym grupom ogromnie współczuję i przesyłam masę dobrych myśli. Jednak wkurzają mnie odpowiedzi "Praca zdalna? To pewnie masz teraz bardzo dużo czasu na czytanie i oglądanie seriali?" Nie, nie mam. Na głowę zwaliło mi się mnóstwo projektów, wszystko oczywiście "na już", bo praca zdalna to taka praca "w zakładzie" z dodatkowym bonusem czasowym, który zwykle tracimy na dojazdy, prawda? Nie do końca. Mamy niewielkie mieszkanko, oboje pracujemy zdalnie. Jeśli mam wideokonferencję, Druga Połowa może albo w absolutnej ciszy gnieździć się na drugim końcu pokoju przy malutkim stoliku kawowym, albo zamknąć się w sypialni, w której umówmy się - nie ma warunków do pracy. Oczywiście to działa w dwie strony - kiedy on prowadzi wideorozmowę z szefem ja cichutko prowadzę analizy z szafki nocnej w sypialni. Nie mamy biurka, a jedynie niewielki stół obiadowy i jeszcze mniejszy stolik, więc warunki są umiarkowane i ratuje nas tylko wzajemna dobra wola i chęć współpracy.
Całe nasze szczęście, że mamy dwupokojowe mieszkanie no i nie oszukujmy się - rodzice mają znacznie ciężej! Staram się pomagać znajomym jak umiem w odrabianiu lekcji, ale to oni muszą zapanować w mieszkaniu w bloku nad buzującą energią swoich pociech.

Nie zaskoczę Was zatem, że potem przytłoczył mnie trochę świat. Poczułam masę współczucia dla osób, które zostały bez pracy lub muszą pracowników zwolnić, bo najzwyczajniej w świecie nie mają jak im zapłacić. Dla osób chorych na inne choroby, które zostały pozostawione samym sobie, a do tego część z nich boi się, że zachoruje na COVID-19. Dla osób, które są daleko od swoich bliskich, tych, którzy są samotni lub decydują się na samotność by nie narażać zdrowia najbliższych. Część ludzi nie może pracować zdalnie i każdego dnia naraża swoje życie żeby życie innych było bezpieczne lub po prostu łatwiejsze. Młodzież od lat przygotowująca się do egzaminów jest pełna niepokoju i niepewności o swoją przyszłość - co z maturami i egzaminem ósmoklasisty? Nie ma co się śmiać, bo i owszem matura to bzdura (egzaminu ósmoklasisty nie zdawałam, ale podejrzewam, że jest podobnie), jednak to na podstawie ich wyników możemy w taki czy inny sposób kontynuować naukę! Część osób jest zamkniętych na maleńkim metrażu w mieście w kilka osób i muszą sobie radzić z łączeniem swoich obowiązków. A przecież są tacy, którzy nie mają żadnego metrażu - wszelakie domy pomocy społecznej pękają w szwach, a często nie mają też jak przeprowadzić obowiązkowej 14-dniowej kwarantanny, a jakby nie było nie mogą ryzykować zachorowania wszystkich mieszkańców, którzy często są starsi i schorowani. Część dzieci nie ma jak się zdalnie uczyć, a część nie ma możliwości zjeść tego jedynego ciepłego posiłku dziennie, który dotychczas zapewniała im szkoła - tak, takie dzieciaki istnieją. Istnieją też osoby zamknięte w czterech ścianach ze swoimi oprawcami.

Nie ukrywam, że szczególne miejsce w moim sercu zajmuje współczucie dla służby medycznej. Tak, to jest służba, ale nie, to nie oznacza, że to jest normalna praca. Ratownicy, pielęgniarki, salowe, położnicy, lekarze - to ludzie, którzy walczą o nasze życie, kiedy my już nie jesteśmy w stanie. W tej chwili pracują dniem i nocą, pozbawieni snu, środków ochrony osobistej, bezpieczeństwa, często o jednym posiłku dziennie. Diagności bez ustanku wykonują testy, naukowcy szukają rozwiązań, farmaceuci pomagają tym, do których lekarze już nie mają jak dotrzeć. Praca tych ludzi jest niesamowita, a jednocześnie koszmarnie wymagająca. Oni naprawdę są w tej chwili na pierwszej linii frontu i nawet jeśli wybrali taki zawód, to przypominam - prawie wszyscy z nich to nie specjaliści od chorób zakaźnych. Pandemia jest wyzwaniem dla nas wszystkich i nie jest uzasadnieniem to jaki zawód wybraliśmy.

Nauczyciele, zarówno szkolni jak i akademiccy, nagle stają przed wyzwaniem całkowitego przeniesienia lekcji, wykładów, ćwiczeń, konwersatoriów do e-strefy. Mają sami ogarnąć sobie materiały do takiej pracy, sami nauczyć się nowych metod, sami przetrząsnąć internet w poszukiwaniu skutecznych narzędzi. Sami opłacić swój internet i komputer, tylko niektórzy mają szczęście w postaci rządowego wsparcia. Jednocześnie nauczyciele mają świadomość, że obciążają rodziców, że często nie ma tylu komputerów w domu by jednocześnie mogły się obywać zdalna nauka i praca. Martwią się też tymi uczniami, którzy nie mają dostępu do internetu lub komputera czy nie mają opieki, bo ich rodzice muszą pracować niezdalnie.
A to tylko przykłady. Te grupy społeczne, które często "służą" ludziom, przez lata zaniedbywane i niedoceniane, nisko opłacane, a często wręcz pogardzane, teraz muszą stawiać czoła niesamowitym wyzwaniom.

Nie wiem jak Wy, ale ja z drugiej strony odczuwam irytację na zachowanie wielu szczęśliwców. Nie mogę czytać o tym, że pary zamknięte w czterech ścianach nagle odkrywają, że się wręcz nienawidzą, a rodzice nie mają najmniejszej chęci spędzać czasu z własnymi dziećmi. Mimo mojego zrozumienia dla pewnych wyzwań wynikających z zamknięcia, to bez przesady - sami wybraliśmy sobie partnera, a nasze dzieci sami wychowujemy! Nie mogę uwierzyć, że nie chcemy opiekować się rodzicami czy dziadkami. Dostaję szału gdy czytam kolejne posty o "koszmarnej nudzie" - ostatnio można dostać zawrotów głowy od tych cudownych udostępnionych nam możliwości, nie mówiąc o tym, że spora część z nas powinna pracować i uczyć się z domu.

Przecieram oczy ze zdumienia kiedy jeszcze tydzień temu widziałam jak wielu ludzi za nic ma kwarantannę. Część osób siedzi dla wspólnego dobra grzecznie w domach, a druga część ma to w nosie i spotyka się na wycieczki rowerowe, przez co zamknięte zostały miejskie rowery - dla wielu najbezpieczniejszy obecnie środek transportu. Z okna widziałam spotkania mam z dziećmi, całe masy nagle obudzonych maratończyków (serio - za jednym podlewaniem kwiatów widziałam ze 30 biegaczy w pięknych wielobarwnych strojach). Znajoma opowiedziała o "cudownym wypadzie do lasu z rodziną i przyjaciółmi", a w zeszły piątek, kiedy późnym wieczorem licząc na puste ulice przemykałam od Mamy, której zaniosłam zakupy, w co najmniej kilku mieszkaniach odbywały się typowe piątkowe imprezy. Dramaty obniżonej (tylko z 4K!) jakości filmów i seriali na Netflixie szczerze mnie załamały, podobnie ludzie łamiący obowiązkową kwarantannę.

Jednocześnie moja praca się zmieniła - zawiesiłam wiele projektów wyjściowych, które dawały mi ogromną radość i satysfakcję - wyjazdy konferencyjne, organizację konferencji i szkoły letniej, naukę modelowania. Została sama praca komputerowa, żmudne analizy, tabelki i wykresy, esencja najtrudniejszej w gruncie rzeczy pracy naukowca.

Do tego dochodzi wszystkiego obawa przed chorobą i ekonomicznymi, psychologicznymi oraz społecznymi konsekwencjami...
Poczułam się przytłoczona, przygnębiona, zmęczona, smutna i rozczarowana. Siadałam przed komputerem by coś napisać i traciłam zapał. Miałam pustkę w głowie i ostrokrzew w sercu.


Na szczęście dzieją się i dobre rzeczy. Niezależnie od metrażu jesteśmy szczęśliwi, nawet jeśli wymaga to czasami pewnej gimnastyki organizacyjnej. My i nasi bliscy jesteśmy zdrowi i mamy pracę, za którą najprawdopodobniej mimo wszystko otrzymamy pensję. Nie mamy więcej czasu na przyjemności, ale mamy go mniej więcej tyle samo co przed kwarantanną co i tak jest niezłym osiągnięciem. Kiedy poszłam na przymusowe zakupy, bo coś jeść musimy, wszyscy byli bardzo kulturalni, a obsługa absolutnie cudownie profesjonalna, odpowiedzialna i po ludzku przyjazna. Ludzie dobrowolnie zachowują odpowiednią odległość, w sklepie (bo byłam tylko w jednym) nie było dzieci, nikogo nie trzeba prosić czy zmuszać do zachowywania bezpieczeństwa i higieny. Wszystko odbywa się spokojnie, bez dramatów. Na półkach było mnóstwo towaru. No właśnie - wspieramy przedsiębiorców. Na moim osiedlu zamawiano kwiaty, które odbierano przy zachowaniu wszelkich zasad bezpieczeństwa. Na tej samej zasadzie było mięso, ciasta, specjalne chleby. Wszystko naprawdę przemyślane, zrobione najbezpieczniej jak to możliwe. A my też chcemy pomagać i chcemy wspierać. 

Większość naszych bliskich i znajomych jest bardzo świadoma zagrożenia i zachowuje się naprawdę rozsądnie i odpowiedzialnie - jestem pełna podziwu dla zmian, które wprowadzili w swoim życiu, tego jak dają sobie radę z niepokojem, wspólną nauką, opieką nad dziećmi, rodzicami, dziadkami. Jako człowiek wiem jakie to wymagające, a jako naukowiec jakie ważne.
Fantastycznie wspieramy - szpitale, starszych i schorowanych czy pracowników, którzy nie mogą pracować zdalnie. Każda kolejna inicjatywa robi na mnie coraz większe wrażenie. Tak się cieszę, że ludzie chcą się dzielić, pomagać, a jednocześnie zachowują w tym rozsądek i bezpieczeństwo.
Wielu twórców, blogerów, youtuberów itd. to wspaniali ludzie, którzy w tym trudnym okresie dali mi się poznać jako osoby pozytywne, pełne siły, energii i chęci wspierania innych. Czytelnicy z werwą proszą o polecajki - w ciągu ostatnich tygodni bardzo często polecałam książki naprawdę wszelkiej maści. To są niezwykle budujące momenty. Jak tak to teraz napisałam to w sumie aż się uśmiechnęłam. :D 

I książki - mam pełną biblioteczkę, zarówno papierową, jak i ebookową. Z całą pewnością nie zabraknie mi lektur, a postanowiłam, że będę czytać to co mam. Czytam to co czekało na moją uwagę i dokańczam pozaczynane pozycje. Zobaczymy jak mi pójdzie. ;)

Nie wiemy co będzie dalej, kiedy to się skończy, w jakim stanie będzie nasz świat i my samy, ale w końcu to się skończy. I wtedy z przyjemnością gdzieś wyjadę na łono natury, pójdę do parku i spotkam się z przyjaciółmi. A Wy? 

Powiedzcie jak Wy sobie radzicie. Nadchodzi Wielkanoc, zupełnie inna, a jednocześnie podobna innym. Wkrótce minie miesiąc od zamknięcia przedszkoli, szkół i uczelni wyższych. Jak się czujecie? Zdrowie Wam dopisuje? Co pozytywnie zaskoczyło Was w tej naszej nowej rzeczywistości? Piszecie pamiętniki albo robicie zdjęcia? Macie problemy z pracą lub edukacją domową?

Ściskam Was dzisiaj bardzo prywatnie (bo wpis arcynieksiążkowy), ale po prostu musiałam.